Panie, jak żyć? Człowiek chciałby się rozwijać zawodowo, mieć czas na randki, dla dzieci, rodziny i znajomych, regularnie uprawiać sport, zapisać się na kurs fotografii, czytać, uczyć się języka, chodzić do teatru, kina, jeździć w góry – długo bym tak mogła wymieniać i Ty na pewno też. Umówmy się: nie jest łatwo i często trzeba z czegoś zrezygnować, ale ja odpowiedziałabym tak: Trzeba mieć dobry plan, Panie, i kurczowo się go trzymać.
Nie wierzę w noworoczne postanowienia, ale wierzę w cele. Od kilku lat, pod koniec grudnia, wypisuję sobie na kartce to, co chciałabym zrobić w kolejnym roku i od razu układam plan. Gdybym nie była konkretna i działała na zasadzie: „Chciałabym schudnąć po ciąży”, „Będę regularnie trenować”, „Ale fajnie byłoby napisać książkę!” to 12 miesięcy później przepisywałabym te same postanowienia do nowego kalendarza, z nadzieją, że tym razem się uda. Ale czemu niby miałoby się udać, skoro działam tak samo, a liczę na inny efekt? Na szczęście przez lata próbowałam, eksperymentowałam i popełniałam błędy. Nadal je popełniam. Na podstawie tych doświadczeń wypracowałam sobie system, który u mnie się sprawdza, a w zderzeniu z doskonale zorganizowanym Rudzikiem (ja to jeden wielki artystyczny nieład), wręcz doprowadziłam go do perfekcji, choć na pewno jeszcze wiele poprawek da się wprowadzić. Wciąż się uczę i te metody udoskonalam.
W zeszłym tygodniu spisałam sobie najważniejsze punkty i opowiedziałam o nich na lajwie na Facebooku. Jeśli jeszcze go nie widziałeś, proszę, oto on: (nie zrażaj się, niespodzianka z Nelką trwa tylko chwilę, a potem już jest konkret;)
Przygotowałam też małą ściągę. Oto kilka najważniejszych założeń, które uławiają mi życie i łączenie tak wielu wątków.
1. Wyznacz sobie konkretne cele.
„Schudnę” – to jeszcze nie jest konkretny cel. Zastanów się, ile chcesz schudnąć (ale spójrz na to realnie, zdrowo, nie przesadzaj), wyznacz sobie czas, w jakim powinieneś się tych kilogramów pozbyć i zastanów się, dlaczego chcesz to zrobić. Dla atrakcyjniejszego wyglądu? Dla zdrowia? Po to, by się lepiej czuć we własnym ciele? A może po to, by być sprawniejszym? Jak odpowiesz sobie na te pytania i przemyślisz sprawę, to cel zacznie się robić konkretny: Chcę schudnąć 5kg, bo nie podobam się teraz sobie, lepiej się czułam, gdy ważyłam te 5kg mniej, lżej mi się będzie biegało. Daję sobie na to 2 miesiące. I tym sposobem już się rysuje konkretny cel.
„Nauczę się angielskiego” – i tutaj znowu warto się zastanowić, do czego ten angielski jest Ci potrzebny: do pracy, do rozmów podczas wyjazdów zagranicznych, czy tak po prostu, dla przyjemności, by czasem móc się z kimś porozumieć? Od tego, jaki jest twój cel, zależy, jaki plan na naukę języka warto przyjąć. Jeśli uczysz się do pracy, na pewno warto skupić się na innym słownictwie (specjalistyczne z Twojej branży, ale też wyposażenie biura etc.) niż, w sytuacji, gdy chcesz zamówić fish and chips na wakacjach. Tutaj też wyznacz sobie ramy czasowe, kiedy chcesz robić postępy czy widzieć efekty.
