Jesień to idealny czas na to, by się dopieszczać. Każdy z nas ma swoje sposoby na to, by poprawić sobie humor z szare, deszczowe dni. Na mnie najlepiej działa kino, teatr, dobra książka, trening zakończony wizytą w saunie, a potem jakiś peeling, maseczka i te sprawy. A! Jeszcze wygłupy z Nelką! Nie ma jak piątkowy wieczór z Depeche Mode, Placebo, Interpol i Editors, gdy rodzinnie sobie tańczymy i śpiewamy. Ale wróćmy do tych zabiegów pielęgnacyjnych. Mam dla Was świetny KONKURS!
Na co dzień namawiam Was do poprawiania sobie nastroju poprzez sport i zdrowe, pyszne jedzenie, ale pomyślałam sobie, że raz na jakiś czas warto Was rozpieścić jakimiś przyjemnymi drobiazgami. Jak wiecie, od pewnego czasu współpracuję z marką Lirene. Przetestowałam na sobie wiele produktów i mam kilka swoich ulubionych, których używam na co dzień. Zrobiłam listę moich top produktów i poprosiłam o 5 takich „moich zestawów”, które możecie wygrać w konkursie!
Oto zestaw Panny Anny:
Kremy do twarzy Formuła Młodości 35+
Mam 34 lata, dużo przebywam na słońcu, jeszcze do niedawna karmiłam piersią i mało spałam. Skóra mojej twarzy potrzebuje nawilżenia i rozświetlenia, dlatego wybrałam serię z naturalnym ekstraktem z białej (na dzień) i z czarnej perły (na noc). Kremy te dodatkowo zawierają witaminę E i D-panthenol, dzięki czemu zapewniają skórze wielopoziomowe nawilżenie oraz odmłodzenie, podczas gdy rozświetlające perłowe drobinki rozpromieniają cerę, nie powodując błyszczenia.
Peeling cukrowy Żurawinowy
Aaaaaaaaaa uwielbiam ten produkt za dwie rzeczy: przede wszystkim – przyjemną i łatwą w obsłudze pod prysznicem konsystencję, a po drugie – za boski zapach. Mam wrażenie, że te drobinki rozgrzewają mnie od wewnątrz i otulają przyjemnym, słodkim zapachem. Naprawdę przetestowałam na sobie wszystkie peelingi do ciała marki Lirene i zawsze wracam do otulającej w chłodne dni Żurawiny. Musicie ją na sobie przetestować! Dlatego dodałam ją do mojego pakietu.
Brązujący balsam do ciała pod prysznic – ciemna karnacja
Nie wiem jak Wy, ale ja nie znoszę wszelkiego rodzaju samoopalaczy, bronzerów i innego gatunku produktów opalających. Nie lubię ich dlatego, że mam problemy z równomiernym rozprowadzeniem produktu, zdecydowanie wolę stopniowe opalanie, a nie raptowny efekt pomarańczowej skóry w niektórych miejscach (swoją drogą, pamiętacie tę scenę? Musiałam ją wkleić 😉 )
… i zapach! Mam wrażenie, że jak cudownego, drogiego i fantastycznego produktu bym nie użyła i tak będę pachnieć jak rosół. Pamiętam, jak kiedyś szykowałam się na randkę. Miałam jakieś 20 lat, wizję pięknego wieczoru przed sobą. Wykąpałam się, posmarowałam kremem opalającym, co by lepiej się prezentować w letniej sukience i przytuliłam moją małą wtedy jeszcze bratanicę, która powoli kładła się spać. „Pachniesz jak zupka. Aż jestem głodna” – wyszeptała. Cóż, ja wolałabym pachnieć jak waniliowy budyń albo kawałek aromatycznej czekolady, której nie sposób się oprzeć i trzeba ją schrupać w całości, a nie jak zupka… Wykąpałam się jeszcze raz i od tamtej pory samoopalaczy nie używałam. Do czasu, kiedy nie wpadłam na brązujący balsam pod prysznic Lirene. Opala stopniowo, jest mega szybki łatwy w obsłudze, bo używasz go pod prysznicem, zostawiasz kilka minut i spłukujesz, i nie pachnie jak zupka! Nawet Rudzik go używał zeszłej zimy i już zrobiliśmy zapasy na najbliższą. Z całego serca polecam produkt wszystkim tym, którzy chcą mieć zimą lekką, piękną, naturalnie wyglądającą opaleniznę bez plam i dziwnych zapachów.
