O bieganiu mówi się tak: najtrudniejszy pierwszy krok. Trzeba się zmotywować, by po raz pierwszy wyjść z domu, powoli wdrożyć, przyzwyczaić. Zadyszka, ból mięśni, stawów, wrażenie, że nogi są z betonu. Ten, kto już dłużej biega, nie pamięta trudnych początków. Ale co zrobić, kiedy już uda ci się przebrnąć przez pierwszą fazę? „Co zrobić, żeby się nie nudzić?” – czasem słyszę. Komuś, kto już na dobre wkręcił się w ten sport, może być ciężko uwierzyć, że taka opcja w ogóle jest możliwa. Czy bieganie może być nudne? Przecież jest tyle możliwości! Możesz biegać samemu lub w grupie, w mieście albo w terenie, spokojnie truchtać, robić szybkie akcenty albo podbiegi, zapisać się na jakieś nietypowe zawody i do nich trenować. Sama biegam prawie od czterech lat i mam wrażenie, że wszystko dopiero przede mną.
Jak urozmaicić sobie trening w mieście, by nie odczuwać znużenia? Postaw na ciekawą trasę. Oczywiście, grunt to dobrze przemyślany plan treningowy, ale trzeba się nauczyć tak kombinować, żeby sobie radzić w każdych warunkach. W końcu nie zawsze będziemy mieć czas na to, by pojechać do lasu i pobiegać w terenie, czy wyskoczyć na bieżnię, by popracować nad szybkością. Dlatego dzisiaj kilka patentów Panny Anny na to, by przetrwać w wielkim mieście.
Siła biegowa ma wiele twarzy
Siłę biegową robić trzeba. Przynajmniej raz na jakiś czas, idealnie byłoby raz w tygodniu. Wiadomo, ci, którzy mieszkają w górach, mają ułatwioną sprawę. W Warszawie warunki nie są idealne, ale to nie znaczy, że się nie da! Owszem, można klepać podbiegi na znanym już w całej Polsce i nie tylko odcinku przy Agrykoli, ale spójrz na to tak: załóżmy, że regularnie będziesz pracować nad siłą biegową. Po ilu treningach zrobi ci się niedobrze na samą myśl o tym, że znowu się tam pojawisz? Moje patenty są takie:
– Znajdź kilka innych uliczek, które są na tym samym wzniesieniu. Tym sposobem będziesz miał ok. 5 tras do wyboru a nie jedną.
– Zastąp podbiegi treningiem na schodach: porządnie dają w kość. Ja wybieram schody na zewnątrz: słynne na Bartyckiej, które nie mają końca, te w okolicach Łazienek – jest mnóstwo możliwości. Niektórzy biegają po klatce schodowej we własnym bloku, a inni w Pałacu Kultury lub w hotelach.
Szybkość nie tylko na bieżni
Nie wiem jak jest u was, ale u mnie z bieżnią tartanową różnie bywa. Czasem jąa uwielbiam i nie wyobrażam sobie setek, dwusetek, czy innych treningów szybkościowych bez niej, a potem mam okres, że unikam jej jak ognia, bo mnie nuży, odstręcza (teraz tak mam, choć teraz nie jestem dobrym przykładem, bo dopiero wygrzebuję się z kontuzji i praktycznie nic nie robię poza spokojnymi biegami, by na nowo zbudować wytrzymałość). Dlatego, kiedy masz już dość bieżni, albo nie jest ci po drodze, możesz spokojnie zrobić trening szybkościowy w parku w długiej alejce, na kanałkiem, czy wszędzie tam, gdzie nie ma świateł i chodzi dość mało ludzi. Mam ulubione miejsca na każdy rodzaj treningu: 200m, 400m, 600m, kilometrówki czy nieco dłuższe odcinki. Najczęściej robię to w różnych parkach: Saskim, Łazienkach Królewskich, Ujazdowskim, mam też kilka ulubionych miejsc w innych dzielnicach Warszawy: na Woli, Bemowie, Ochocie, Żoliborzu, Saskiej Kępie. Wszystko po to, by za każdym razem było inaczej. W końcu tyle czasu spędzam na bieganiu, że trzeba sobie urozmaicać życie.
Cross w centrum miasta
Biegi miejskie, biegami miejskimi, ale na pewno zauważyliście, że zaczęłam też trochę startować w górach. Siłę biegową można zbudować na podbiegach, schodach, w siłowni, ale przydałoby się też potrenować w terenie, żeby przyzwyczaić ciało do zupełnie innej pracy. Korzenie, kamienie: trzeba szykować stawy na tego typu atrakcje. W weekend najlepiej wyskoczyć za miasto: w przypadku Warszawy nie trzeba szukać daleko, wystarczy Puszcza Kampinoska. Fajny trening crossowy z całkiem niezłymi pagórkami można też zrobić w Lesie Bielańskim. Dodatkowo jest Las Kabacki, Falenica, Stara Miłosna – długo można by wymieniać. Jest tylko jeden problem: czas. Jeśli masz samochód, nie ma problemu. Ja samochodu nie mam, więc zdaję się na łaskę cudownych znajomych, którzy czasem porwą mnie w ciekawe miejsce (dziękuję!), albo szukam innych rozwiązań, bo taka wiedz i tak przydaje mi się w tygodniu, kiedy np. na trening mam czas tylko rano. Spokojnie, okazuje się, że na wszystko jest sposób. Znalazłam sobie parę górek w okolicach Łazienek i ułożyłam kilku kilometrową trasę, gdzie robię okrążenia, gdy mam chęć na coś a la cross.
Uwierz mi, jak dobrze poszukasz, to też coś sobie wymyślisz. Oczywiście nie jest to cross z prawdziwego zdarzenia, ale zawsze jakieś urozmaicenie. Jeśli nie masz po drodze górki, zahacz o schody. Kombinuj, improwizuj, wymyślaj. Przynajmniej będzie ciekawie, a twój organizm zawsze dobrze zareaguje na taki bodziec.
Wiele sposobów na dłuższe wybieganie
No i to nieszczęsne dłuższe wybieganie. Wiadomo, że nic nie smakuje tak, jak kilometry na łonie natury. Stawy też będą Ci wdzięczne za takie rozwiązanie, ale prawda jest taka, że czasem jednak trzeba wybiegać swoje w mieście. Jeśli szykujesz się do maratonu na asfalcie – tym bardziej. Na dłuższe wybieganie mam najprostszy patent: po prostu biegnę przed siebie tam, gdzie akurat mam na to ochotę. Czasem planuję trasę, czasem zupełnie spontanicznie lecę tam, gdzie mnie nogi poniosą. Lubię robić tak, że część trasy prowadzi przez ścisłe centrum, a w tym Nowy Świat, Stare Miasto, Park Saski, okolice warszawskiego hotelu Sofitel, Plac Bankowy, a potem udaję się nad Wisłę, do różnych parków albo dobiegam do Lasu Bielańskiego, by na moment odetchnąć od zgiełku miasta.
Wszystko da się zrobić, a bieganie w mieście naprawdę może być świetne! I skoro mówię to ja, a jak wiecie, kocham biegi górskie, ale też spacery czy przejażdżki rowerowe do lasu, to znaczy, że można się w tym odnaleźć!
Powodzenia!
Tekst powstał w ramach współpracy z siecią hoteli Accor. Czekajcie na fajny konkurs!