Buty Nike Free zwróciły moją uwagę już dawno temu, właściwie od razu, jak tylko zaczęłam moją przygodę z bieganiem. Dlaczego? Bo są ładne. A co tu dużo mówić: kobiety lubią ładne rzeczy. I choć nie wybieram butów do biegania sugerując się ich wyglądem, na pewno pierwsze wrażenie ma znaczenie, a przynajmniej sprawi, że wezmę je do ręki, zobaczę ile ważą, wsunę na stopę i sprawdzę, jak się w nich truchta po sklepie. I tak zrobiłam.
Swoją pierwszą parę kupiłam w zeszłym roku po maratonie. To była taka nagroda za to, że skoro biegam na tyle często i wytrwale, że przebiegłam ten przerażający dystans, czas zainwestować w dobre buty. Dlaczego wybrałam Nike Free Run 3? Dlatego, że dobrze czuję się w butach z małą amortyzacją, które zmuszają moją stopę, stawy, zaczepy do cięższej pracy. Korzyści wynikające z naturalnego ruchu stopy wpływają na całe ciało, wzmacniając łydki, mięśnie wokół kolan, a nawet mięśnie grzbietu. Niestety wciąż biegam “z pięty” więc chciałam stopniowo “zmusić” moje stopy do biegania śródstopiem, a taki model buta mógłby w tym pomóc. Powiedzmy, że uznałam go za przejściowy pomiędzy bieganiem naturalnym a tym z amortyzacją.
Przy pierwszym podejściu kupiłam Nike Free 5.0 (największa amortyzacja przy tym modelu). Mierzyłam je wcześniej kilkakrotnie: miękkie, wygodne niczym kapcie, zakochałam się. Niestety doradzono mi zakup buta o pół numeru większego, co przy tym konkretnym modelu nie było najlepszym pomysłem. Jest bardzo wygodny, elastyczny, a tym samym amortyzowany (szczególnie, że zdecydowałam się na 5:0), czyli dla mnie but-marzenie, jednak rozszerzają przy śródstopiu i w okolicach palców, co sprawia, że mogą być kłopotliwe dla osób ze słabą stabilizacją.
Nike Free Run 3 wciąż zakładam z radością, dobrze się w nich czuję: są lekkie, dopasowują się do mojej stopy, są po prostu wygodne i aż chce się w nich biegać. Niestety jest to para, w której nie startuję w zawodach, zabieram raczej na spokojne wybiegania z tego względu, że nie czuję się w nich stabilnie. Mam problemy ze stabilizacją, choć zaczęłam już nad tym pracować ;), a jak do tego dorzucę jeszcze zbyt duży rozmiar to już wiadomo, jak mogłoby się to zakończyć. Lubię je jednak mimo wszystko, dlatego kolejna edycja buta wydała mi się bardzo kusząca…
Dostałam propozycję przetestowania najnowszego modelu Nike Free 3.0. Co mówi o nim sam producent?
Struktura mesh o zróżnicowanej gęstości splotu zwiększa dopasowanie i wentylację, jednocześnie oferując wsparcie w kluczowych punktach.
Jak jest w rzeczywistości? Tym razem dopilnowałam, by założyć na nogę dobry rozmiar i przetestowałam buty podczas 150km biegu na urozmaiconym terenie. Oto moje spostrzeżenia. Od razu uprzedzam, że nie będzie informacji na temat technologii tylko autentyczny test w różnych warunkach.
Idealnie dopasowane
– Cholera! I znowu mam zły rozmiar – zdenerwowałam się, kiedy zakładałam but na nogę po raz pierwszy. Byłam pewna, że tym razem jest za mały. Nie, jest idealny. Najnowszy model jest po prostu tak skonstruowany, że podczas zakładania buta mamy wrażenie, że stopę wkładamy w obcisłą skarpetę. Pierwsze wrażenie? Ale fajne! I do tego tak zgrabnie wyglądają.
Od wielu doświadczonych biegaczy i trenerów słyszałam, że jeśli nie wiemy, jakie buty do biegania wybrać, powinniśmy postawić na te wygodne. Nike Free na pewno takim butem jest. Jest lekki, idealnie dopasowany, wkładasz go na stopę i czujesz się tak, jak w najwygodniejszych na świecie kapciach. Po wielu kilometrach biegu wrażenie zostaje to samo. Nic mnie nigdzie nie obtarło, nie uwierało. Co tu dużo mówić: to bardzo wygodne i lekkie jak piórko buty. Jedyny mankament w tej kwestii to to, że dość długo się je zakłada w porównaniu do innych butów.
