Co założyć, żeby się nie przegrzać, nie spocić, ale jednocześnie, nie zmarznąć? W czym trenować, by było lekko, przyjemnie, a jednocześnie bezpiecznie? Bieganie zimą jest nieco bardziej złożone niż wiosną czy latem, ale dużo mniej skomplikowane, niż to się może wydawać. Testowaliśmy różne opcje w najbardziej ekstremalnych warunkach: na Grenlandii.
Biegam od kilku lat. Czy na trening wychodzę w każdą pogodę, bo uważam, że jeśli pada deszcz, a ja zostanę w domu, to mam słaby charakter? Nie. Moje podejście do biegania bardzo się zmieniało. Na samym początku biegałam od wiosny do późnej jesieni, bo jakoś tak to bieganie zimą wydawało mi się czymś zarezerwowanym wyłącznie dla zawodowców i prawdziwych twardzieli. Gdy padał deszcz, szłam na siłownię, w tym czasie bieganie nie było dla mnie niczym więcej jak tylko uzupełnieniem innych treningów. Rok później przyszło wielkie zauroczenie i przez dobre dwa lata uważałam, że nie ma złej pogody: trzeba było iść na trening bez względu na to czy jest -20 czy +35. Koniec i kropka. Dzisiaj jestem gdzieś pomiędzy: jeśli pada deszcz, a ja mimo wszystko czuję, że mnie roznosi, idę pobiegać. Jeśli mam przeczucie, że sprawi mi to więcej bólu niż przyjemności i zakończy się przeziębieniem, idę popływać albo stawiam na trening funkcjonalny. Biegam do -10, bo wszystko poniżej po prostu zaczyna być ryzykowne, a wolę odpuścić jeden trening czy dwa lub wymienić biegowy na inny, niż chorować dwa tygodnie. Przechodziłam przez różne fazy i pewnie jeszcze nieraz przechodzić przez nie będę, dlatego rozumiem i akceptuję każde podejście. Każdy z nas ma swoje bieganie i każde z nich jest równie dobre, bo najlepsze dla nas. Choć czasem dobrze jest się przełamać, zrobić małe odstępstwo od normy, poczuć, że żyjemy. My tak zrobiliśmy ostatnio podczas wyprawy na Grenlandię. Mieliśmy okazję zobaczyć jak się biega w bardzo niskich temperaturach od – 8 do – 28 i powiem szczerze, że choć w tym roku jesienią biegam najmniej (ze względu na ciążę) to mam wrażenie, że przetestowałam na sobie najwięcej patentów na strój do biegania zimą. Dlatego postanowiłam napisać ten tekst już dziś, żeby na świeżo podzielić się wrażeniami i być może podpowiedzieć coś praktycznego na zimę. Jedziemy!
Przede wszystkim: warstwy
Zanim pojechaliśmy na tę zimnicę, przetestowaliśmy ubrania w Polsce. Jesień mamy piękną, temperatury ani trochę nie były zbliżone do tych, które czekały na nas na Grenlandii, dlatego postanowiliśmy się wdrapać nieco wyżej, żeby było chłodniej. Pojechaliśmy do Szklarskiej Poręby, w której i tak dość często biegamy i tam po raz pierwszy postanowiliśmy przetestować różne warianty.
Warstwy – to było słowo-klucz, które kierowało nami, kiedy dobieraliśmy ubranie na wyjazd i rzeczywiście muszę powiedzieć, że to najrozsądniejsza metoda na zimę. Dlaczego? Jest wiele powodów:
- każda warstwa jest lekka, więc nie krępuje ruchów, nie czujesz się jak nadmuchany bałwan,
- w każdej chwili możesz zdjąć lub dołożyć element stroju, gdy robi się zbyt ciepło lub zbyt zimno,
- dzięki dobrze dobranym materiałom, nawet podczas dłuższego wybiegania nie będziesz mieć mokrych pleców – wszystko zostanie odprowadzone na zewnątrz, a warstwa, którą masz najbliżej przy ciele, zostanie sucha do końca treningu (test: 24km przy -28 stopniach)
Bielizna termoaktywna na dobry początek
Na Grenlandii zakładaliśmy na siebie mnóstwo warstw (co widać na zdjęciu;). Żeby wyjść na trening trzeba było założyć na siebie dwie pary legginsów, przynajmniej dwie bluzki i kurtkę. Nie da się ukryć, że najważniejsza była pierwsza warstwa. Zimą w ogóle podstawą jest bielizna termoaktywna: dzięki niej, będzie nam ciepło, lekko, skóra będzie oddychać i odprowadzać pot na zewnątrz. W tej chwili na rynku jest bardzo duży wybór tego typu produktów, my jako pierwszą warstwę zakładaliśmy bluzkę i legginsy z linii Nike Pro Hyperwarm Limitless. Na to leciała kolejna warstwa.
