Wiecie, że nie mam w zwyczaju zdawać relacji z biegów. Jestem raczej od tego, żeby dzielić się doświadczeniem i dawać wskazówki w pigułce, ale tylko dotyczące tego, co sprawdziło się w moim przypadku. Dlatego dziś też krótka, ale treściwa pigułka.
Biegłam z nastawieniem: „Zimą odpoczywałam, nie ma co porywać się na bicie życiówki. Ważne by złamać 2 godziny” no i udało się dobiec na metę w czasie 1:48:08 i powiem Wam, że nie było nawet momentu kryzysu, a ostatnie 5 km pobiegłam tak szybko, jak nawet nie udało się tego nigdy zrobić podczas zawodów na 10km. Dlatego kilka wniosków. Może komuś się przydadzą.
1.Liczy się nastawienie.
Ten luz, o którym wspomniałam na początku „Byle złamać 2h” przydał się. Ale już przed startem poczułam moc. Tańczyłam, śpiewałam, nie mogłam się doczekać, by wystartować. W podobnym nastroju byłam podczas półmaratonu w Radzyminie, gdy pobiegłam dotychczas najlepiej (1:49:17). W trakcie biegu, zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku, myślałam już na zasadzie: będzie świetny czas, uda się. To daje bardzo dużego kopa i raptem okazuje się, że dostajesz energię nie wiadomo skąd (taki mały energy boost;)
2.Z głową rozkładaj siły
Na początku zwykle jest euforia. Ruszamy z tłumem, są kibice, mamy energię, czujemy moc. Biegniemy szybko, nie czujemy zmęczenia. Mam bardzo krótkie doświadczenie biegowe, ale debiut w maratonie nauczył mnie tego, że nie wolno zbyt szybko zacząć. Półmaraton to nie jest bieg na 5 czy 10 km tylko ponad 21km, trzeba rozłożyć siły. Tym razem pierwszą dychę pobiegłam szybko, dlatego między 12-16 km zwolniłam, ale po podbiegu przyszedł czas na strzał. Kolega mnie zauważył w momencie, gdy poczułam, że czas przyspieszyć, napisał: Widziałem Cię na wysokości Placu na Rozdrożu. Byłem metr od Ciebie ………, ale “odjechałaś”. Super czas !!! I rzeczywiście, jak na mnie świetny. Ostatnie kilometry zrobiłam w tempie: 4:28-4:40 min/km. Mam wrażenie, że po raz pierwszy w życiu doświadczyłam prawdziwej euforii biegacza.
3.Biegnij w sprawdzonych butach i stroju
Zdecydowałam się napisać tę krótką relację między innymi dlatego, że dostałam kilkanaście zapytań o to, jak biegło się w adidas boost i czy rzeczywiście jest moc! Jakie są moje odczucia? Powiem tak: do końca nie wiedziałam, w których butach pobiec. Jeszcze w dzień maratonu wsunęłam na jedną stopę boosta, na drugą Nike Free i śmigałam po mieszkaniu zastanawiając się w którym bucie pobiec.
Wybrałam adidasa, bo przebiegłam w tych butach sporo zimą i wiedziałam, że będzie wygodnie. Nike Free bardzo lubię, ale mam taki wariant, który lepiej sprawdza się przy nieco wyższej temperaturze i dlatego dokonałam takiego wyboru. Biegło się wygodnie, buta praktycznie nie czuć na stopie, ale czy jest taki szałowy efekt? Myślę, że mój wynik, to efekt konsekwencji i wytrwałości w treningach. Zimą odpoczywałam, teraz dopiero się rozkręcę 😉 But ma jedną wadę: spora część amatorów takich jak ja, mimo dobrych chęci, wciąż biega „z pięty”. Myślę, że w tej sytuacji pianka umieszczona w podeszwie buta mocno odzywa się w pietę, a później wszystko idzie w biodro, bo dzisiaj boli, ale poza tym but jest wygodny, nie obciera, nie uwiera.
To co, biegamy dalej? Czas się rozkręcić ☺