Po dzisiejszym tekście możesz przestać mnie lubić. Może nawet przestaniesz mnie czytać. Dlaczego? Dlatego, że dziś nie będę klepać Cię po ramieniu i mówić: „Rozumiem, że masz ciężko. Jeśli dziś nie poszedłeś na trening, zawsze możesz pójść jutro”. Oczywiście, że tak, ale Ty już o tym wiesz. Ty wiesz, że nie warto zarzynać się za wszelką cenę i czasem lepiej jeden dzień odpocząć, by wrócić do sił, niż cisnąć wtedy, gdy już nie ma z czego „wyciskać”. Wiesz też, że nie warto się sportem stresować. Nie udało się? Wypadłeś z rytmu? Nie przejmuj się, zacznij jeszcze raz od nowa. Tak jest przecież ze wszystkim: z dietą, nauką, pisaniem. Ale mówię teraz o czymś innym. Jeśli ten stan usprawiedliwiania się trwa zbyt długo, mówię dość i nie będę Ci przytakiwać. Rusz się choć 20 minut przez 3 razy w tygodniu, a zobaczysz, jak świetnie się poczujesz. A na to każdy ma czas. Naprawdę. Zarówno studentka w czasie sesji, jak i pracująca matka trójki dzieci. Podpowiem , jak to zrobić, by dziś skończyło się akcją, a nie działaniem! Gotowa? No, ja myślę!
Wszystko dzieje się w Twojej głowie
Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę to, czy znajdziesz w sobie siły i chęci, by pójść na trening, leży głównie w Twojej głowie. Sprawdzałam to na sobie, na Rudziku i na wielu znajomych. Każdemu się czasem nie chce. Ba! Nawet nie czasem tylko po kilku latach biegania, kiedy mija już to pierwsze zauroczenie, częściej się nie chce niż chce. O tym, co zrobić, by zakochać się w bieganiu na nowo i przez długie lata odnajdywać w tym prawdziwą przyjemność, można napisać książkę. I ja właśnie ją napisałam 😉 Jeśli szukasz motywacji i pomysłu na to, by sobie urozmaicić treningi, zawody, zajrzyj do niej: http://pannaannabiega.pl/kup-ksiazke/
Ale wracając do tematu: wiem po sobie, że kiedy Ci się nie chce, bo masz na głowie zbyt dużo spraw, nieprzespaną noc czy całą serię nocy, wiele rzeczy do zrobienia w domu, mnóstwo pracy, łatwo jest powiedzieć sobie: „Teraz nie ma sensu brać się za treningi. Poczekam, aż będzie luźniej”. No i teraz nie czarujmy się, masz już tyle lat, że doskonale poznałeś jedną życiową prawdę: Luźniej to raczej już nie będzie. Zawsze, kiedy kończysz jedno zadanie, pojawia się nowe. Kończysz studia, myślisz: “Wreszcie nie będzie nauki” i kilka tygodni później rzucasz się w wir pracy. Myślisz, że odchowasz troszkę jedno dziecko, a tu zdziwko: jesteś w ciąży. I tak w koło Macieju. Dlatego nie czekaj na odpowiedni moment, tylko zacznij już dziś. Masz mało czasu, jesteś zmęczony? Poświęć na ruch tylko 20 minut. Od czegoś trzeba zacząć, wyrobić w sobie te nową rutynę. Kiedy? Jak wygrzebać te 20 minut, gdy wokół Ciebie tyle się dzieje? O tym za chwilę. Zostańmy jeszcze na moment przy głowie.
Nie daj się „antywspierającym”
Niestety sprawa z głową jest podwójnie trudna. Nie dość, że jesteśmy mistrzami oszukiwania samych siebie i wynajdywania wymówek, to jeszcze często mamy wokół siebie ludzi, którzy zamiast nas wspierać i motywować do działania, podcinają nam skrzydła. Bo kto nie ma kolegów w pracy, którzy rzucają przy kawie: „Biegasz? Teraz? Nie wygłupiaj się” i teraz mamy całe może argumentów, dlaczego mamy nie biegać:
- takie upały,
- takie mrozy,
- pada,
- powietrze zanieczyszczone,
- po betonie to zaszkodzisz sobie na stawy
głupia moda
mam wymieniać dalej? Przeanalizujesz sprawę, pomyślisz: „No dobra, to nie będę biegać na asfalcie i wdychać spalin, polecę do lasu”. To z kolei w domu usłyszysz, że niebezpiecznie, że kleszcze, że się zgubisz. I tak cały czas. “Maratony są nie zdrowe. Znowu ktoś umarł, słyszałaś?”. Tak, słyszałam, a ile osób zginęło dziś na drodze? I jeszcze mój ulubiony argument: „Po co Ty ćwiczysz? Przecież dobrze wyglądasz!”. Haha – dobre! Zgadnij dlaczego?;)
To już wiesz z czym masz do czynienia, teraz warto znaleźć sposób na to, by udało się ćwiczyć.
