Życie w pojedynkę jest super – nie powiesz mi, że nie. Możesz spędzać każdą noc w innym mieście, podejmować spontaniczne decyzje i robić wszystko to, na co masz akurat ochotę. I najważniejsze: możesz wtedy doskonale poznać samego siebie. Nikt nie mówi, że związek to kajdany i ciężka praca. O nie! Taki zdrowy i fajny układ pozwoli Ci być sobą, a partner sprawi, że przy nim jeszcze bardziej rozwiniesz skrzydła. Tylko jak kogoś takiego znaleźć?
Sama dość późno założyłam rodzinę. Owszem, miałam różnych facetów, z którymi było poważniej lub luźniej. Zdążyłam się wyszaleć, rozwinąć zawodowo, zwiedzić spory kawał świata. Dostrzegam uroki obydwu rozwiązań: fajnie jest być singlem i zupełnie beztrosko podejmować różne decyzje, ale genialnie jest też móc dzielić się z kimś tym, co chodzi Ci po głowie, razem cieszyć, czasem razem smucić, dzielić szalonymi pomysłami, które właśnie przyszły Ci do głowy i gadać do białego rana. Zanim jednak przyszło mi do głowy: “O matko! To ten!” spędziłam sporo czasu na zastanawianiu się nad tym, co jest kluczowe przy doborze faceta na dobre i na złe. Przegadałam na ten temat wiele nocy z moimi koleżankami, wypiłyśmy w tym czasie morze kaw i wina. Czy doszłyśmy do jakichś sensownych wniosków? I tak najważniejsze było “to coś”! Żeby jednak rozwinąć temat, spotkałam się z Arkiem Bilejczykiem, zaprzyjaźnionym seksuologiem, psychoterapeutą z poradni Gabinet psychoterapii i porozmawiałam z nim sobie na ten temat.
Nie masz wrażenia, że w dzisiejszych czasach trochę za dużo przebieramy, wybieramy, gdybamy, jeśli chodzi o wybór partnera?
Powiedziałbym raczej, że szukamy za dużo podobieństw, które dotyczą takich bardzo powierzchownych spraw: skoro ja lubię biegać, to mój partner czy partnerka też powinien, bo to dla mnie ważne. Owszem, to ważne i dobrze mieć wspólne hobby, ale jest dużo spraw, które są o wiele istotniejsze.
Na przykład?
Najważniejsze jest to, jak my się czujemy z drugą osobą. Na ile możemy być sobą, otworzyć się i czuć dobrze. Lubię taką teorię, która mówi o tym, że dobieramy się na zasadzie podobieństw i deficytów. Jeżeli moim deficytem jest to, że dorastałem w domu, gdzie brakowało mi zainteresowania ze strony rodziców, co w dorosłym życiu powoduje mniejsze lub większe komplikacje, to będę się czuć dobrze z kimś, kto w jakimś sensie zrozumie mnie na tym poziomie, kto być może nawet miał podobne doświadczenia. A to czy ja mogę z moim partnerem pobiegać, łowić ryby, czy wspólnie się wspinać to sprawy drugorzędne. Pasją można się zarażać nawzajem. Co mi po tym wspólnym hobby, jeśli mój partner sprawia, że jestem spięty, nie mogę się otworzyć, porozmawiać szczerze? Ważne jest to, żeby chcieć spędzać czas ze sobą i lubić rozmawiać.
Czyli najzwyczajniej w świecie lubić kogoś jako człowieka?
Tak. Mam wrażenie, że spędzamy za dużo czasu na poszukiwaniu partnera, który będzie na takim samym poziomie rozwoju zawodowego jak my, na podobnym poziomie intelektualnym – choć tutaj ogromne różnice rzeczywiście czasem mogą dać o sobie znać po pewnym czasie, jednak wiedza jest rzeczą nabytą, robił podobne rzeczy w czasie wolnym. Zwracamy uwagę na coś, co jest grą pozorów, swego rodzaju tańcem godowym. Na początku każdy chce się zaprezentować z jak najlepszej strony, jesteśmy też mniej czujni i szybciej wierzymy drugiej osobie, a rzeczywistość może nas później zaskoczyć. Przywiązujemy zbyt dużą wagę do tych przyziemnych spraw, a za małą do tzw. „CZUCIA”.
Odnośnie tego czucia, przypomniał mi się ciekawy wywiad z Wojciechem Eichelbergerem, który wpadł mi w ręce kilka dni temu. Powiedział, że przy wyborze partnera, z którym chcemy być blisko przez długie lata, warto zwrócić uwagę na to, czy często się przy nim śmiejemy.
