Zakupy – już na samo hasło na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Odsuwam ten dzień od siebie tak długo, jak tylko się da. A to trzeba tekst napisać do magazynu, bo deadline goni, a to porobić zdjęcia, a to iść do banku, a to zabrać dziecko na spacer. Tak długo, jak tylko buty totalnie się nie rozlecą, a koszulka nie wyblaknie po prostu nie wybieram się do sklepów. Oczami wyobraźni już widzę te tłumy ludzi, dziesiątki minut spędzone w przymierzalni. O tak mierzenia nie lubię najbardziej. I tego wychodzenia w ołówkowej spódnicy na bosaka i pytanie się obcej babki, która mierzy kieckę w kabinie po przeciwnej stronie “Myśli Pani, że dobrze leży na biodrach?”. Co za absurd! Tak, tak, być może trudno Wam w to uwierzyć, ale ja naprawdę nie znoszę shoppingu. Do tego dochodzi fakt, że staramy się w domu ograniczyć ilość posiadanych przez nas rzeczy, więc jeśli już coś kupuję, to musi to być coś, co jest mi rzeczywiście potrzebne i co na bank będę często nosić. A trudno dokonać racjonalnych wyborów w czasie wyprzedaży. W tym roku udało mi się wykonać plan w 100%!
Pisałam już jakiś czas temu, że ze względu na częste przeprowadzki i koczowniczy tryb życia staramy się ograniczać ilość rzeczy, jaką posiadamy, do minimum. Kilka miesięcy temu zrobiłam dokładne czyszczenie szafy i pozbyłam się wszystkiego tego, czego nie noszę, również tego, co od lat wywoływało reakcję zbliżoną do tej: “Nie, ale ten sweterek zostawię. Na pewno go jeszcze założę!” i oczywiście nie zakładałam. O tym, w jaki sposób zrobiłam czystki i co mnie zainspirowało napisałam w tym poście: http://pannaannabiega.pl/lifestyle/minimalizm-praktyce-czyli-fajna-zyciowka-road-trip/.
A teraz kilka słów o tym, co teraz poczęłam.
Punkt numer 1: musisz wiedzieć, co lubisz
Moim zdaniem, zanim się wybierzesz na jakiekolwiek zakupy, warto spędzić trochę czasu na tym, by określić swój styl. Przyjrzeć się temu co lubisz nosić i temu, czego unikasz. Przecież każdy z nas tak ma, że nosi tylko część ubrań i to bez przerwy, a pozostała część szafy przez większość roku stoi nietknięta. Ja – już po dokładnej selekcji, kiedy pozbyłam się wszystkiego, czego nie noszę – wyciągnęłam wszystko z szafy (a było już tego nie wiele) i dokładnie się przyjrzałam. To zabawne, ale zobaczysz, że te rzeczy są do siebie podobne! Ja od razu zauważyłam, co pewne zasady, które się powtarzają. Lubię np. białe koszulki albo zwiewne bluzki, też te koronkowe, miękkie koszule, których nie trzeba dokładnie prasować, uwielbiam jeansowe szorty i w chłodniejsze miejsca na pewno się nie ruszę bez skórzanej kurtki. Chciałabym częściej nosić sukienki, no ale życie pokazuje, że zawsze ostatecznie i tak kończę z szortami na tyłku. Więc nie ma co walczyć ze sobą. Kupiłam buty na obcasie, do torebki wrzucam czerwoną szminkę i już będzie kobieco. Mam w szafie 2 sukienki, które czasem zakładam. Mam też jedną spódnicę ołówkową – cudowna! Którą zostawiłam w Warszawie na wieczorne wyjścia, żebym nie musiała ciągle wszystkiego ze sobą wozić, ale ogólnie, dzięki temu, że wiem, jaki mam styl, wiem co kupować, a czego nie. Z dodatków z kolei uwielbiam okulary przeciwsłoneczne, kapelusze i czapki z daszkiem, dobre torebki (wolę mieć dwie, ale takie na lata) i mam jedną ukochaną bransoletkę, którą nabyłam za jakieś 6 Euro 😉
Jeśli jest Ci trudno określić to, co lubisz, albo marzy Ci się zmiana, to warto raz na jakiś czas poprzeglądać kolorowe magazyny, fajne strony i zobaczyć, co Ci się podoba u innych. Potem zebrać to do kupy, zobaczyć, czy coś się powtarza, przemyśleć, jak mogłabyś wprowadzić te elementy do swojego stylu, czy będą pasować do Twojej figury, fryzury etc. i działać!