Wykorzystaj „czarne dziury”
To już wiesz z czym masz do czynienia, teraz warto znaleźć sposób na to, by udało się ćwiczyć. Jeśli jesteś osobą bardzo zajętą i naprawdę cholernie ciężko jest Ci wygospodarować nawet 20-40 minut tylko dla siebie, zacznij od tego, by wykorzystywać „czarne dziury”. Co to znaczy? Wykorzystywać ten czas, kiedy i tak musisz coś zrobić. Zawsze starałam się najlepiej wykorzystać każdą chwilę, bo chciałabym i popracować, i potrenować, i pouczyć się francuskiego, i ugotować coś dobrego, i przeczytać fajną książkę, pójść na długi spacer z córką, i pogadać z przyjaciółką, i obejrzeć film z Rudzikiem. Dlatego nauczyłam się korzystać z „czarnych dziur”. Co to znaczy? Kiedy muszę być w domu, powodów może być wiele: robię pranie, mam kaczkę lub ciasto w piekarniku, Nelka ma drzemkę albo nie śpi, ale już byłyśmy na spacerze i czas na zabawę to odpalam DVD albo po prostu wyciągam matę i ćwiczę. Słyszę czasem: „Przy moim dziecku się nie da”. U mnie też się nie dało, bo Nelka do 7-8 miesiąca była bardzo trudnym egzemplarzem i rzeczywiście nie dało się wtedy przy niej nic zrobić, ale roczne dziecko to już na szczęście inna historia. Teraz po prostu trzeba ją zaangażować, przerwać trening i pokazać książeczkę albo wymienić kilka ćwiczeń na takie, które ona może zrobić ze mną.Wcześniej czekałam na ojca, aż wróci z pracy, serwowałam mu obiad, małą i wyskakiwałam na 40 minut.
Jeśli Twój facet bardzo późno wraca z pracy albo w ogóle wychowujesz dziecko sama, możesz poćwiczyć podczas spaceru. To kolejna „czarna dziura”. Z wózkiem, nawet takim, który nie jest wózkiem biegowym, możesz zrobić delikatny marszobieg w parku z asfaltem, zatrzymać się na kilka przysiadów przy wózku, potem znowu rundka i krótka przerwa na wykroki, potem znowu ruch, by dziecko nie zaczęło się denerwować (z moją wiecznie trzeba było chodzić, nie dało się na dłużej zatrzymać) i kilka pompek na ławce. Naprawdę, jak się chce, to da się to zrobić!
Twoja pociecha nie lubi być w wózku? Zapakuj ją w nosidło i idź na długi, szybki spacer. Doskonały trening a i dziecko się dotleni:)
Wymieniaj się z koleżanką
Jeśli mimo wszystko uważasz, że z Twoim dzieckiem nie da się trenować na spacerze lub w domu, nie masz pomocy typu mama, siostra pod ręką (znam ten ból niestety) możesz zrobić coś innego. Pamiętaj, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Ja w Rotterdamie byłam przez długi czas zupełnie sama z Nelką, Konrad wychodził na 10 godzin, ja akurat wolałam trenować, gdy wróci z pracy, ale wymyśliłam wtedy patent dla mam. Poznałam na miejscu kilka mam, jedne miały trochę starsze dzieci od mojego, inne rodziły, gdy Nelka już była na świecie. Zaproponowałam, że możemy wspólnie chodzić do parku i wymieniać się: raz jedna zostaje na 45 minut z dwójką, raz druga. To jest świetny pomysł i nie mów mi, że się nie da. Zawsze znajdziesz życzliwą osobę, która ma już nieco starsze dziecko i z przyjemnością Ci pomoże. My tak sobie pomagałyśmy, gdy któraś chciała iść na zakupy, do lekarza czy na trening. Dziewczyny, jeśli to czytacie, bardzo miło wspominam te nasze dni 🙂 Dziękuję!
Kilka patentów dla zapracowanych
A teraz dość o dzieciach. Kilka praktycznych porad dla tych, którzy dużo pracują.
- Sprawdź, czy masz w pracy lub gdzieś obok prysznic i biegaj do biura. Nie musisz tego robić codziennie, bo wtedy byłoby to męczące, ale 2 razy w tygodniu spokojnie dasz radę. Wtedy możesz przywieźć sobie ubranie dzień wcześniej i wszystko sprawnie zorganizować.
- Pomyśl o tym, by jeździć do pracy na rowerze.
- Możesz wyskoczyć na szybki trening w porze lunchu. Ok, nie wiem, gdzie pracujesz i co robisz, ale naprawdę, w większości przypadków da się wyskoczyć w porze lunchu na szybki trening. Można pogadać z szefem, ustalić, że zostaniesz dłużej, albo zjeść szybki posiłek przywieziony z domu tuż po treningu i po prostu nie wychodzić na ploty z resztą biura:)
- Rozejrzyj się, czy obok Twojego biura nie ma siłowni. Ja taką znalazłam i w tym czasie, kiedy pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, to było dla mnie jak zbawienie. Można było skończyć trening, wziąć szybki prysznic i 5 minut później być już w biurze. Unikasz wtedy korków, bo jedziesz do biura np. o 6:30 czy o 7:00 a nie jak wszyscy między 8-9. Tak samo możesz szybko wyskoczyć na trening po pracy i wrócić do domu, już po wszystkim.
- Jeśli nie musisz być w pracy o 6:30, to możesz wstać trochę wcześniej i iść na trening przed pracą. Do dziś pamiętam jak chodziłam koleżanka przyjeżdżała po mnie 2 razy w tygodniu o 5:40, żebyśmy o 6:00 już były na basenie. Biegałam też przed pracą w korpo, nim jeszcze wstało słońce. Ostatnio jednak wolę biegać wieczorami i powiem Ci, że to też nie jest zły pomysł. Boisz się? To ćwicz wtedy w domu.
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, naprawdę, jeśli chcesz, to znajdziesz sposób i nie przekonasz mnie, że się nie da, bo znam mnóstwo osób zapracowanych, z wielkimi rodzinami, które po prostu lubią to i rezygnują z innych rzeczy, żeby jednak te trzy razy w tygodniu poćwiczyć. Po prostu zastanów się, czy naprawdę tego chcesz i działaj. Da się!
ZDJĘCIA: Iwona Montel, archiwum prywatne