Wiadomo, każdy ma inny sposób na zawody. Nie będę dzisiaj mówić o tym, jak wiele ich i które mogą być dobre, a które nie. Opowiem Wam o tym, co ja robię, bo w moim przypadku to się sprawdza, czyli jest to jedyna metoda, którą z czystym sumieniem mogę polecić. Do dzieła!
Nie wiedziałam w jakiej jestem formie jeśli chodzi o tak długi dystans. Ostatni półmaraton przebiegłam 24 marca w czasie 1:48:08. Od tamtej pory dużo trenowałam, sporo startowałam, ale tylko w biegach na dystans 10 km i raz na 5 km. Widziałam, że kondycja się poprawiła, a czasy są coraz lepsze, ale prawda jest taka, że ciężko zaufać kalkulatorom. Bo co by było, gdybym trenowała wyłącznie pod 10 km i w ogóle nie robiła dłuższych wybiegań (wiedziałam, że robię ich mało ze względu na starty).
Chciałam złamać 1:45 a udało się wykręcić czas 1:41:48. Z tej okazji, postanowiłam świętować w taki sposób: podzielę się refleksjami na temat tego, jak udało się to zrobić.
1. Odpoczynek przede wszystkim
“Za dużo trenujesz!” – usłyszałam od doświadczonego znajomego. “Stać Cię na więcej, możesz mieć lepsze wyniki, tylko zajeżdżasz się a już jest mało czasu. Zaraz masz start” – suszył mi głowę. Posłuchałam. Ostatni mocniejszy akcent miałam tydzień przed zawodami, a później był już tylko basen, spokojne przebieżki. Aż stęskniłam się za bieganiem i źle się czułam. Miałam dość tych 6 kilometrowych treningów, podczas których nie zdążyłam się zmęczyć. I dzięki temu, że odpoczęłam, że odczuwałam niedosyt biegania, dałam radę.
W ciągu ostatniego tygodnia nie zdążysz już nic zrobić. Szybkość, wytrzymałość i siłę budowałeś wcześniej teraz trzeba chwilę odpocząć, by dać z siebie wszystko na starcie. Sprawdziło się, bo biegło mi się świetnie. Utrzymałam stałe tempo na całym dystansie (4:49), nie miałam kryzysu, a zazwyczaj jednak mam momenty, kiedy chcę zwolnić, kiedy boję się, że nie dam rady. Stąd wiem, że ten odpoczynek jest naprawdę potrzebny i nie należy mieć wyrzutów sumienia.
2. Można sobie dobrze zjeść
Tak, wiem, mi też zależy na tym, by utrzymać jak najmniejszą masę ciała. Tak, powinnam schudnąć jakieś 2-3 kg. Ale jedno jest pewne: nie robimy tego przed zawodami. I tak jak normalnie jestem wrogiem podejścia: “Zacznę od poniedziałku” tak w przypadku zawodów “Zacznę po zawodach” ma jak najbardziej sens. Szczególnie jeśli mówimy o dłuższych biegach takich jak półmaraton, maraton czy biegi ultra. Powiedzmy, że w przypadku półmaratonu jemy bez wyrzutów sumienia już na dwa dni przed startem. Przez cały czas odmawiasz sobie makaronu czy pizzy? To dobry moment, by nadrobić zaległości. Trzeba zrobić zapas glikogenu. Dzięki temu nie “odetnie Cię” na trasie. Wiadomo, nie przesadzajmy. Trzeba się czuć dobrze i lekko na samym starcie, ale właśnie przez te ostatnie dwa dni podjadałam sobie regularnie mniejsze porcje owoców, kaszy – generalnie stawiałam na węglowodany i cukry proste. I tak wybierałam te zdrowsze warianty, ale to na pewno pomogło.
