Od kilku dni biegowym krokiem zapuszczam się w ulubione warszawskie uliczki. Odwiedzam ulubione parki, sprawdzam, czy jeszcze istnieją kawiarnie, w których zawsze lubiłam pracować, knajpki, gdzie raczyłam się winem i snułam długie rozmowy z przyjaciółmi. Za każdym razem wybiegam w inną stronę i nawet nie wiem, gdzie skończę – po prostu lecę tam, gdzie mnie nogi poniosą i światła nie zatrzymają. I właśnie za to pokochałam bieganie. Dziś tekst dla tych, którzy niby by chcieli, ale wciąż nie zaczęli. Zobaczcie, co tracicie!
Wielokrotnie mówiłam o tym, że w bieganiu zakochałam się za tę wolność, swobodę, możliwość wyboru. Nie ma godzin otwarcia, instruktora, grupy, bez której nie da się rozegrać meczu. Owszem, nic Cię tak nie rozwinie jak grupowy trening, gdzie pojawia się cień rywalizacji, i to jeszcze pod okiem doświadczonego trenera. Ale to nie jest tak, że bez instruktora i innych zawodników nie wyjdziesz na trening. Możesz biec wtedy, kiedy chcesz, tam, gdzie chcesz i tak, jak chcesz. Dla mnie ta wolność jest na wagę złota.
Biegać możesz wszędzie – to ważny argument, dla tych, którzy tak jak ja, wiodą tryb życia “na walizkach”. Bez względu na to, czy wybierasz się z rodziną na urlop, czy wysyłają Cię na dwa dni w delegację, wystarczy, że do bagażu podręcznego wrzucisz sportowe buty, koszulkę i szorty, a świat staje otworem.
Bieganie to idealna metoda na odkrywanie ciekawych miejsc. No właśnie, skoro już mowa o tych wakacjach czy delegacjach, czy wiesz jak fajnie możesz poznać zarówno Parki Narodowe jak i metropolie, kiedy wybierzesz się na biegową wycieczkę po okolicy? Ciężko byłoby pokonać tyle kilometrów spacerem, a zza okien autobusu nie zobaczysz tak wiele, nie poczujesz zapachu kwitnących drzew, perfum, jedzenia czy kawy. Choć wycieczka rowerowa to też fajny pomysł!
Dzięki bieganiu poznasz świetnych ludzi, bo choć to sport indywidualny, to wszelkiego rodzaju obozy biegowe, zawody, zorganizowane treningi to zbiorowiska fajnych ludzi z pasją. Większość moich obecnych znajomych poznałam właśnie dzięki bieganiu, nawet Rudzika 😉
Sport pomoże Ci zachować młodość, szczupłą sylwetkę i sprawi, że z Twojej twarzy nie będzie schodził uśmiech. I nie mówię już tutaj tylko o bieganiu. Sport jednak ma w sobie jakąś magię, pewną tajemniczą moc, której nie umiem wyjaśnić. Wszyscy moi znajomi, którzy regularnie biegają, chodzą na crossfit, na siłkę, jeżdżą na rowerze, pływają, tańczą, mają w sobie jakąś taką pozytywną energię, ten blask, ten uśmiech. Ostatnio w Warszawie na szybko wskoczyłam do salonu manicure. Wiedziałam, że zaraz zamykają, widziałam, że zrezygnowane osoby wychodzą, liczyłam się z tym, że mam marne szanse, no ale kto pyta nie błądzi. Podeszłam do stolika, zapytałam, czy zdążymy. Sympatyczna Pani spojrzała na mnie i mówi: “Proszę poczekać 15 minut. Damy radę”. Mimo zmęczenia i późnej godziny była bardzo miła. Na koniec bardzo jej podziękowałam i usłyszałam: “Wie Pani, że 4 osobom przed Panią odmówiłam, ale Pani tak się uśmiechnęła, że nie umiałam?”. Wiem, że to nie był bajer. Rzeczywiście odmówiła. Mówię Wam, to sport jest sprawcą “tego uśmiechu”. Oczywiście zaraz za uśmiechem idzie zdrowie i ciało, a chyba każdy z nas chce się dobrze czuć i świetnie wyglądać? 😉
Bieganie kocham też za to, że ma tak wiele twarzy! Możesz kochać krótkie dystanse albo wielogodzinne wybiegania, możesz być fanem interwałów albo podbiegów, możesz lubić bieżnię, asfalt, albo totalnie zakochać się w biegach terenowych i górskich. Jest tyle możliwości! Możesz iść na ciężki trening, albo wybiec bez planu, bez zegarka i zwiedzać swoje ukochane miasto – jak robię teraz. Urządzić sobie sentymentalną podróż, po krzakach, gdzie się w liceum paliło papierosy i klubach, gdzie się tańczyło do białego rana. Każdy z nas ma swoje bieganie i nie ma gorszego, lepszego, prawdziwego i udawanego. Mało tego, w przypadku każdego z nas ono też nabiera innych kształtów: jednego dnia ma chęć na takie, a innego na owakie.