Punkt nr 2: Bez listy zakupów ani rusz!
To jest święta zasada, której moim zdaniem nie wolno łamać. Jeśli chcesz mieć pewność, że nie wrócisz do domu z torbą przypadkowych rzeczy, a potem i tak się okaże, że nadal nie masz spodni, kupiłeś za to 4 koszule, zrób listę zakupów. Ja sobie wypisałam co mi jest potrzebne i szukałam od razu konkretnych rzeczy. Oczywiście, prawie zawsze zdarzy się tak, że coś, czego nie mam na liście, wpadnie mi w oko, ale przyjęłam taką zasadę, że nie kupuję od razu. Jeśli się da, odkładam daną rzecz do końca dnia i jak nadal czuję, że chcę to mieć – wracam. Pewnie się domyślasz, że najczęściej nawet zapominam o tym, że coś odłożyłam. Ale tę po tę ołówkową spódnicę wróciłam po paru godzinach i kupiłam ją mimo tego, że musiałam z nią później latać i zwężać, bo była za luźna. Ale było warto 🙂 Jeśli robię zakupy online – do czego ostatnio się przekonałam – potrafię przez kilka dni trzymać zapakowany koszyk i dopiero po kilku kupić. Zwykle wywalam z niego chwilowe zachcianki 🙂
Punkt nr 3: Jestem zdania, że warto stawiać na jakość
Co do tego nie mam żadnych wątpliwości: przede wszystkim jakość. Właśnie dlatego staram się kupować w czasie wyprzedaży więcej i liczę się z tym, że na początku lata i zimy wydam więcej pieniędzy, ale wtedy stawiam tylko na marki, które lubię, znam i wiem, że te ubrania będą mi długo służyć. W zeszłym tygodniu zrobiłam to samo. Kupiłam 2 bluzki z ukochanego sklepu, dokładnie w takim stylu, jaki lubię i przecenione z 380 PLN na 140PLN. Genialne szorty z 360PLN na 150PLN. A weźmy np. pod lupę taką kurtkę skórzaną. Od jakichś 15 lat się z nimi nie rozstaję. Wiem, jaki styl lubię, zatem chciałam kupić sobie dobrej jakości kurtkę z mięciutkiej skóry, którą aż przyjemnie się nosi. Dorwałam ją na wyprzedaży zimowej w Rotterdamie – akurat w moim rozmiarze! – i zamiast 400euro zapłaciłam 170euro. I to był świetny zakup, bo wiem, że mi będzie służyć przez wiele lat.
Punkt nr 4: Może lepiej nie wychodzić z domu?
Nie chcesz stać w kolejkach, walczyć z tłumami, no i przede wszystkim boisz się, że jak wyskoczysz na zakupy, to kupisz mnóstwo przypadkowych rzeczy? Spróbuj zrobić zakupy online. Ja, niby taka internetowa, nowoczesna i bla bla bla, to jednak pod wieloma względami jestem jak dinozaur i takie internetowe zakupy odzieżowe uważałam za coś słabego. No bo to przecież trzeba pomacać, założyć, zobaczyć kolor w realu. Ale dziś przecież w większości sklepów możesz odesłać to, co dobrze nie leży, czy po prostu – nie podoba się – i to bez dodatkowych kosztów. Przełamałam się, zrobiłam przemyślany shopping wyprzedażowy w ten sposób i wyobraź sobie, że nie muszę odesłać ani jednej rzeczy!
Sporządziłam ten wpis po to, żeby Tobie też łatwiej było ogarnąć swoją szafę i portfel. Mam nadzieję, że się przyda. Jeśli masz jakieś swoje patenty na udane zakupy, koniecznie się ze mną podziel!
A jeśli zastanawiasz się, co Ci jest potrzebne do biegania i czy warto iść w tym celu na shopping, to polecam moją książkę, gdzie podpowiadam, co warto mieć na początek, a co spokojnie można odłożyć na później, albo nie kupować wcale: http://pannaannabiega.pl/kup-ksiazke/