To jeszcze dosadniej powiedziane to, co mam na myśli. Dokładnie o to chodzi. Zamiast koncentrować się na tym, że partner musi tyle i tyle zarabiać, tak i tak wyglądać, uprawiać taki i taki sport, skupmy się na tym, jak się czujemy w jego towarzystwie.
Czyli wybierać tych, z którymi nigdy nie możemy się nagadać?
Tak. Ten kontakt jest najważniejszy.
Gdzieś przeczytałam, że tak naprawdę każdy z każdym mógłby się dogadać. Że to nie jest kwestia odpowiedniego doboru, tylko tego, co my dalej z tym układem zrobimy. Powiem tak: im bardziej dojrzewam i więcej doświadczenia zdobywam, tym bardziej dostrzegam wagę tego, jak o związek trzeba dbać. Żeby to wszystko ze sobą grało, rzeczywiście trzeba nieustannie pracować, ale nie wierzę w to, że każdy z każdym się dogada. Tak naprawdę życie razem jest trudne, jeśli chcemy być ze sobą blisko przez wiele, wiele lat.
Bardzo trudne. Jeśli chodzi o takie codziennie relacje w pracy, te ze znajomymi, czy luźne randkowanie to tak naprawdę, jeśli nauczymy się panować nad emocjami i czasem hamować złość, rzeczywiście możemy się dogadać prawie z każdym. Ale życie we dwoje to już zupełnie inna sprawa, to inny poziom relacji. Tutaj też jest bardzo ważna kwestia pożądania: nad tym nie panujemy. To nie jest tak, że sobie postanawiam: „Od dzisiaj będę wybierał tylko blondynki”, bo mogę poczuć to coś na widok brunetki. Warto pamiętać, że to pożądanie, które odczuwamy na samym początku, jest bardzo ważne dla przyszłego związku. Nie wstydzić się tego. Czasem w myśl politycznej poprawności nie przyznajemy się do tego, że wygląd zewnętrzny zadziałał na nas od razu, a w tym nie ma nic złego. Bo w tym pierwszym wrażeniu często nie o sam wygląd chodzi, ale właśnie o to „CZUCIE”. Mój były szef kiedyś się śmiał, że faceci całe życie podkochują się w długonogich blondynkach, a potem żenią się z niskimi brunetkami. Coś w tym jest. Chodzi o to, że w kwestii długoterminowych relacji zwracamy już uwagę na inne rzeczy, potrzebujemy czegoś więcej.
Czyli to prawda, że kogoś innego wybieramy na jedną noc, a kogoś innego na partnera do końca życia?
Jak najbardziej. W doborze krótkoterminowym atrakcyjność fizyczna gra pierwsze skrzypce – zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. Kobiety wybierają wtedy partnerów, którzy są dla nich bardzo męscy: dobrze zbudowanych, silnych, wysokich. Po prostu takich, którzy podobają się fizycznie. Jeśli jednak już w grę wchodzi dłuższa znajomość, to ten facet musi mieć przede wszystkim głowę na karku, czasem gruby portfel. To samo z mężczyznami. Taka partnerka na tu i teraz powinna być przede wszystkim atrakcyjna fizycznie, a ta na całe życie to już nieco inna historia. Tutaj liczy się wiek, musi być zdolna do tego, by dać mu zdrowe potomstwo, a atrakcyjność powinna być wyważona. Wszyscy znamy te żarty, że lepiej nie wybierać sobie bardzo atrakcyjnej żony, jeśli nie chcemy, by kręciło się wokół niej zbyt wielu mężczyzn.
Ale to chyba żarty?
Tak, ale w każdym żarcie jest odrobina prawdy. Ten wybór w dużej mierze zależy jednak od tego, jaką ten mężczyzna ma samoocenę. Jeśli wierzy w siebie, jest spełniony to nie będzie się bał atrakcyjnej partnerki, jeśli jednak nie ocenia siebie zbyt wysoko, to na długoterminową partnerkę nie wybierze bardzo atrakcyjnej kobiety, bo będzie się bał odtrącenia albo najzwyczajniej w świecie tego, że w pewnym momencie przegra z atrakcyjniejszym samcem.
Czyli jak wybrać tego idealnego partnera, z którym i krótkoterminowo i długoterminowo dobrze się dogadamy?
Nie myśleć za dużo o tych przyziemnych sprawach jak praca czy hobby, ale zaufać sobie, własnym emocjom i wybrać tego, z kim po prostu dobrze się czujemy.
Jakiś czas temu obiecałam Wam, że będę publikować podobne teksty regularnie, dlatego już niebawem kolejny 😉