Kiedy powstał ten blog, miałam 29 lat. Przebiegłam właśnie swój pierwszy maraton, a na wieść o tym, znajomi pukali się w czoło. Przywykli, że do mnie dzwoni się wtedy, kiedy nie wiadomo, co wziąć na kaca, by szybciej minął, albo dokąd zabrać kuzynkę z innego miasta na imprezę, a nie po to, by znaleźć motywację do treningów czy pomysł na zdrowy koktajl – bez procentów. A ja właśnie na przekór wszystkiemu i wszystkim chciałam pokazać, że zawsze możesz zmienić swoje życie, jeśli tego chcesz. Że każdą łatkę można odkleić i na jej miejsce przykleić nową, choć oczywiście wymaga to sporo pracy, ale nie mów, że się nie da. Da się, tylko zmień nastawienie.
Początki mojego blogowania wspominam nie bez powodu. Od tamtej pory spotykam na swojej drodze ludzi, którzy rzeczywiście szukają inspiracji, chcą coś zmienić, mają w sobie chęć do działania i takich, którzy niby twierdzą, że chcą, ale wciąż szukają dziury w całym. Znasz ich na pewno. To ta koleżanka, która siedzi dwa biurka dalej i wciąż pyta cię o to, jakie buty biegowe wybrać, jaki zegarek kupić, na jakie zawody się zapisać, a nadal nie wyszła na trening. Bo “Nie ma czasu”, “Jest zmęczona”, “Ty to nie wiesz, jakie ona ma życie!”. I choć poświęcasz swój czas na opowiadanie o tym, jak zrobić dobre śniadanie, które daje energię na cały dzień, cierpliwie wyjaśniasz, na czym polegają marszobiegi, to wiesz, że ona i tak nigdy ich nie zrobi. Ten typ po prostu tak ma.
Kiedy zaczynałam, słyszałam: “No tak, ale ty to sobie możesz trenować. Nie wracasz do domu i nie gotujesz dla chłopa, tylko wychodzisz sobie na kolację”. Ok, rzeczywiście, życie singla pod tym i pod wieloma względami jest łatwiejsze. I nawet jeśli pracujesz 12-14 godzin na dobę, zawsze będziesz mieć lepiej, bo działasz tylko na własny rachunek. Kiedy ów chłop się pojawił, piosenka się zmieniła: “No tak, ale nie masz dziecka. Co ty możesz wiedzieć o zmęczeniu, braku czasu na trening”. No to mamy dziecko i to jakie! Kochane, najbardziej na świecie. Radosne, roześmiane ale BARDZO przyzwyczajone do mamy i do cyca. Tak bardzo, że w nocy trzeba się obudzić najlepiej tak co godzinkę, no max co dwie, bo co prawda jeść nie trzeba, ale chociaż pomacać tego cyca, powąchać, upewnić się, że jest. Okazało się, że mimo ogromnego zmęczenia da się regularnie trenować, bo to moja pasja, moja odskocznia, czas dla mnie. “No tak, ale jedno dziecko to pestka! Zobaczysz jak to będzie, jak pojawi się drugie” – słyszę. Ha! Nie muszę czekać, ja już wiem, jak to będzie, gdy pojawi się drugie (jeśli starczy mi sił;). Kiedy pojawi się drugie, znowu nic nie będę wiedzieć o życiu, bo nie mam trójki, czwórki, piątki albo bliźniaków. Albo będę za młoda (serio? Ja już mam 33 lata, nie 23), będę miała lepsze geny (pudło!), wygodniejszą pracę. Nie wiem, co musiałabym zrobić, by niektórych przekonać, że to wszystko naprawdę zależy od nas.
Owszem, czasem czynniki zewnętrzne sprawią, że nie możesz przez jakiś czas trenować, musisz zrezygnować z tego, czy innego sportu. Ale zawsze możesz dbać o to, by w kuchni było jak najmniej przetworzonych produktów i to wcale nie wymaga dużo więcej czasu i nie trzeba wydawać na to fortuny. Możesz aktywnie spędzać czas. Lekarz zabronił ci biegać? Wybierz inny sport. Rzadko kiedy, jesteśmy w takiej sytuacji, że nie możemy uprawiać żadnej aktywności, a nawet jeśli tak, to zwykle jest to chwilowe, przejściowe i można całkiem dobrze wykorzystać ten czas. Skup się wtedy na zdrowej diecie, rozwoju osobistym, zbierz siły na później. Nie chcesz? Wolisz narzekać? Ok, twój wybór. Ale powtórzę raz jeszcze słowo-klucz: wybór.
I to ty wybierasz sposób, w jaki podejdziesz do zmian. Jeśli narzucisz sobie ostry reżim, z dnia na dzień porzucisz wyjścia na piwko, winko, do kina, błogie lenistwo na kanapie i postanowisz, że chcesz trenować 6 razy w tygodniu, to jest spora szansa, że szybko się wypalisz i stracisz motywację. Mało kto lubi tak drastyczne zmiany. I choć najpierw możesz mieć ogromny zapał, prędzej czy później czegoś zacznie ci brakować. Dlatego spójrz na to inaczej: robisz coś dla siebie. Trening, to nie jest coś, co skraca twój dzień o kolejną godzinę czy dwie, to nie obowiązek, to twój czas wolny. Nie dość, że dasz odpocząć swojej głowie, to jeszcze zadbasz o ciało – czego chcieć więcej? Piszecie do mnie: “Skąd wziąć motywację? Jak znaleźć na to czas i siły?”. No właśnie w taki sposób: zmieniając nastawienie. Serio, ja też padam na twarz, też jestem zmęczona, niewyspana i zdarza się, że ledwo wszystko zbieram do kupy. Kiedy jest już ze mną bardzo źle, rezygnuję z treningu i idę spać, żeby kolejnego dnia dać z siebie więcej. Ale na co dzień nie poddaję się. Nie kładę się przed telewizorem tylko wskakuję w buty biegowe albo wyciągam z szafy matę, bo wiem, że zrobi mi to tysiąc razy lepiej. Że jeszcze tylko jakieś 40 minut dzieli mnie od zupełnie innej rzeczywistości. Że za chwilę znowu będę pełna życia i wrócą mi wszystkie siły, a tak bardzo mi ich trzeba. Serio, to tylko kwestia nastawienia i nie porównuj się z innymi: kto ma lepiej, kto gorzej, kto trudniej, kto łatwiej. Jesteś tym, kim jesteś i wyciśnij jak najwięcej z tego, co masz. Powodzenia!
Zdjęcia: Iwona Montel http://www.aim-frame.me