I tak jest z każdym tematem: musimy sobie doprecyzować, jaki jest nasz konkretny cel – jaką książkę chcemy napisać, dla kogo i po co. Dlaczego chcemy wrócić do regularnych treningów i co dla nas oznacza słowo „regularne”, bo dla jednego wystarczające będzie 3 razy w tygodniu, a dla drugiego to musi być 5-6. Jeśli Twoim celem jest: „Przebiec półmaraton” to pomyśl, kiedy chcesz to zrobić, jakie masz założenia czasowe itd. Dopiero wtedy, kiedy znamy odpowiedzi na te pytania, nasz cel nabiera realnych kształtów.
2. Kiedy masz już cel, od razu wyznacz plan działania.
Dobra, wiemy już, że chcesz schudnąć 5kg w ciągu dwóch miesięcy, to teraz bierz w rękę kartkę i wypisuj po kolei, co zamierzasz zrobić, żeby ten cel osiągnąć: trening, dieta – tutaj też konkrety: jaki trening? Kto będzie to kontrolował, doradzał, trzymał rękę na pulsie? Co zmienisz w swoim sposobie odżywiania? Może warto skonsultować się z dietetykiem? Itd.
To samo z nauką języka: czy będziesz uczyć się indywidualnie z nauczycielem, czy zapiszesz się na kurs? Co będziesz robił sam we własnym zakresie? Np. 20 minut dziennie aplikacja ze słówkami o poranku, radio w drodze do pracy, wieczorem jeden odcinek ulubionego serialu, ale po francusku! A może będziesz wstawać codziennie o godzinę wcześniej, żeby przez 60 minut popracować nad swoją książką, blogiem, zrobić trening?
3. Bierz się tylko za jedną nową rzecz w danym momencie.
Tak, wiem, wszyscy chcielibyśmy i trenować, i świetnie zarabiać, i robić genialne zdjęcia, kręcić video, pisać, a jeszcze przy tym wszystkim mieć czas dla bliskich i na relaks. Powiem tak: wyluzuj i odpuść sam sobie. Naprawdę! Przerabiałam to wiele razy i niestety, jeśli chcesz zrobić wszystko na raz, to się prawie zawsze kończy się porażką. To, co na serio działa i pozwala cieszyć się dodatkowymi aktywnościami przez długi czas, to stopniowe dorzucanie sobie kolejnych cegiełek.
Co to oznacza w praktyce? Załóżmy, że w 2018 roku chcesz: zacząć regularnie trenować, nauczyć się języka, zrobić kurs fotografii, założyć bloga. Nie zaczynaj wszystkiego od stycznia.
Zastanów się nad tym, co jest dla ciebie najważniejsze (o priorytetach będzie za chwilę) i od tego zacznij. Np. wstawaj co drugi dzień o godzinę wcześniej i trenuj. Daj sobie na to jakieś 3 tygodnie, nawet miesiąc i dopiero wtedy, kiedy poczujesz, że już Ci to weszło w krew, dorzuć sobie kolejny klocek w postaci nauki języka. I zacznij spokojnie, np. od wspomnianych 20 minut z aplikacją, czy od odcinka serialu. I to nie znaczy, że masz przez cały miesiąc robić jedną rzecz – normalnie funkcjonujesz, chodzisz do pracy, gotujesz, spędzasz czas z rodziną, masz swoje hobby. Mówię teraz o NOWYCH elementach, które chcesz wprowadzić w życie. Ja np. trzy tygodnie temu zaczęłam coś tam sobie pisać. Regularnie wstaję bardzo wcześnie i to jest pierwsza rzecz, którą robię. Faktycznie codziennie, nawet w weekendy, choćby godzinkę dziennie. I to nie znaczy, że nie trenuję, nie pracuję, nie piszę tekstów na bloga, jak choćby w tej chwili, nie gotuję, ale nowe rzeczy przełożyłam na kolejne miesiące i teraz się za nie biorę. Stworzyłam swoją listę i rozpisałam, w którym momencie dorzucam kolejne cele. To samo zrobiłam rok temu i dwa lata wcześniej. Nawet wtedy, kiedy byłam w ciąży, dokładnie wszystko zaplanowałam i pracowałam do samego końca, żebym później miała czas na oddech i wejście w nową rolę, kiedy na świat przyjdzie dziecko. (Podam konkrety: na zapas przygotowałam teksty do Be Active, gdzie piszę regularnie co miesiąc, pokazałam Rudzikowi wszystkie moje projekty, by wiedział co, gdzie jest, dałam dostępy do skrzynki i poprosiłam, by przez pewien czas odpisywał za mnie w pracy na maile, bo jako jednoosobowa firma urlopu macierzyńskiego sobie nie zrobiłam).
