Wyrwać się z domu na dwie noce i przypomnieć sobie, jak smakuje wino na placu Zbawiciela. Wrócić do domu tanecznym krokiem i wylądować w wannie pełnej puchatej piany, która czule otuli łydki, plecy, a potem ramiona. Nie myśleć o tym, że kiedy dziecko zaśnie, trzeba rozwiesić pranie, wstawić naczynia do zmywarki i umyć podłogę obryzganą ryżanką. Śmiać się i kochać, kochać się i śmiać, a potem zasnąć i nie otwierać oczu przez najbliższych osiem godzin. Brzmi jak marzenie? Trzeba sobie raz na jakiś czas planować takie przyjemności! Ja swoją planowałam aż dwa lata, ale było warto!
Na początku wyjaśnijmy sobie pewną kwestię: uwielbiam spędzać czas z moją córką. Kiedy pracuję z domu, a ona uczy się nowych słów we francuskim żłobku, patrzę na jej różową hulajnogę i najchętniej już bym po nią poszła. Ale deadline’y nie znikną, a teksty same się nie napiszą. To samo dotyczy wieczorów we troje: Nelka jest takim naszym kumplem, brakującym elementem bez którego życie nie miałoby tak wyraźnego smaku, ale czasem każdy związek potrzebuje tego, by być tylko we dwoje. Jak za starych dobrych czasów…
Niedawno pisałam o tym, jak ciężko dbać o intymność, gdy po domu kręci się mały człowiek, który na dodatek lubi spać z nami w łóżku. Mam na to wypracowane patenty. Nie czytaliście? Warto nadrobić: Seks. Jak podgrzać atmosferę w związku?
Jednak od dwóch lat miałam jedno marzenie: “Kochanie, wyjedźmy we dwoje nawet na jedną noc do jakiegoś hotelu SPA.” Chciałam się wyspać, napić winka, pogadać. Albo wypuścić w miasto, odwiedzić ulubione knajpy, sprawdzić nowe miejsca, potańczyć, a potem trafić do hotelu, z dala od pralki, zmywarki i sterty ubrań, które proszą, by je posegregować i umieścić w odpowiednich szafkach. W końcu w domu zawsze jest coś do roboty.
Jak to zwykle w Warszawie bywa, miałam mnóstwo pracy i padałam na twarz, ale chęci były silniejsze! Wiedziałam, że nie odpuszczę, choćbym miała do hotelu dopełznąć po podłodze. Dwa wieczory należały do nas! O matko! Co zrobić z tym czasem?
Drineczki śladami Taco
Od kilku miesięcy najczęstszym gościem w naszym domu jest Taco Hemingway. Nelce towarzyszy w czasie kąpieli – jego utwory rozpoznaje już po jednej nutce, a nam przy gotowaniu, sprzątaniu, czy prosecco na balkonie. Pod tym względem jesteśmy nieugięci – Fifiego znają już nawet nasi sąsiedzi z Norwegii, Australii czy Irlandii. I choć nie rozumieją ani słowa, kiedy proponujemy, że zmienimy muzykę, oponują: “No, no! Leave it. It has a good vibe!”. Także nasz wieczór we dwoje zaczęliśmy od Planu B i placu Zbawiciela, gdzie mieszkałam, nim Rudzik porwał mnie do Holandii, a potem na Lazurowe.
Po Planie B, zajrzeliśmy jeszcze w jedno z moich ulubionych miejsc na wino, potem na Cieciorexa do Krowyżywej i do wanny!
Wanna na wagę złota
Jak wspaniałym wynalazkiem jest wanna, wie tylko ten, kto ją stracił. Uwielbiałam we wczesnej młodości zamykać się w łazience, rozstawiać świece, włączać ulubioną muzykę i myśleć o niebieskich migdałach, a raczej o Bartku, Piotrku czy innym Józku. Ile człowiek miał kiedyś czasu? Teraz kilka minut pod prysznicem, wszelkie zabiegi pielęgnacyjne opanowane do tego stopnia, że można wykonywać dwa, a czasem i trzy jednocześnie. Zero relaksu. Dlatego pierwsze co zrobiłam, gdy weszliśmy to Westina, to zajrzałam do łazienki. “Jest wanna!” – odetchnęłam z radością. Można było się zrelaksować, zanurzyć we dwoje w pachnącej pianie i kontynuować rozmowy. A potem wykorzystaliśmy fakt, że nie trzeba się spieszyć i szeptać 😉
Spałam osiem godzin! Brawo dla mnie!
Ci, którzy mnie trochę znają, wiedzą, że jestem rannym ptaszkiem. Szkoda mi czasu na sen i nawet, kiedy padam na twarz, nosi mnie, by już coś napisać, edytować – po prostu ZROBIĆ. Tym razem jednak zasłoniliśmy szczelnie okna (w Warszawie budziłam się o 4:20!) a łóżko było tak wygodne, że spałam osiem godzin! Od rana przygotowywałam się w hotelu na kolejny aktywny dzień, a Rudzik w tym czasie spokojnie pracował.
W Westinie zatrzymaliśmy się już któryś raz, właśnie dlatego, że później mamy blisko na wszystkie spotkania i jest tam sporo miejsca do pracy. Tyle tylko, że do tej pory Nela spała z nami. O, tak to wyglądało w zeszłym roku:
Sporym udogodnieniem jest to, że goście hotelu bez żadnych dodatkowych opłat mogą korzystać z elektrycznego samochodu. My zawsze latamy, więc w Warszawie jesteśmy skazani na taksówki, tramwaje i metro, a tak mieliśmy ułatwione zadanie.
Po kolejnym intensywnym dniu znowu mieliśmy czas dla siebie, tym razem nawet obejrzeliśmy sobie w spokoju film w wannie, a potem na własną rękę zorganizowałam nam SPA i jeszcze raz wskoczyliśmy do wygodnego łóżka.
Naładowaliśmy akumulator i stęsknieni wróciliśmy po Nelsona!
Fot. Iwona Montel oraz archiwum prywatne
Włosy: Andrzej Chojecki