Legginsy i bluzki typu long sleeve
Pamiętam, że moją pierwszą zimę przebiegałam w zwykłych, długich legginsach biegowych i na nie narzucałam luźniejsze, cieplejsze spodnie. Wariant do przeżycia i na pewno dobre rozwiązanie dla początkujących, bo faktem jest, że warto zakochać się w bieganiu na dobre, zanim zaczniemy wydawać majątek na uzupełnienie naszej szafy. Żeby zacząć biegać, nie musimy mieć wszystkich najnowszych technologii, rozwiązań idealnych na każde warunki pogodowe. Wystarczą dobre chęci i kombinowanie z tym, co mamy w szafie. Jeśli jednak już wkręcimy się na dobre, będziemy biegać często, pokonywać dużo kilometrów w każdym tygodniu, to warto zadbać o komfort. Zimą świetnie sprawdzają się nieco grubsze legginsy od tych, w których biegamy jesienią czy wiosną. Epic Lux Flash Tight, które mam na sobie na zdjęciu, sprawdziły się idealnie.
Są nieco grubsze, z technologią DRI-FIT dzięki czemu unikniemy nieprzyjemnego uczucia mokrego dołu pleców i nie zaziębimy nerek. Pamiętajmy też o tym, że zimą dni są krótsze i szybciej robi się ciemno. W tym modelu mamy fajne rozwiązanie: te„kropeczki” nie tylko uroczo wyglądają, ale przede wszystkim są odblaskowe. Dzięki temu jesteśmy widoczni na drodze.
Jeśli chodzi o bluzki, ja jesienią i zimą najchętniej wybieram wszystkie typu long sleeve, gdzie długi rękaw jest dodatkowo przedłużony o takie “rękawki” na dłonie. Dzięki temu prostemu patentowi, nie trzeba zakładać rękawiczek, gdy nie ma jeszcze mrozu, w każdej chwili można je zdjąć, gdy już się rozgrzejemy i podciągnąć jak rękaw, nie musimy ich upychać po kieszeniach.
Kurtka ważna rzecz
Bardzo często pytacie mnie o różne kurtki, w których biegam. Moim zdaniem najważniejsze jest to, żebyśmy przed zakupem sprecyzowali, czego od tej kurtki oczekujemy. Nie da się kupić jednej uniwersalnej kurtki do wszystkiego. Takiej, żeby była lekka, idealna do biegania latem i zimą, oddychała, chroniła przed wiatrem i ulewnym deszczem. Najlepiej oczywiście mieć przynajmniej dwie kurtki: lekką wiatrówkę, w której będziemy biegać wiosną, latem i jesienią, a w cieplejsze dni możemy wykorzystać nawet zimą, jeśli wciśniemy pod spód odpowiednio dużo warstw (sama tak często robię) oraz kurtkę przeciwdeszczową. Tę drugą trzeba mieć, jeśli planujemy wybiegania w górach. Warto jednak wyposażyć się w jedną cieplejszą kurtkę, która uratuje nam życie, gdy pojawią się mrozy. Zimą sytuacja wygląda lepiej: ponieważ kurtki mogą być grubsze, w zupełności wystarczy jedna, która uchroni nas zarówno przed wiatrem jak i przed deszczem. My biegaliśmy na Grenlandii w takim właśnie nieco cieplejszym modelu: Nike Shield Flash Max.
Można w niej biegać również jesienią czy wiosną, jeśli pod spód założymy tylko jedną lekką warstwę. Kurtka jest wykonana z materiału ze wzmocnionego materiału Storm-FIT, dzięki czemu chroni przez deszczem i wiatrem jednocześnie. Z kurtkami przeciwdeszczowymi często jest tak problem, że “nie oddychają”. Po kilku kilometrach robi nam się gorąco, zaczynamy się pocić, a cała woda zatrzymuje się wewnątrz. Mój ambitny biegacz strzelił sobie kilka dłuższych treningów w tym jeden w ekstremalnie niskiej temperaturze -28 stopni i faktycznie za każdym razem wracał suchuteńki, a na kurtce na wierzchu pojawiał się szron ze skroplonego potu, który w całości był odprowadzany na zewnątrz. Jest jeszcze jedna fajna zaleta: kurtka w całości jest pokryta odblaskowym nadrukiem, co zapewnia widoczność nawet w warunkach słabego oświetlenia. Nawet na zdjęciach widać jak “magicznie” z ciemnej stawała się bardzo jasna – tak, zdjęcie powyżej i poniżej to ta sama kurtka 🙂
Kamizelka do biegania
Kiedy nie jest jeszcze zbyt zimno, ciekawym rozwiązaniem jest kamizelka. Trzeba przyznać, że obydwoje bardzo polubiliśmy Nike Aeroloft Flash z kilku powodów: jest lekka jak piórko, „oddychająca”, a mimo tego bardzo ciepła. Jesienią czy wiosną można zakładać ją na bluzę z długim rękawem i na pewno nie zmarzniemy ani się nie przegrzejemy. Jest tak mała, że warto zabierać ją w góry, bo momentalnie rozgrzewa, a w każdej chwili można ją zwinąć i schować do plecaka.
