“Nie mam czasu na trening. Za dużo pracuję”. “Co Ty możesz o tym wiedzieć:nie pracujesz na etacie, nie masz trójki dzieci” – słyszę często. Owszem, ale pracowałam na etacie przez dziesięć lat, a po pracy wracałam do domu i pisałam teksty na zlecenia zewnętrzne, żeby dorobić sobie na wyjazdy, a potem jeszcze szykowałam materiały na bloga: robiłam wywiady, zdjęcia, spotykałam się z trenerami, dietetykami, pisałam teksty. Pierwsze dziecko, świeża sprawa ale mam znajomych, którzy mają i troje i czworo i trenują. Wszystko to kwestia dobrej organizacji, woli oraz patentów, które mogą ułatwić sprawę. Postanowiłam dziś sprzedać kilka z nich, bo mogą się przydać 🙂 Jedziemy z tematem!
Może wielkiej rodziny nie miałam, ale wiem co to znaczy praca np. 16 godzin na dobę. Przyjemne to nie jest, nikomu nie polecam, każdemu odradzam. Takie rozwiązanie praktykowane przez czas jakiś, nawet takiej osobie jak ja, potrafi odebrać przyjemność z życia, zabrać uśmiech z twarzy i zestresować do tego stopnia, że zaczynam być nieznośna. Prawda jest jednak taka, że nawet w tych najgorszych momentach znajdowałam czas na trening. Wiadomo, był kompletnie do niczego, nie wnosił do mojego życia wiele poza tym, że ja się lepiej czułam: psychicznie, fizycznie – w każdej sferze. Chciałam, szłam, robiłam tyle, ile mogłam. Dlatego dziś postanowiłam przygotować praktyczny wpis o tym, co zrobić, by znaleźć czas na trening.
Przed pracą czy po pracy?
Idź na trening przed pracą – to oczywiście najprostsza metoda. Z pozoru, bo wielu z Was powie: “Jasne, można tak się mądrzyć jak się zaczyna o 9.00 czy o 10.00 ale ja zaczynam pracę o 7.00”. Oczywiście, jeśli zaczynasz pracę bardzo wcześnie rano, ten wariant jest hardcorem, ale znam ludzi, którzy startują w biurze np. o 7:30 i trenują przed pracą. Kładą się wcześnie spać, są rannymi ptaszkami i po prostu robią to. Pamiętam, jak musiałam być kiedyś w pracy o 5:40. Nastawiałam budzik na 4.10, kładłam się o 21.00 i po prostu robiłam to, bez zastanawiania się nad tym, czy mi się chce czy nie. Łatwo nie było, ale da się to zrobić. Ok, nie chcesz. Myślisz sobie “Bez jaj, trening ma być formą odstresowania się, drogą do zdrowego życia, przyjemnością. Takie pobudki nie są ani zdrowe, ani przyjemne, a już na pewno mnie nie odstresują. Nie będę się wygłupiać” – no i jasne. W pełni to rozumiem, ja akurat też bym nie wstawała na trening przed pracą, gdybym zaczynała o 7.00. Ale spójrz na to od innej strony: w tej sytuacji kończysz wcześniej niż inni – zapomnij o porannym wariancie, idź na trening po pracy. “Po to ja jestem zmęczony”. Dobrze w takim razie zjedz, utnij sobie drzemkę i idź na trening wieczorem. Znam wiele osób, które wolą taki wariant. “Ja mam zmianę od 7 do 21.00” – powiesz. Rozumiem, to faktycznie jesteś padnięty po pracy. W tym wypadku idź na trening w dzień wolny. W trybie zmianowym zawsze takie masz. Grunt to zastanowić się nad tym, co nam odpowiada, kiedy czujemy się dobrze i naprawdę jestem święcie przekonana, że każdy znajdzie 45 minut czy godzinkę na trening.