Brązujący balsam do ciała
Jeśli jednak zależy Ci na nieco mocniejszym efekcie – umówmy się, ja naturalnie mam dość ciemną karnację i do tego mnóstwo czasu spędzam na słońcu, więc ten odcień zostaje na dłużej – to polecam jednak dorzucić do pakietu delikatny balsam brązujący. Nie używam go na co dzień, tylko w wyjątkowych sytuacjach, bo tak, jak już mówiłam – niestety każdy zapach mnie drażni. Tutaj jednak rzeczywiście jest mało odczuwalny, a do tego masło shea oraz z kakaowca bardzo dobrze nawilżają skórę. Produkt łatwo się rozprowadza i też nie robi szybkiego zaskoczenia, tylko umożliwia stopniowe opalanie, a dla mnie to jest jedyna forma do zaakceptowania 😉 Dorzucam do pakietu z karteczką “Na nagłe sytuacje”.
Odżywczy balsam z olejem słonecznikowym
Po lecie zawsze mam bardzo wysuszoną skórę. Do tego jesień i zima to miesiące, kiedy spędzamy sporo czasu w klimatyzowanych pomieszczeniach, nosimy długie spodnie, rajstopy. Ja dodatkowo wiele miesięcy spędziłam w szortach na słońcu, więc teraz muszę bardzo dobrze nawilżyć skórę, a niestety nie lubię tego robić. Generalnie nie lubię tego uczucia, że jestem czymś wysmarowana, tłusta, kleję się. Balsam odżywczy z olejem słonecznikowym polubiłam za to, że ma lekką konsystencję, szybko się rozprowadza, równie szybko wchłania i jeszcze bardzo ładnie pachnie. A do tego świetnie nawilża skórę!
Warto dodać, że olej słonecznikowy zawiera kwas linolowy, który odżywia, zmiękcza i długotrwale nawilża skórę oraz zabezpiecza ją przed utratą wody.
Jednorazowe maseczki
To idealne rozwiązanie dla zabieganych mam i zapracowanych kobiet, które dużo podróżują. Mam taką magiczną szufladę, gdzie trzymam sporo jednorazowych maseczek i, w zależności od tego jaki efekt chcę uzyskać, otwieram odpowiednią saszetkę. Zabieram je też ze sobą na wyjazdy, dzięki czemu nie muszę wozić ze sobą dużych tub i zawsze mieszczę się w bagaż podręczny!
To jest kilka moich ulubionych produktów. Wspólnie z Lirene przygotowaliśmy dla Was 5 zestawów właśnie tych kosmetyków, o których piszę. Jeśli chcecie sprawdzić, czy Wam też tak będą odpowiadać, jak mi, odpowiedzcie na to pytanie w komentarzu:
Pytanie: Jak umilasz sobie czas w długie, jesienne wieczory?
Odpowiedzi wpisujcie w komentarzach pod tekstem na blogu. (ważne: liczą się tylko te TUTAJ, nie na Faceboku czy Instagramie).
Czekam na nie od dziś, czyli od 8. listopada, do 14. listopada do końca dnia!
Nagrodzę pięć odpowiedzi, które mi najskuteczniej umilą długi, jesienny wieczór!
Powodzenia!
Zdjęcia:
Zestaw Lirene – moja własna kompozycja
Cała piękna reszta: Marek Sławiński