4. Zacznij od wyznaczenia priorytetów.
Kiedy masz swoją listę z celami, dokładnie się zastanów, co jest dla Ciebie najważniejsze. To zupełnie normalne, że są tam rzeczy, które teoretycznie wzajemnie się wykluczają: z jednej strony chcesz być świetną matką i spędzać mnóstwo czasu ze swoim dzieckiem, z drugiej, chcesz się rozwijać zawodowo, trenować, uczyć się nowych rzeczy, czytać. Ale to wszystko da się ze sobą pogodzić, na serio. Tylko nie próbuj robić wszystkiego na raz, wyznaczaj sobie małe zadania, dawaj sobie czas. Te zmiany mają sprawiać Ci przyjemność, a nie stresować.
5. Miej tygodniowy plan działania.
Taki tygodniowy plan działania pomaga mi uniknąć stresu. Jako freelancer, muszę być doskonale zorganizowana, bo sama zarządzam swoim czasem. Z jednej strony dobrze mi to wychodzi, bo należę do osób, które raczej trzeba odciągać od pracy niż do niej zaganiać, ale z drugiej strony, w moim życiu naprawdę rządzi spontan i artystyczny nieład. Czasem robię coś zupełnie inaczej, „bo tak chcę!”, bo dziś mam ochotę napisać ten tekst, a nie tamten, bo nie mam chęci na przygotowywanie prezentacji, tylko na zrobienie oferty dla klienta. Tutaj z pomocą przyszedł Rudzik, który z kolei przez lata zarządzał nie tylko swoim czasem, ale i czasem innych ludzi. Kiedy byłam w ciąży i chciałam mieć pewność, że dobrze wszystko zorganizuje, usiadł ze mną kilka razy i pomógł mi wszystko sensownie rozpisać. Próbowałam różnych systemów: dziennych, tygodniowych, miesięcznych i powiem Ci, że do dziś jestem wierna tym tygodniowym. Wypisuję sobie zadania na najbliższy tydzień i po kolei je realizuję. Dzięki temu, że nie są to zadania dzienne, mam pewną swobodę wyboru i nie czuję się jak w korpo, jednak tydzień, to nie miesiąc, więc nie szaleję jak artystka i nie wymyślam coraz to nowych rzeczy, bo wiem, że na liście jest jeszcze parę innych, które muszę zrobić. (O tym, jak planujemy tygodnie i miesiące opowiedziałam na konkretnych przykładach w video).
Oczywiście zaznaczam sobie przy zadaniach jak wysoki mają priorytet, żebym wiedziała, że to MUSZĘ zrobić dziś, bez względu na to, czy mam na to chęć, czy też nie. I nie chcę teraz brzmieć jak samochwała, ale naprawdę usłyszałam już wiele razy, czy to w wydawnictwie, gdzie pisałam książkę, czy to w magazynach, z którymi współpracuję, czy od specjalistów, z którymi robię wywiady, że jestem jedną z niewielu osób, które przysyłają teksty przed dead linem, albo mówią: „Spokojnie, możemy się zdzwonić i za 5 dni, ja i tak pisanie tego tekstu zaplanowałam sobie na przyszłą środę, ale chciałam już mieć twoje wypowiedzi”. Mówię to po to, żebyś wiedział, że ten system DZIAŁA! Nawet w przypadku zakręconych mam, które nigdy nie wiedzą, kiedy trafi im się kaszel, katar czy różyczka.