Dobra, ja nie mogę się jeszcze na ten temat mądrzyć, bo sama mam w domu dopiero małą Nelkę, ale obserwuję znajomych: świeżo upieczonych rodziców, tych z nieco większym doświadczeniem i jednocześnie z nieco większym bagażem (np. w postaci sztuk 3-4) i też widzę, że da się. Nie jest to łatwe, trzeba z czegoś zrezygnować, ale da się, naprawdę da.
Dorota ma czterech synów. Kiedy mi o tym opowiedziała na spotkaniu biegowym, które organizowałam regularnie w Warszawie, zaniemówiłam. “Mamy umowę z mężem. Poniedziałki są moje, a we wtorki ja zostaję z chłopakami, a on wychodzi na rower”. Poza tym Dorota zabiera chłopaków na basen, narty, rower, ściankę i na co tylko się da.
Ania i Radek z kolei, mają roczną córeczkę. Obydwoje dużo biegali, znałam ich ze wspólnych treningów. Kiedy ich rodzina się powiększyła, wcale nie przestali. Z przyjemnością i podziwem patrzę, jak Ania robi kolejne życiówki, a Radek podejmuje się coraz większych wyzwań. I wcale nie odbywa się to kosztem rodziny. “Radek zaczyna pracę bardzo wcześnie, ale wstaje na trening jeszcze wcześniej, żeby po pracy być już w domu. Kiedy wraca, ja już jestem przebrana i gotowa do wyjścia. Wręczam mu Asię i wychodzę pobiegać. Ma wtedy czas na małe sam na sam z córką. Wracam, kąpiemy malutką i mamy jeszcze wieczór dla siebie” – mówi Ania.
Oczywiście, nieraz się zdarzy, że nie pójdziemy na trening, że nie będziemy w stanie go zrealizować, bo zabraknie sił, czasu albo po prostu będziemy chcieli zostać w domu, ale generalnie da się ustalić plan działania, podzielić rolami, zaangażować partnera, babcie, czy ciocię. Patrzę na znajomych i jestem pełna pozytywnej energii, bo czy może być coś lepszego dla dziecka niż szczęśliwa mama? A dla faceta: zrelaksowana, uśmiechnięta i spełniona kobieta?
Kilka prostych trików, które zwiększą twoje szanse na trening:
1. Jeśli chcesz trenować rano przed pracą, naszykuj ubranie jeszcze wieczorem. Nastaw budzik, przemyj twarz zimną wodą, nie myśl za dużo, nie główkuj, po prostu idź na trening. To ma być nawyk jak mycie zębów.
2. Jeśli wolisz trenować po pracy, zabierz ze sobą do biura torbę na siłownię, basen czy co tam chcesz. Jeśli planujesz pobiegać, wróć do domu, nie siadaj do obiadu, nie zalegaj na kanapie, nie wdawaj się w długie dyskusje tylko idź od razu na trening, a potem będziesz mieć czas dla siebie.
3. Jeśli masz w domu małe ssaki, podziel się obowiązkami z partnerem, mamą czy kimś innym bliskim. Nic się nie stanie jeśli np. 3 razy w tygodniu wyjdziesz na godzinny trening. To zrobi dobrze i Tobie i domownikom.
4. Ćwicz w domu! Przysiady, wykroki, pompki, podpory – jest tyle fantastycznych ćwiczeń, które wyrzeźbią twoje ciało, pomogą spalić kalorie i możesz je robić w domu. Wystarczy kilka podstawowych rzeczy jak mata czy para hantli (ale i tutaj można szaleć np. z butelkami wody;) i możesz poszaleć. Wystarczy poukładać ćwiczenia w serie lub obwody i do dzieła!
Tak czy siak: nie poddawaj się, nie rezygnuj, spróbuj, nawet od najmniejszych kroczków. Wierzę w to, że zawsze da się coś wymyślić. Do dzieła! Ja za chwilę też do was dołączę. Dajcie moim szwom jeszcze kilka tygodni.