Wiadomo jak to u nas jest z pogodą. Jeszcze kilka tygodni temu walczyliśmy z upałami, za chwilę pojawią się mrozy. Zimą też można biegać i co więcej, takie bieganie jest bardzo przyjemne! Trzeba tylko dobrze się ubrać, żeby nie zakończyło się zapaleniem oskrzeli…
Dla wielu osób to może być pierwsza biegowa zima. W końcu miłośników tego sportu przybywa z dnia na dzień, co mnie ogromnie cieszy. Kiedy ja zaczynałam przygodę z bieganiem w 2011 roku – aż wstyd się przyznać – ale należałam do tej grupy osób, która wyznawała zasadę, że zimą, to się wzmacnia siłowo i czeka na bardziej sprzyjające warunki na zewnątrz, ale nie było jeszcze ze mną tak źle, gdyż biegaczką siebie wtedy nazywać nie śmiałam. Nastąpiło to dopiero w zeszłym roku w czerwcu, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na to jak biegam, ile biegam i pierwszy raz w życiu wystartowałam w zawodach. Był to bieg na 10km. Wówczas stwierdziłam, że bieganie to jest to i że żadne śniegi mnie nie zniechęcą. Efekt? Najdłuższa zima jaką pamiętam. Także przetestowałam na sobie kilka rzeczy i oto moje spostrzeżenia w tej materii.

Jak sobie uświadomiłam ile chciałabym Wam opowiedzieć o tym, co ja myślę o różnych rękawiczkach, kurtkach, czapkach, butach, to aż mnie głowa rozbolała, dlatego dzisiaj o butach do biegania zimą i ogólnie o tym, na co zwrócić uwagę, gdy biegamy, a na zewnątrz robi się coraz zimniej. Pozostałym wątkom takim jak choćby kurtki, poświęcę jeszcze więcej miejsca, bez obaw 🙂 Od czegoś trzeba zacząć.
Buty do biegania zimą i skarpety!
Wszyscy zaprawieni w bojach biegacze i trenerzy mówią, że oszczędzać można na różnych elementach “sprzętu”, jaki potrzebujemy do biegania, ale na pewno nie na butach. Dlatego od nich zaczniemy. Czy trzeba kupować specjalne buty po to, by biegać zimą? Oczywiście, idealnie by było, gdyby w naszej szafie były buty: treningowe, startowe, terenowe, naturalne, by czy dwa razy w tygodniu wzmocnić stopę, zmusić ją do większej pracy i tak dalej. A najlepiej, żeby wszystkie mieć przynajmniej w dwóch egzemplarzach w końcu trenujemy często. Jednak rzeczywistość nieco inna i dlatego czasem nie możemy sobie pozwolić na to, by mieć tyle par butów. Ja zeszłej zimy nie kupiłam specjalnej pary na zimę i udało mi się całkiem porządnie trenować przez te długie zimne miesiące. W tym roku jestem już lepiej przygotowana i mam w swojej szafie buty terenowe, które jednocześnie są mało przewiewne i powinny się sprawdzić w śniegu. Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas, ale dzisiaj drogą wstępu kilka wskazówek.
1. Para na każdą pogodę. Jeśli buty treningowe, w których biegałeś wiosną czy latem, nie są bardzo lekkie i przewiewne, da się w nich biegać również przy niższych temperaturach.
W zeszłym roku np.: testowałam i trenowałam w modelu adidas boost i zimą moja stopa nie marzła, a latem też kilka razy w nich wystartowałam.


Spisały się zarówno podczas Półmaratonu Warszawskiego, podczas którego – jak wiadomo – panowały minusowe temperatury, jak i podczas biegów na 10km z cyklu Grand Prix Warszawy (zrobiłam w nich dotychczasową życiówkę, którą jeszcze w tym roku trzeba będzie pobić;) w 35 stopniowym upale). Gorzej, gdy była odwilż lub gdy mocno padało. Ten model akurat dość szybko przemaka.