Stopa oddycha
Wiadomo, to co jest ważne przy regularnych treningach to wentylacja, szczególnie jeśli mówimy o bieganiu wiosną czy latem. Buty te wykonane są z jednej części, nie mają osobnego języka, dzięki czemu jest mało elementów, które mogłyby nas obcierać czy w jakikolwiek sposób utrudniać ruch. Idealnie czuć podłoże, można robić ze stopą czego dusza zapragnie. Do tego faktura materiału, z którego zrobione są buty, przypomina coś, co zostało wykonane na szydełku. Jest lekki, przewiewny, ma mnóstwo małych szczelin, które sprawiają, że stopa ma idealną wentylację. But idealny na każdą porę roku poza zimą. Jeśli dodamy do tego zestawu dobre skarpetki, co od pewnego czasu czynię ;), stopa się nie spoci, nie spuchnie, będzie nam bardzo wygodnie.
Skłania do biegania śródstopiem
Niestety, mimo starań wciąż biegam “z pięty”. Jest już lepiej i w sytuacji, gdy nad tym panuję, udaje mi się pokonać małe fragmenty trasy w taki sposób, by lądować na śródstopiu, ale niestety czeka mnie jeszcze sporo pracy. Trzeba jednak przyznać, że Nike Free 3.0 jeszcze bardziej mobilizuje stopę do pracy, niż ten, który kupiłam w zeszłym roku czyli Nike Free Run 3 z podeszwą 5.0. Czuję się tak, jakbym biegła w bardzo cienkich, idealnie przylegających do stopy balerinach. Buty mają bardzo dobrą przyczepność dzięki licznym nacięciom na podeszwie, co widać na zdjęciu:
Dzięki takiej podeszwie rzeczywiście zaczynamy pracować nad tym, by nie opadać tak mocno na piętę. Wystarczy, że przebiegniemy w ten sposób 10km po asfalcie, to ból w łydce czy dające się we znaki ścięgno Achillesa sprawią, że świadomie bądź nie zmienimy technikę biegu. Moja pozostawia jeszcze sporo do życzenia, ale odczuwam różnicę. Specjalnie biegałam tak, by przeplatać treningi: raz w butach amortyzowanych (np. adidas Boost), a raz w minimalistycznych Nike Free. Różnica jest bardzo odczuwalna.
Jednak moje zdanie na ten temat jest takie: jeśli zaczynasz swoją przygodę z bieganiem lub biegasz już od jakiegoś czasu ale głównie po asfalcie, lepiej by była to jedna z dwóch lub trzech par butów, a nie ta podstawowa, w której pokonujesz w tygodniu np. 50-80km. Wszystko zależy od naszego doświadczenia, od tego ile biegamy, po jakiej nawierzchni. Nie jestem trenerem biegaczy, nie jestem fizjoterapeutą więc mówię tylko za siebie. Myślę, że dla osób takich jak ja, jest to fajny, rozwijający but, ale jako jedna z dwóch czy trzech par. Moim zdaniem na co dzień lepiej jest wybrać model przejściowy: lekki, dynamiczny, ale z małą amortyzacją. Biegam jednak głównie po mieście, po bardzo twardej nawierzchni, a moja technika pozostawia jeszcze sporo do życzenia. Po wielu kilometrach w Nike Free niestety mięsień brzuchaty łydki dał o sobie znać bardziej niż do tej pory. Uważam, że to jest bardzo fajny but do tego, by np. raz w tygodniu zrobić w nim trening szybkościowy na bieżni tartanowej i drugi raz założyć je na dłuższe wybieganie po miękkiej nawierzchni (np. leśna ścieżka ale też “ścieżka” a nie kamienie i korzenie ;)).
Chcesz biegać szybciej
Zdecydowanie jest to but, który sprawia, że chcesz przyspieszyć. Idealnie oplata stopę i jest wąski w przeciwieństwie do moich wrażeń na temat poprzedniego modelu Nike Free. Do tego jest lekki, dynamiczny i jednocześnie wyczuwa się jego dobrą przyczepność. Po prostu nie boisz się dać się ponieść, bo czujesz się w nim bezpiecznie i lekko. Nie sprawdzałam tego modelu podczas zawodów, ale z przyjemnością zabierałam go na treningi szybkościowe: sprinty po 100 metrów czy różnego rodzaju “tempówki”. Biegło się lekko i pewnie, z powodzeniem można pracować nad wydłużeniem kroku podczas sprintów.
Teren, tartan, asfalt
Tak jak już wspominałam, moim zdaniem jest to świetny but, do tego, by założyć go na trening szybkościowy w parku lub na bieżni, do tego bardzo przyjemnie biega się w nim po miękkiej nawierzchni (piach, ścieżka leśna). Po asfalcie tez raz na jakiś czas można poszaleć.
Reasumując: żeby nie było niejasności, sama jestem zwolenniczką biegania zbliżającego się do naturalnego i do tego dążę. Wcześniej w ogóle nie chciałam słyszeć o butach z amortyzacją, bo od samego początku pokochałam lekkie, delikatne buty, które można zwinąć w rulon, jednak mam świadomość tego, że biegam głównie po asfalcie (niestety) i dlatego wiem, że nie powinna to być moja podstawowa para butów tylko taka, w którą wskakuję 2 razy w tygodniu i upajam się tym niesamowitym wrażeniem drugiej skóry.
Idę biegać 😉
Pingback: Bolidupa, bolinoga… | Miss Chaos()