Walentynki zawsze uważałam za bzdurne święto. Jestem z tych osób, które lubią robić to, co lubią, na co akurat mają chęć, bez okazji. Gdy przechodzę ulicą i zobaczę na wystawie sklepowej coś, co chciałabym dać komuś bliskiemu, kupuję to i daję. Bo niby czemu miałabym czekać całe miesiące na urodzimy, imieniny, Walentynki czy inne rocznice? Tylko w wybrane dni z kalendarza mogę zrobić ukochanemu pyszną kolację i zaserwować ją w nowej bieliźnie? Nie, wolę to zrobić spontanicznie, bo mam dobry dzień i chęć na coś miłego. Ale pomyślałam sobie, że nie ma co się tak boczyć, zapierać rękoma i nogami, że to tandeta, że głupie, że trzeba codziennie dbać o drugą osobę. Jasne, że tak, ale o tym chyba nikomu nie muszę przypominać. Zrobiłam sobie poranną kawę, wyjrzałam przez okno na góry i pomyślałam, że każda okazja jest dobra do tego, by celebrować miłość. Ale nie martwcie się, nie zmienię raptem profilu bloga i nie zacznę pisać ckliwych tekstów o tym, jak mi to dobrze i cudownie. Postanowiłam wykorzystać ten dzień, by celebrować moją miłość do biegania, mimo tego, że ostatnio poddawana jest ciężkim próbom.
Ostatnio koleżanka napisała do mnie: „Powiedz mi jak biegać i się nie nudzić”. Znam na to pytanie tylko jedną odpowiedź: trzeba zakochać się w bieganiu. Jak to zrobić? Dać mu szansę. Ba! Niejedną, bo bieganie to trudny partner i zazwyczaj nie robi dobrego pierwszego wrażenia. Podchodzi cię na wiele sposobów, ale zanim którąś z kolei randkę uznasz za udaną, trzeba będzie zjeść beczkę soli. I nie mam dobrych wieści: później wcale nie będzie łatwiej. Pierwsze treningi zwykle są bolesne, uświadamiasz sobie jak bardzo się zaniedbałeś i ile pracy jest do zrobienia. „Ja to się męczę jak mam podbiec do autobusu, a Ty mi mówisz, że nie biegasz teraz nic dłuższego, że tylko dystanse do 40km” – słyszę od znajomych. Ja też kilka lat temu męczyłam się, gdy biegłam do autobusu. Nawet teraz to się zdarza, gdy porwę się na spontaniczny sprint. Ale spokojnie, mija kilka tygodni i zaczynasz biegać, co więcej zaczyna ci to sprawiać przyjemność!
Dzień po dniu zakochujesz się w bieganiu, sam nawet nie wiesz kiedy. Powoli zaczyna kierować twoim życiem: kiedy planujesz wakacje, sprawdzasz, gdzie są fajne starty, gdy szukasz mieszkania, patrzysz, czy będziesz miał gdzie robić podbiegi. Zaczynasz startować w zawodach, twoja motywacja wzrasta. Patrzysz jak z tygodnia na tydzień jesteś coraz szybszy, zaczynasz wyprzedzać kolegów, sąsiada. Potem pojawia się pierwsza kontuzja – to taka pierwsza poważniejsza kłótnia, kryzys. Masz wrażenie, że życie ci się wali, zastanawiasz się na cholerę ci to wszystko.
Powiedzmy sobie szczerze: bieganie to nie jest wieczna euforia, endorfinki, uśmieszki, cukiereczki i buziaczki. Jasne, zazwyczaj widzisz mnie na zdjęciach z uśmiechem od ucha do ucha, bo ja ogólnie dużo się śmieję i głośno;) Bieganie to walka ze sobą, przełamywanie barier, ból, stres przed zawodami, problemy żołądkowe, uczucie zmęczenia, kontuzje. I choć teraz jestem w górach, za oknem piękna pogoda, a ja wciąż nie mogę w pełni z tego korzystać, bo zapalenie rozcięgna podeszwowego co kilka tygodni przypomina mi o sobie i musiało akurat tutaj i teraz to zrobić, to powiem Ci, że kocham to moje bieganie. Kocham je za poczucie wolności, bez którego nie mogłabym żyć. Za to, że mogę biec kiedy tylko chcę, dokąd chcę i jak mi się podoba. Kocham je za to, że dzięki niemu poznałam fantastycznych ludzi, którzy spontanicznie przybiegają do mnie do domu na herbatę a czasem i winko i rozmawiamy sobie o życiu. Kocham je za to, że uratowało mnie w momencie, gdy byłam zagubiona i nie za bardzo wiedziałam co zrobić ze swoim życiem. Kocham je za uśmiech, który na dobre zagościł na mojej twarzy. Uwierzycie w to, że zanim biegałam mówiono o mnie: Pani Zima, Burza Gradowa i inne takie? Byłam zupełnie inną osobą. I przede wszystkim kocham je za to, że mam Was, bo gdyby nie bieganie, nie byłoby tego bloga i tylu fantastycznych rzeczy, które wspólnie udało nam się zrobić!
Bieganie – I love you! I dlatego, choć wystawiasz mnie ostatnio na ciężką próbę, potruchtam dziś nawet tylko kilka kilometrów, bo zasługujesz na moją uwagę w tym wyjątkowym dniu. Dziękuję za wszystko!
Pingback: Dlaczego ona? Dlaczego on? Kilka słów o związkach i seksie. : Panna Anna Biega()