Bez obaw, jeszcze mi nie odbiło. Nie staję codziennie przed lustrem i nie mówię tego do siebie jak w amerykańskim filmie klasy B. Mam świadomość własnych niedoskonałości i wiem, że nie wszyscy mnie kochają. Ba! Niektórych wręcz bardzo irytuję, drażnię, innych śmieszę. Ale to nieważne.
Ważne jest to:
“Spotkałam Panią na fb kilka miesięcy temu i zaczęłam truchtać.”
“Nie ćwiczę, bo nie lubię i nie mam na to czasu. Ale od kilku miesięcy przeglądam Twoją stronę, czytam wpisy ludzi biegających i widzę, że jesteście jacyś tacy szczęśliwsi. Pomyślałam, że może i ja bym sobie pobiegała?”.
Codziennie dostaję od Was tyle wiadomości, zdjęć z treningów, z pierwszych startów, że nie mogłabym tak po prostu przestać, nawet gdybym miała serdecznie dość. Schować buty biegowe, matę do ćwiczeń na dnie szafy albo zapomnieć o tym, jak się robi przysiady? Niemożliwe. „Skąd masz w sobie tyle energii?”- pytacie mnie czasem. „Zarwane noce nie dają Ci w kość?”. Dają! Wczoraj poszliśmy na spacer, przy okazji robiliśmy zdjęcia. „Uśmiechnij się, bo inaczej widać zmęczenie”- pocieszył mnie wczoraj tata Nelki. No widać, widać i czuć. Tak, wszystko się zmieniło. Tak, dużo trudniej jest znaleźć czas i siły na trening, pracę czy nawet odpoczynek, ale da się. Wiadomo, już inaczej, rzadziej, mniej intensywnie przynajmniej na razie, w końcu malutka ma dopiero 7 tygodni. Zobaczymy co będzie później, ale liczy się to, co teraz.
W tym tygodniu po raz pierwszy wyszłam na trening. Jestem po trzech marszobiegach. Mogłabym załamać ręce i powiedzieć: „O matko! Przecież rok temu wbiegałam na tę górę, a teraz ledwo wchodzę i jeszcze muszę robić przystanki”. Mogłabym postanowić, że nie będę się wygłupiać i przerywać biegu marszem, bo przecież jeszcze nie dawno śmigałam dyszki, półmaratony i maratony. Mogłabym zapisać się już na zawody i żyć tym, co się będzie działo za trzy miesiące, cztery, za rok, kiedy zapomnę już o marszobiegach i WRESZCIE wrócę do NORMALNEGO biegania. Ale nie ma czegoś takiego jak „prawdziwy biegacz” czy „normalny trening”. Każdy z nas jest na innym etapie, a każdy etap jest tak samo trudny. Nie ma co rozpamiętywać przeszłości czy siebie sprzed lat, sprzed kontuzji, czy sprzed ciąży. Szkoda czasu na zbyt długie rozmyślanie o tym, w jakim miejscu będziemy za rok czy za dwa lata. Jesteśmy tu i teraz, w takim a nie innym stanie i chodzi o to, by na ten moment dać z siebie wszystko. Jeśli trzeba, nawet zacząć od początku, od zera. Uzbroić się w cierpliwość i powoli, z głową dążyć do celu. Nie porównywać się do innych, nie dołować tym, że kiedyś było się w lepszej formie. Nie marnować życia na rozmyślanie tylko BYĆ. W końcu te noce, kiedy zamiast spać, kładę się obok Nelki, całuję ją w pachnące czoło, szepcząc „Spokojnie, mama jest obok, tata też” i głaszczę, aż zaśnie, niedługo miną. Jeszcze będę za nimi tęsknić. Ani się obejrzę, a mała będzie wolała nocować u koleżanki, a potem spać z chłopakiem (nie wiem jak tata to przeżyje;).