Jedziesz w przepiękne miejsce, masz pod domem genialną trasę nad samym morzem, na której możesz zacząć lub zakończyć każdy dzień. Po drodze mijasz uśmiechniętych biegaczy, zaciągasz się świeżym powietrzem, na twarzy czujesz chłodne krople, które wiatr przysłał prosto z lazurowej wody. Pamiętam, że za pierwszym razem, kiedy wyszłam się przebiec w Cap d”Ail miałam łzy w oczach, bo przypomniałam sobie, dlaczego zakochałam się w bieganiu… Za tę wolność właśnie! Dlatego czasem warto zapomnieć o celach, treningach, tempie, podbiegach i tak po prostu dać się ponieść, bez planu.
Z bieganiem jest trochę tak, jak ze związkiem: na początku urzeka Cię swoją spontanicznością, swobodą, przyprawia o motyle w brzuchu i o gęsią skórkę. Myślisz sobie: “Jej! Jak ja kocham to, że nie ma grafiku zajęć, godzin otwarcia, nie muszę się dostosować do tego, kiedy pasuje Basi, Stasi czy Józkowi”. No chyba, że od samego początku biegasz w zorganizowanej grupie czy z koleżanką. Tak czy siak, część treningów na pewno robisz w pojedynkę: wychodzisz pobiegać wtedy, kiedy chcesz i lecisz przed siebie tam, gdzie masz tylko na to ochotę. Gdy przecenisz swoje możliwości, możesz na moment przejść do marszu albo w taki sposób wrócić, a kilka tygodni później cieszyć się ze zrobionych postępów. Ja w sporcie zakochałam się 9 lat temu i od tamtej pory na stałe zagościł w moim życiu, w bieganiu dopiero 3 lata później, ale do dziś pamiętam tę ekscytację, te emocje, to, jak nie można było mnie powstrzymać przed wyjściem na kolejny trening, czy zapisaniem się na następne zawody. I jeśli dopiero zaczynasz przygodę z tym sportem, bardzo Ci tych pierwszych randek zazdroszczę.
Ale jak już zapewne wiesz, miłość przechodzi kolejne fazy i każda z nich na swój sposób jest urokliwa. I może czasem wkurzasz się na partnera, że już nie zjawia się niezapowiedziany w drzwiach z butelką prosecco i Twoim ulubionym filmem, ani nie wysyła Ci pięć razy dziennie smsów, ale za to co noc zasypia u Twego boku, słucha (czasem jednym uchem, ale jednak;) o problemach w pracy i pomaga Ci je rozwiązać. Wiesz, czego możesz się po nim spodziewać, wiesz, że możesz na niego liczyć. Każdy dzień może nie jest już aż tak ekscytujący i pełen wrażeń, ale dostajesz za to dużo więcej: bliską osobę, która idzie z Tobą przez życie. A to dopiero jest przygoda!
Ale wróćmy do biegania, bo o nim dziś chciałam mówić. Po całej fazie zachwycania się wolnością i opcjami, jakie daje ten sport, zaczynasz szukać stabilizacji. Zazwyczaj chcesz mieć jakiś cel i wytrwale sobie do niego dążyć. Tutaj przydaje się plan treningowy – i jak najbardziej namawiam Cię do tego, by taki mieć, bez względu na to, czy dopiero zaczynasz przygodę z bieganiem, czy planujesz pobić kolejne życiówki. Więcej na ten temat pisałam między innymi tutaj http://pannaannabiega.pl/trening/plan-treningowy-przydatna-rzecz/. Jasne, można się na początku wzbraniać przed takim rozwiązaniem, w pewnym stopniu kończy się wolność na zasadzie: wyjdę sobie i zrobię to, na co mam ochotę. Jednak rutyna zwiększa szanse na to, że wyjdziesz na trening, bo masz poczucie, że budujesz większą całość. Dzięki temu, że masz plan działania, jest czas na pracę i na odpoczynek. Trudniej będzie się przetrenować, nabawić kontuzji, za to łatwiej zobaczyć postępy. Jednak po raz kolejny dotarło do mnie, że po to, by być szczęśliwym, warto być elastycznym.