3. Biegniesz głową – nastawienie to 80%
Możesz mi wierzyć lub nie, ale nastawienie to naprawdę więcej niż połowa sukcesu. Przetestowałam to podczas wielu startów. Wczoraj już na drugim kilometrze wiedziałam, że damy radę to zrobić (biegałam z koleżanką – cudowny pomysł, ale o tym za chwilę). Wystartowałyśmy trochę za szybko (wstyd się przyznać, bo 4:20, a wiadomo było, że to nas spali), ale pilnowałyśmy tego, by na spokojnie zejść do naszego tętna. Biegłyśmy szybciej niż planowałyśmy ale obydwie czułyśmy się dobrze, więc nawet się nie konsultowałyśmy tylko biegłyśmy tak, jak się czułyśmy. Ale jestem dumna z nas najbardziej dlatego, że to był bardzo równy bieg, co oznacza, że praktyka czyni mistrza i biegam coraz bardziej świadomie, nie daję się ponieść na zasadzie: no czuję, że biegnę na luzie, to pocisnę.
Pamiętam, że za każdym razem, gdy udawało mi się zrobić życiówkę, biegłam z takim nastawieniem. Na starcie nie wiedziałam. Miałam marzenie, miałam cele, ale nie wiedziałam, czy się uda. Jednak chodzi o to, co pojawia się w głowie, gdy już zaczniesz biec. Oddychasz, sprawdzasz, jak się czujesz i już wiesz, czy to się uda czy nie. Jak uwierzysz, że możesz to zrobić, uda się. Ja gadam do siebie w myślach 😉 Jest dobrze, zobacz jak się fajnie czujesz. Jest na luzie, dasz radę się uśmiechać, odezwać. Będzie dobrze. Utrzymasz to jeszcze przez 19 km i to działa! Tak, jestem stuknięta, ale kto z nas nie jest?
Wiecie co jeszcze robię? Wizualizuję sobie, co będzie na mecie. Myślę jak będę świętować, do kogo chcę zadzwonić z tą radosną wieścią. Możecie mnie teraz zmieszać z błotem, ale taka jest moja metoda 🙂 i chyba działa.
4. Co cztery nogi to nie dwie
W biegu na 10 km ostatnio udało mi się zrobić życiówkę dzięki Michałowi – 46:01 – tak, wiem, obciach, że nie ucięliśmy tych dwóch sekund, ale przy 35 stopniowym upale nawet nie sprawdzałam. Cel był jeden: poprawić poprzedni wynik czyli 46:27. Udało się. Moje gapiostwo, że nie zauważyłam jak niewiele nam brakuje i najzwyczajniej w świecie odpuściłam).
Mój pierwszy maraton pobiegłam z Magdą:
a wczoraj wystartowałam z Anią.
Podczas Biegu Truskawki pobiegłam ze Zbyszkiem, a podczas Biegu dla Słonia z Jackiem, nawet podczas ostatniego biegu Powstania Warszawskiego miałam towarzystwo. Czasem bardzo lubię pobiec sama i wtedy też zdarzyło mi się zrobi kilka życiówek na dystansie półmaratonu i biegu na 10km. Jeśli jednak masz możliwości, by z kimś pobiec, warto z niej skorzystać. Zawsze jest raźniej. Nie rozmawiam, każdy robi swoje, ale ktoś jest obok i to fajnie działa na głowę.
5. Schładzaj się, pij
Od razu się odświeżysz, poczujesz przypływ energii. To bardzo dobrze działa na psychikę. Nie piję dużo podczas biegu, szczególnie na takim dystansie, na maratonie jest jednak wolniej i dłużej trwa bieg. Jednak trzeba chociaż zmoczyć usta lub schłodzić się wodą. Poczujesz ogromną różnicę.
6. Po zawodach odpocznij!
Trzeba się zregenerować, by mieć siły na kolejny start. Pierwszy raz w życiu założyłam na zawody skarpety kompresyjne (tak, te różowe 😉 czy pomogły podczas biegu? Tego nie wiem, ale wiem jedno: pomogły po. Gdy wróciłam do domu, wykąpałam się i zjadłam, położyłam się, by odpocząć. Nogi poczułam dopiero po kilku godzinach po biegu. Zaczęły boleć, były takie zmęczone. Pamiętałam, że kilka osób wspominało mi o tym, że skarpety warto założyć po biegu, więc tak zrobiłam. Nosiłam je przez kilka godzin i bardzo pomogło! A dzisiaj czuję się jak młody bóg! Nie ma zakwasów, jest bardzo dobrze! Ale i tak odpoczywam, bo ten start nauczył mnie, że warto!
Tyle! Moje sekrety zdradzone! Czerpcie garściami i wyprzedzajcie mnie na trasie 🙂