Kamizelka też jest z serii Flash, co oznacza, że będziemy widoczni w ciemności. Dodatkowo ma sporą kieszeń z tyłu na plecach, gdzie można spokojnie wrzucić telefon czy cokolwiek innego (idealne miejsce, bo kompletnie się nie czuje iPhona w czasie biegu, nic nie lata, nie majta się, nie ciąży), no i jeszcze jedno: dobrze się w niej wygląda, a powiedzmy sobie szczerze: miło jest fajnie wyglądać nawet na treningu. Model męski też się całkiem zacnie prezentuje.
Fot. Tony Street
Buty do biegania zimą
Prawda jest taka: jeśli nie ma zbyt ekstremalnych temperatur, lodu lub głębokiego śniegu, zimą możemy biegać w tych samych butach, co jesienią czy wiosną. Sama tak robię i naprawdę nic mi z tego powodu nie doskwierało. Jeśli jednak marzy nam się wybieganie w lesie w śnieżnej aurze, albo na ulicach robi się ślisko, warto zaopatrzyć się buty z dobrym bieżnikiem. Spokojna głowa: będziemy mogli w nich biegać również wiosną w terenie, także nie jest to wydatek tylko na zimę. Chyba, że szykujemy się na naprawdę ekstremalne bieganie i zamiast zakładać kilku par skarpet, chcemy mieć cieplejsze buty. Ja np. na Grenlandii biegałam w butach Nike Zoom Wildhorse GTX. To bardzo dobre rozwiązanie na niskie temperatury i głęboki śnieg. Są wyposażone w lekką, siateczkową cholewkę z membraną Gore-Tex ®, dzięki czemu mamy bardzo dobry przepływ powietrza i jednocześnie wodoszczelną ochronę przed wilgocią. Dość agresywny bieżnik wycięty na gumowej podeszwie zapewnia lepszą przyczepność. Na butach znajdziemy elementy odblaskowe, które zapewniają widoczność.
Oczywiście w przypadku głębokiego śniegu warto pomyśleć o stuptutach, które później przydadzą nam się przez cały rok, gdy np. będziemy biegać w górach. Dzięki takim ochraniaczom śnieg czy błoto nie dostaną nam się do butów. Ja wybrałam zabawne, dziewczęce od Zingy. Nie zapominajmy też o dobrych skarpetach. Muszą być dłuższe – przynajmniej za kostkę i grubsze niż te, w których biegamy wiosną czy latem.
Czapka, buff, rękawiczki – bez tego ani rusz! Trzeba chronić zatoki, gardło, dłonie. Ich grubość zależy od temperatury na zewnątrz, czasem warto wcisnąć na siebie nawet dwie pary rękawiczek albo cieplejszą czapkę.
Paradoksalnie zimą jeszcze bardziej niż latem mogą się przydać okulary przeciwsłoneczne. Śnieg odbija promienie słoneczne i łatwo o ból głowy czy problemy ze wzrokiem. Z tego samego powodu warto przed każdym treningiem posmarować twarz kremem z filtrem, a usta specjalną pomadką.
Bieganie zimą jest naprawdę urokliwe i nie ma się czego bać. Trzeba tylko podejść do tego z głową 🙂
Przypominam, że w ramach naszego biegu pomagamy Zosi, która czeka na operację serca. Podobał ci się tekst? Czujesz, że skorzystasz z mojego doświadczenia i będziesz biegać zimą? Pomóż proszę Zosi wpłacając symboliczną kwotę do skarbonki, którą założyliśmy na serwisie: siepomaga.pl, Tutaj link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/r/zyciowkazosi
Na wyjazd na Grenlandię ubrała nas firma Nike.
Pingback: Konkurs. Wygraj kamizelkę Nike Aeroloft Flash! : Panna Anna Biega()
Pingback: Bieganie zimą: kilka porad trenera i moich : Panna Anna Biega()