Dziś kilka słów o moim niedawnym odkryciu…Przyznaj się, pamiętasz to jeszcze z wczesnej młodości, że jak człowiek tak bardzo się na coś upierał i naciskał, to zwykle nic z tego nie wychodziło. Szczególnie w sprawach sercowych. Chciało się mieć chłopaka, mieć z kim chodzić do kina, na domówki, to jak na złość same nieciekawe typy się napataczały. A jak się odpuściło, machnęło ręką i powiedziało: „A dobra tam, mam fajne koleżanki, skupię się na sobie” to zaraz ustawiała się kolejka i co jeden to lepszy. Mam wrażenie, że podobnie jest ze sportem: im bardziej się stresujemy, skupiamy na tym, że „dziś MUSZĘ” zrobić trening, tym bardziej nam się nie chce. Dlatego czasem warto wrzucić na luz.
Oczywiście każdy z nas jest inny i jakby tego było za mało, to jeszcze znajduje się na innym etapie życia. Żeby było jaśniej, weźmy na tapetę taką „Basię”. Basia jest już jakaś ze swojej natury. Z pewnością inną niż Małgosia czy Ania. Co innego na nią działa, co innego motywuje. To jeszcze ta Basia też ma różne potrzeby na różnych etapach życia i to, co było dla niej ważne 5 lat temu, być może dziś ją śmieszy. Dlatego nie mówię, że to, co działa na mnie, zadziała również na Ciebie. Być może masz inny system wartości, lubisz inne rzeczy, po prostu: jesteś inną osobą. Ale może akurat jesteś na podobnym etapie, jak ja, więc podzielę się moim odkryciem.
Wczoraj zadzwoniła do mnie bardzo bliska koleżanka. Dawno nie rozmawiałyśmy, więc chciałyśmy się nagadać. Praca, faceci, dzieci, podróże, ale obie biegamy więc prędzej czy później rozmowa zeszła i na sport. Wyglądało to mniej więcej tak:
– Aniu, ja widzę, że Ty to tam nieźle trenujesz. Biegasz.
– Dobre! Kochana, biegam dwa no max. trzy razy w tygodniu i to po 6-10 kilometrów. W całej swojej karierze tak mało nie biegałam.
– Ale świetnie wyglądasz i widzę, że dobrze się czujesz.
– Najlepiej! Bo wiesz co? Ja się ruszam prawie codziennie, tylko teraz nie mam jakiegoś planu: kiedy chcę, robię trening w domu, innym razem idę na siłkę, a jeszcze innym wychodzę się przewietrzyć.
– Ty wiesz, że ja też teraz tak mam i powiem Ci, że już dawno nie byłam taka szczęśliwa. Wreszcie czuję, że nic nie MUSZĘ. Jak miałam plan treningowy i szykowałam się do zawodów, to każdego dnia stresowało mnie to, że MUSZĘ jeszcze dziś zrobić podbiegi. Praca, dzieci, obiad i jeszcze ten trening w głowie, bo przecież jak nie zrobię, to nie przygotuję się do zawodów. A teraz jak mam ochotę, to idę pobiegać, a jak nie mam, to wyciągam matę i potrafię na 3 godziny odpłynąć z jogą. I tak to lubię, że nie patrzę na zegarek ile mi jeszcze zostało do końca.
I powiem tak: nadal uważam, że nie ma niczego lepszego niż dobrze skrojony plan treningowy. Nie dość, że widzimy postępy, prowadzi nas do celu to jeszcze motywuje do codziennej pracy. Ale ja nie jestem teraz w tej fazie. Koleżanka też nie. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy, bo w gruncie rzeczy kocham ten stresik, to podporządkowywanie dnia pod wykonanie treningu i te emocje na mecie!
Ale chwilowo mam inne priorytety. Jest coś, co sprawia, że codziennie wstaję o 6:00 i siadam do pracy. Że w weekendy wykradam się do pokoju i w pełni się temu oddaje, a sport jest teraz dla mnie czystą przyjemnością, odstresowuje mnie, sprawia, że czuję się świetnie w swoim ciele i wiecie co? I jakoś tak bardziej mi się chce! I myślę, że to widać.
I nie mówię, że masz zrobić tak samo. Przecież ja też zawsze wracam do zegarka (wczoraj zaczęłam sobie szukać nowego;), tętna, tempa, wybieram sobie zawody. Ale chwilowo największą przyjemność sprawiają mi najzwyczajniejsze w świecie przebieżki i treningi siłowe. A skoro to mnie kręci, to to robię. Jeśli Ciebie kręci co innego, też to rób! A wtedy od razu stajemy się szczęśliwsi i piękniejsi. To widać!
Banał? A myśl sobie co chcesz. Ja czuję, że na mnie działa, więc chciałam się z Tobą tą „mądrością” podzielić.
Zdjęcia: Marek Sławiński
Sesja przygotowana w Łazienkach Królewskich.