6. Wyznaczaj małe kroki, nie przesadzaj z ambicją, nie napinaj się (bo zapał może szybko minąć)
Mamy w sobie coś takiego, że kiedy już sobie postanowimy, że zrzucamy te 5kg, uczymy się angielskiego, czy zaczynamy regularnie biegać, to napinamy się i bierzemy na siebie za dużo. Mam tak samo, a raczej miałam i staram się pilnować, by więcej tego nie robić. Niestety wiem to i z własnego doświadczenia, i widzę na przykładzie znajomych, że nie jest to najskuteczniejsza metoda, bo dążenie do owego celu w takim wydaniu przestaje być przyjemnością, a staje się źródłem stresu. W życiu dzieje się wiele rzeczy, których nie da się przewidzieć: wyjazdy, choroby, nieprzespane noce, wielki kontrakt w pracy. Wtedy na moment warto zluzować, nie mieć wyrzutów sumienia, że nie da się czegoś zrobić. Za moment wszystko wróci do normy, a Ty dalej będziesz mógł realizować swój plan. Obsuwy to normalna sprawa, dlatego zawsze je biorę pod uwagę w planowaniu i staram się robić wszystko przed dead linem. Oczywiście czasem się nie da i wtedy świat się nie zawali. Wyjaśniam sytuację, przepraszam i nadrabiam, gdy choroba mija, czy, gdy najzwyczajniej w świecie się wyśpię. To Ty jesteś najważniejszy i Twoje zdrowie!
7. Próbuj, aż się uda. Jeśli coś nie działa, zmień strategię i próbuj raz jeszcze.
Tego punktu chyba nie muszę rozwijać – nie zniechęcaj się porażkami tylko próbuj jeszcze raz. Jeśli coś się nie udało, to nie znaczy, że się nie nadajesz. To znaczy, że trzeba obrać inny plan działania.
8. Nie wstydź się prosić o pomoc.
I na koniec najważniejszy punkt – nie bój się prosić o pomoc. Jeśli nie umiesz czegoś zrobić, pytaj. Jeśli jesteś zmęczony, masz dość, powiedz komuś bliskiemu i poproś, by ci pomógł. Zawsze chciałam wszystko SAMA. Ale kiedy Nelka przyszła na świat, nauczyłam się tego, że warto prosić o pomoc innych albo delegować zadania. I to bez względu na to, czy mówimy o sprawach zawodowych czy osobistych, czy prosimy kogoś, by pomógł nam umyć okna, bo padamy na twarz 😉 Mimo tego, że Rudzik teraz wyjeżdża do pracy na 12h, mam ogromne wsparcie z jego strony. To dlatego, że siadamy sobie i rozmawiamy o marzeniach, pragnieniach, przekuwamy je w cele i wdrażamy w życie plan, by każde z nas choć część z nich mogło zrealizować. Oczywiście nieraz się pokłócimy, pogniewamy, jesteśmy niezadowoleni z jakiegoś rozwiązania, ale najważniejsze to mówić sobie o tym. Kiedy ja wiem, co jest dla niego ważne, mogę pomyśleć, jak ułożyć swój plan, by znalazł jeszcze po pracy czas i chęci na trening. Kiedy on wie, o czym ja marzę, myśli, co może zrobić, by pomóc mi to zrealizować. Proszę też o pomoc mamę, by czasem do nas przyleciała i choć trochę odciążyła, znajomych, kiedy nie wiem, jak coś zrobić, albo brakuje mi już rąk, to naprawdę działa!
Świat jest pełen pozytywnych ludzi i energii, trzeba tylko wiedzieć, czego się chce, konkretnie i głośno o tym mówić.
Oj to się rozgadałam! Jeszcze raz wszystkiego dobrego w NOWYM ROKU!
Zdjęcia: Marek Sławiński.