2. Zrób sobie kolce. Jeśli masz buty, w których nie jest ci zimno, a szykujesz się na bieg terenowy lub po prostu wiesz, że są duże szanse głęboki śnieg, zwykła podeszwa może nie wystarczyć. To samo w przypadku twardej, oblodzonej nawierzchni. Przydałyby się kolce, żeby uniknąć ślizgania. Tutaj posłużę się moją ulubioną reklamą, bo ja rok temu też nie miałam pojęcia o co z tymi kolacmi chodzi:
Dla mnie osobiście – typowego mieszczucha biegającego głównie w mieście – kupowanie takich butów z kolcami byłoby rozpustą. Kocham biegać w lesie, a zimą ma to wyjątkowy urok i kiedy tylko mam okazję, umawiam się ze znajomymi na dłuższe wybieganie w Lesie Bielańskim, w Kampinosie, na Kabatach i pod Warszawą. Startuję też w różnego rodzaju zawodach terenowych, jednak sytuacji, w których rzeczywiście kolce byłby mi niezbędne, jest naprawdę mało. Dlatego można wtedy dokupić sobie nakładkę, którą zakładamy na buty lub zrobić je samemu: (w moim przypadku znaleźć zdolnego i miłego mężczyznę, który zechce pomóc;). W tym wypadku kupujemy specjalne wkręty lub idziemy do Castoramy czy innego tego typu sklepu i i szukamy tańszych odpowiedników, które i tak świetnie się sprawdzą w przypadku amatorskiego biegania. Moje wyglądały tak:


3. Wykorzystaj buty terenowe. Jeśli pokochałeś bieganie, buty terenowe tak czy siak na pewnym etapie będą potrzebne. Możesz postawić na model z membraną – wówczas będą nieprzemakalne, ale tym samym nie będą przepuszczać powietrza. Co to oznacza w praktyce? Będzie sucho, ale gorąco i stopy zaczną się pocić. Dlatego bardziej uniwersalnym rozwiązaniem będą buty terenowe, w których możesz biegać również latem. Większość z nich i tak jest mało przewiewna, zatem stopa nie zmarznie (tutaj kluczowa jest skarpeta: zimą warto postawić na nieco grubsze i obowiązkowo nieco dłuższe), a przynajmniej będziemy mogli ich używać przez cały rok – mówię tutaj o osobach, które tak jak ja są amatorami i biegają głównie w mieście. Ja w tym roku będę przetestuję kilka par. Nike Zoom Terra Kiger świetnie się już sprawdził w trudnych warunkach jakie panowały w Szwajcarii.


To lekki i dynamiczny, który idealnie sprawdza się w trudnym terenie, a doświadczeni biegacze (Kuba Wiśniewski, Jakub Czaja) porównują go do kolców przeznaczonych na bieżnie dla sprinterów. Dla mnie był przede wszystkim bardzo wygodny i przyczepny.


I jeszcze jedna para, którą zabrałam w Bieszczady i do Szwajcarii: Dynafit WS Feline Ghost. Stopa jest w nich bardzo stabilna, są przyczepne i dobrze sobie “radziły” zarówno w bieszczadzkim błocie jak i na skalistym podłożu w Alpach.


Wspominałam też o tym, by pamiętać o ciepłej skarpecie. Skarpeta ma być nie tylko nieco grubsza, ale przede wszystkim: dłuższa! Chronimy ścięgno Achillesa przez cały rok (nasłuchałam się o tym od doświadczonych biegaczy, żeby nie wybierać skarpet, które “ładnie wyglądają” i nie bać się nieco dłuższych także latem) ale zimą robimy to ze zdwojoną uwagą. Warto też na dłuższe, wymagające biegi wyposażyć się w skarpety kompresyjne.
Kurtka, bluza, koszulka, spodnie
W przypadku ubrania do biegania jesienią i zimą moim zdaniem należy pamiętać o złotym środku: ubrać się tak, by nie zmarznąć, ale jednocześnie się nie przegrzać. W zeszłym roku raczej miałam tendencje do tego drugiego. Przerażały mnie niskie temperatury na zewnątrz, więc wskakiwałam w koszulkę termiczną, bluzę, zakładałam na całość kurtkę i efekt można przewidzieć. Po trzech kilometrach wiedziałam, że jest mi za gorąco, plecy całe mokre i bynajmniej jeszcze nie od wysiłku, zaczynałam powoli się rozbierać: czapka, rękawiczki, rozpinanie kurtki. Przez to dwa razy się mocno przeziębiłam. Dlatego w sytuacji, gdy nie planujecie kupować kilku kurtek (ja w zeszłym roku miałam tylko dwie: nieprzemakalną na bardziej deszczowe dni i nieco cieplejszy wariant wiatrówki) moim zdaniem najlepiej jest kupić kurtkę uniwersalną, czyli taką, w której będziemy mogli biegać i jesienią i wiosną, a zimą sprawdzi się, gdy pod spód założymy koszulkę termoaktywną z długi rękawem i w przypadkach niższych temperatur dodatkową warstwę. Taka była np. tak kurtka adidasa, w której biegałam w zeszłym roku:


W tym roku w góry zabrałam ze sobą kurtkę firmy Dynafit, której ubrania pokochałam (koszulka i szorty to mój ulubiony zestaw, w którym startowałam podczas tegorocznego półmaratonu w Radzyminie oraz maratonu w Berlinie) z tego względu, że zapomniałam, jakie to uczucie mieć np. mokre plecy. Idealnie odprowadzają pot, są lekkie, oddychają. Kurtka też się świetnie sprawiła w Szwajcarii, ale przetestuję ją zimą w Polsce. Tyle tylko, że nie jest przeciwdeszczowa. Ale to jest zdecydowanie mój ukochany ciuch biegowy .


Kurtka przeciwdeszczowa to też ważna rzecz. Warto taką mieć na wypadek deszczu czy obfitego śniegu. Podobnie jak buty z membraną ma swoje wady i zalety: jest nieprzemakalna, jednak bardzo mocno grzeje, poci się w niej dużo bardziej. Dlatego polecam to rozwiązanie, ale rzeczywiście tylko w sytuacji, gdy jest nam potrzebna ochrona przed deszczem lub gdy jest bardzo zimno (wtedy zakładamy nieco cieplejszą koszulkę z długim rękawem pod spód).


Na tym filmie zobaczycie, że nawet wtedy, gdy ja przemokłam do suchej nitki w Bieszczadach, kurtka spisała się na medal i od tamtej pory bardzo się lubimy:
Warto też mieć bardzo lekką kurtkę wiatrówkę, ale o nich jeszcze będzie mowa.
Spodnie – o tym, że wyłącznie długie nikogo zapewniać nie muszę. W tej chwili wybór legginsów biegowych jest spory, dostępne są modele ocieplane na zimę. Ja w zeszłym roku takiego nie nabyłam i udało się przetrwać nawet bardzo niskie temperatury. W takich przypadkach, gdzie było ok. 10-15 poniżej zera, zakładałam dwie pary spodni: legginsy a na nie np. spodnie adidasa, które widać na zimowych zdjęciach wyżej (spodnie z linii adiZero). Biegałam w nich całą zimę. Ten lekki, nieco luźniejszy model spodni biegowych na zimę w ogóle bardzo mi odpowiada.
Czapka, rękawiczki, Buff
Głowę, szyję i dłonie trzeba chronić. Tutaj też nie przesadzajmy z grubością materiału, bo będzie nam zbyt gorąco. Czy jest nam potrzebna specjalna biegowa czapka? Warto wybrać lekki i dobry materiał, ale niekoniecznie musi to być nakrycie głowo ze sklepu dla biegaczy. Ja osobiście biegam w Buffie na głowie, który zwijam i zakładam jak opaskę do momentu, gdy nie jest bardzo zimno (np. teraz), żeby chronić uszy, a zimą zakładam lekką czapkę jak na zdjęciu, a Buff ląduje na szyi i pełni funkcję szalika (bardzo ważne, żeby gardło było zasłonięte, gdy biegamy przy niskich temperaturach).


Czemu nie zwykły szalik? Może być zwykły szalik. U mnie był zeszłej zimy, ale kiedy się już tak przedłużała nabyłam ten wynalazek i dzisiaj nie wyobrażam sobie bez niego biegania 😉 W górach był bardzo pomocny i fajne jest to, że można pełnić różne funkcje: czapki, opaski, szalika etc. więc mamy kilka rzeczy w jednym. Poza tym materiał, z jakiego jest wykonany, jest lżejszy i wchłania pot.
Rękawiczek jest wiele. Niektóre z nich mają dodatkowe “atrakcje” w postaci małej kieszonki, w której można ukryć klucz do mieszkania, magnes, by się nie zgubiły itd. Trzeba przymierzyć i wybrać takie, żeby nie było nam zbyt gorąco, a wtedy będą dłużej służyć, bo już teraz jest taka pogoda, że można je założyć.
Już pewnie zasnęliście, więc dłużej nie męczę, ale jeszcze powrócę z tematem 😉 Proszę zachować zdrowy rozsądek i zimą się nie rozchorować, jasne? No! To chociaż wiem, że pożytecznie spędziłam pogodę i zasłużyłam na spacer 🙂
Pingback: Podsumowanie miesiąca – Październik | marilabo.pl - blog edukacyjno-życiowy()
Pingback: Bieganie zimą: kilka porad trenera i moich : Panna Anna Biega()