Warto się porównywać. Pewnie Cię teraz zaskoczyłam. Przecież na każdym kroku mówię, krzyczę, apeluję, by patrzeć tylko na siebie, nie sugerować się opinią inną, działać w zgodzie ze sobą, najzwyczajniej w świecie być najlepszą wersją siebie, a nie kimś zbliżonym do Ewy, Ani czy Kasi. I nie zmieniłam zdania, ale jedno drugiego nie wyklucza i jeśli rzeczywiście chcemy być tą najlepszą wersją siebie, chcemy się uczyć czy rozwijać, warto od czasu do czasu spojrzeć na kogoś innego i najzwyczajniej w świecie się do niego porównać. Tylko trzeba wiedzieć, do kogo się porównujemy i jak to robić, by coś z tego mieć.
Pomysł na ten tekst wpadł mi do głowy podczas ostatnich zawodów. Wystartowałam na 15 km, bieg górski, ale z małym przewyższeniem – prawdziwa niespodzianka w postaci niekończącego się stromego podejścia, gdzie trzeba było używać liny, czekała dopiero na ostatnich kilometrach. Nie jestem jeszcze gotowa na takie atrakcje, ostatnie moje „wyczyny” w górach miały miejsce 2 lata temu. Potem ciąża, spokojny powrót do formy i regularne treningi na płaskim terenie. Dopiero teraz zaczynam stawiać pierwsze kroki w górach. Wystarczył jednak jeden raz, żebym się przekonała, że to jest to, co chcę teraz robić. Rudzik zapisał mnie na kilka startów na „krótszych” dystansach, o co go wyraźnie poprosiłam, żeby mogła się rozkręcić, potrenować, zdrowo i z głową rozwinąć. Oczywiście nie zabrakło tam ambitnej wisienki na torcie w postaci biegu na 44 km, na szczęście jest czas, by się do tego przygotować, a po drodze posprawdzać na mniejszych dystansach. Mimo wszystko, kiedy zobaczyłam moją listę, zamarłam. W odpowiedzi na moje „Ale jak to 44 km? Miały być krótkie” usłyszałam tylko „No ja dzień wcześniej biegnę 70km”. Także morał tej historii jest taki: upewnij się, że na „krótkie” dystanse nie zapisuje Cię ultras, który miesiąc wcześniej startuje na 140 km w Alpach.
Ale wróćmy do tematu. Tak sobie biegłam na tych zawodach, po kilku kilometrach rozkręciłam się, nawet przyspieszyłam do przyzwoitego tempa, powyprzedzałam kogo się dało, zaszalałam na zbiegach (bardzo to lubię!), a koło 10 km totalnie mnie ścięło z nóg. Przede wszystkim upał, a ja wyszłam z założenia, ze woda na jednej stacji mi wystarczy (mam nauczkę i już więcej bez bidonów nie lecę), a poza tym nie mam jeszcze tyle siły w nogach ile bym chciała. Nie poddałam się, choć powiem szczerze, że na 12km myślałam, że umrę! Na szczęście udało mi się napić wody, więc siły witalne wróciły i walczyłam do końca. Jednak na tych ostatnich kilometrach największa walka była w głowie: wyprzedziło mnie kilka osób, które na moje oko nie powinny tego zrobić. Z czasem nabierasz doświadczenia i już masz w głowie taki przelicznik: jeśli ktoś wygląda tak, to trenuje mniej więcej tyle i tyle, jeśli inaczej to inaczej. Bierzesz pod uwagę wiek, budowę ciała (Rudzik się zawsze wygłupia, wybiera na starcie wyżyłowane Pani i każe mi je gonić) i różne takie. Oczywiście wszystko to uogólnienia, można popełnić mnóstwo błędów, ale takie generalizowanie pozwala nam na co dzień łatwiej i szybciej reagować. I wtedy doszło do mnie, jak niewiele o tych ludziach wiem. No bo co ja niby mogę mogę wiedzieć o tej babce w różowych szortach, która za wszelką cenę chciała mnie wyprzedzić? Może ma mocne udo właśnie dlatego, że dużo trenuje w górach? Może mieszka w okolicy i zna każdy kamień? Może nie ma dzieci i jest wyspana? Jest mnóstwo rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę, kiedy chcemy się do kogoś porównywać.
Na pewno zdarzyło Ci się pomykać ulicami Warszawy czy innego miasta podczas treningu i patrzeć na innych biegaczy. Zastanawiasz się wtedy, czemu tamten facet, który wygląda na zaprawionego w boju, biegnie tak wolno, przez głowę przechodzi Ci nawet myśl: „Ale wymiatam! Nawet taki facet biegnie wolniej ode mnie!”. Z kolei tempem błyskawicy mija Cię babeczka, która wygląda bardzo niepozornie. A może ten facet kilka dni temu zrobił ultramaraton i właśnie wyszedł na pierwsze rozbieganie, by rozruszać nogi? A ta babeczka z kolei – może właśnie robi trening tempowy i za 600 metrów zacznie truchtać dużo wolniej niż Ty?
To samo z wyglądem. Jest tyle czynników, które sprawiają, że Basia ma taki tyłek, który Ty zawsze chciałaś mieć, że samo wykonywanie tych samych ćwiczeń nie wystarczy. Tutaj znaczenie mają genetyka, przeszłość sportowo – bo skąd wiesz, co Basia z tą pupą robiła lata temu? Może dużo trenowała siłowo albo tańczyła? Sam zakup tych samych jeansów niestety też nie wystarczy… Ale warto przyjrzeć się temu, co Basia robi, jak trenuje, co je. Tak samo warto zobaczyć, jakie patenty na strome podbiegi ma Pani w szortach, której dałam się wyprzedzić. Dobrze jest czasem porównywać się do osób podobnych do nas oraz tych lepszych, po to, żebyśmy mogli wynieść jakąś lekcję, dowiedzieć się czegoś, nauczyć, rozwijać. Trzeba tylko robić to na luzie, z głową, nie dać się sparaliżować na zasadzie: „Bez sensu. Ciężko trenuję, zdrowo się odżywiam i i tak mam gorszą pupę od Basi, która dopiero co zaczęła”. Bo skąd wiesz, jaką przeszłość ma Basia, jakie predyspozycje? Niech te porównania uczą nas czegoś, motywują nas do pracy, a nie hamują, bo przecież i tak w tym wszystkim chodzi o to, być najlepszą wersję swojej pupy i biegać najszybciej dla swoich możliwości. Być najlepszą wersją siebie, nie Basi.