Często zastanawiamy się nad tym, w czym i jak biegać w upały albo w mrozy. Wiadomo, ekstremalne warunki zawsze wydają się być ciekawsze i bardziej skomplikowane jeśli chodzi o taktykę. Każdy ma swoje sprawdzone sposoby, zanim do nich dojdzie, popełni mnóstwo błędów. Z góry zakładamy, że bieganie wiosną czy jesienią nie wymaga żadnej większej filozofii, bo to jest czas, kiedy temperatury najbardziej sprzyjają aktywności: nie jest ani zbyt gorąco, ani za zimno. Ale to właśnie wiosną i jesienią najbardziej się przeziębiamy, bo aura na zewnątrz jest zmienna i potrafi nas zaskoczyć z minuty na minutę. Jak sobie z tym poradzić? Ubierając się na cebulkę!
W Polsce jest piękna pogoda, można powiedzieć, że lato w pełni. W Holandii nieco gorzej: często pada deszcz, zrobiło się chłodniej. Mój ulubiony zestaw na taką pogodę to: koszulka z krótkim rękawem, lekka kurtka-wiatrówka, leginsy 3/4. Kiedy wychodzi słońce, a ja wyciskam z siebie siódme poty, mogę w każdej chwili zdjąć kurtkę, przewiązać ją w pasie i założyć po treningu, kiedy się rozciągam albo truchtam do domu.
Ale w górach może być różnie. Sami dobrze wiecie, że czasem i w środku lata, na wysokości może nas zaskoczyć wyjątkowo niska temperatura, porywisty wiatr albo deszcz, który już na początku trasy przemoczy nas do suchej nitki. Dlatego zawsze warto zabrać ze sobą plecak, gdzie wciskamy kurtkę przeciwdeszczową, zimą mam w zwyczaju pakować jeszcze skarpety na zmianę, bo nie ma nic przyjemniejszego niż podmianka tych mokrych na suche w schronisku, gdy robisz sobie przerwę na zupę czy inne cuda 🙂
Ale deszcz to jedna sprawa. Warto założyć na siebie coś, co ochroni nas przed niskimi temperaturami. W tym roku czeka mnie jedna wyprawa w bardzo zimne miejsce (już się boję na samą myśl ;), więc ostatnio testuję na sobie sporo rozwiązań, żeby się przygotować na wszystkie ewentualności. Ciekawym rozwiązaniem jest Nike Element Sphere Top.
To, co mnie w nim urzekło, to kilka punktów: jest bardzo przyjemny dla ciała, odprowadza pot, dzięki czemu nie musimy biegać z mokrymi plecami, a jak wiecie zimą nie ma nic gorszego. Na samą myśl o wiaterku, który przy minusowej temperaturze pieści moje mokre plecy… aaaaaaaaa! Nie lubię tego! Także ten top załatwia ów nieprzyjemny problem. Do tego przypomina bieliznę termiczną jeśli chodzi o trzymanie ciepła. Tutaj warto dodać, że top jest nieco luźniejszy, co oznacza, że przy naprawdę niskich temperaturach spokojnie możemy sobie dodać jeszcze jedną warstwę pod spód – właśnie w postaci wspomnianej bielizny.
Kiedy robi się jeszcze chłodniej, ale nie pada, zamiast narzucać na siebie kurtkę (wiadomo, te przeciwdeszczowe zdają egzamin tylko podczas intensywnych opadów, bo w przeciwnym razie można się w nich ugotować), dobrym rozwiązaniem jest puchowa kamizelka.
“Puchowa” – brzmi przerażająco? Totalnie “niebiegowo”? Spokojnie! Ta, którą widzicie na zdjęciu (Nike Aeroloft Vest) jest lekka jak piórko, “oddychająca”, a mimo tego bardzo ciepła. Biegałam w jednym z poprzednich modeli całą zimę dwa lata temu i bardzo się polubiłyśmy, bo oprócz tego, że jest lekka, mała i w każdej chwili da się zwinąć do plecaka, gdy wybieramy się na dłuższy trening, to dobrze się w niej wygląda, a wiadomo: my, kobiety lubimy dobrze wyglądać, na treningu też. Model męski też się ładnie prezentuje, żeby nie było, że facetom to niby wszystko jedno 🙂
Uwielbiam tę kamizelkę za jeszcze jeden detal: kieszonkę z tyłu. jest całkiem spora i z powodzeniem można tam nawet wrzucić iPhone’a, żeby zrobić sobie jakieś fajne selfie na szczycie 😉
No i leginsy! Jeśli wybieramy się na dłużej lepiej założyć długie. Ostatnio testowałam cieplejszy model, żeby już mi się sprawdził także w śniegach: Epic Lux Flash Tight. Są nieco grubsze, z technologią DRI-FIT więc znowu dobra wiadomość: nie będziemy latać z mokrym tyłkiem, a jednocześnie fajnie zatrzymują ciepło. No i ten kolor… rzadko można spotkać leginsy a la “dojrzała śliwka”. Także poza tymi wszystkimi technologiami są po prostu ładne :)Aaaaa i jeszcze jedna ważna sprawa. Te urzekające “kropeczki” nie tylko fajnie wyglądają, ale także są odblaskowe. Dzięki temu jesteśmy bezpieczni i widoczni po zmroku!
Co do butów, to oczywiście wszystko zależy od tego, gdzie biegamy: w górach, na asfalcie, w piachu, w śniegu. Tak naprawdę, jeśli nie wybieramy się w żadne ekstremalne miejsce, a w naszym mieście nie ma zimy stulecia, możemy spokojnie biegać w tych samych butach, co latem. O innym rozwiązaniu trzeba pomyśleć wtedy, gdy robi się naprawdę zimno, ślisko lub biegamy w mocno ośnieżonym lesie. Ale o tym pogadamy bliżej zimy 🙂
A poza tym jesienią pamiętamy o:
- dłuższych skarpetkach (a nie tak jak ja na zdjęciu;)
- buffie/chustce na szyję – w każdej chwili można zdjąć i wrzucić na rękę, gdy robi nam się za gorąco
- rękawiczkach, gdy robi się chłodniej, albo wyłazimy w góry
- czapce lub ciepłej opasce
- kremie do twarzy
Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że się do czegoś przydałam. A teraz sio na trening!