Myślisz sobie: „Czy jej się coś w głowie nie poprzestawiało? Czy minimalizm nie oznacza tego, że pozbywasz się z domu wszystkiego, co nie jest Ci niezbędne do życia? Chyba raczej trzeba wywalać sprzęty, a nie zagracać mieszkanie kolejnymi?”. Otóż nic mi się nie pomyliło. Owszem, minimalizm zakłada ograniczenie ilości rzeczy, jakie posiadasz, do niezbędnego minimum, ale raczej chodzi o to, by znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą Ci zaoszczędzić czas i przestrzeń wokół siebie. Po co? A po to, by nie rozdrabniać się i nie marnować energii na bzdury, tylko skupić się na tym, co jest dla Ciebie w życiu ważne. Dla mnie najważniejszy jest czas, który spędzam z moją małą rodziną, rozwijanie pasji, sport, czerpanie satysfakcji z dobrze wykonanego zadania w pracy. Jak się domyślasz – na sprzątaniu, praniu czy prasowaniu chciałabym jednak tego czasu spędzać jak najmniej;) Dodatkowo dochodzi aspekt przestrzeni. W ramach cięcia kosztów przeprowadziliśmy się do znacznie mniejszego mieszkania niż poprzednie, bo uznaliśmy, że 50 metrów w zupełności nam wystarczy, zatem każdego dnia wymyślamy patenty na to, by mieć gdzie złapać oddech, czy choćby rozłożyć matę i poćwiczyć, bo ja uwielbiam trenować w domu.
Wszystko zaczęło się od niewinnej rozmowy przy kawie z naszą zabieganą koleżanką. Karolina przypomina mi mnie samą, jeszcze z czasów zanim zostałam mamą: dużo pracuje, jak nie pracuje to podróżuje, trenuje, spotyka się z ludźmi – generalnie poznaje świat, cieszy się życiem i najważniejsze: rzadko bywa w domu. Już chyba sama nie wie, gdzie właściwe jest jej dom (skąd ja to znam!). Śmieje się, że właściwie wszystko, co jest jej potrzebne do życia, wozi ze sobą w bagażniku. Tego ranka siedziałyśmy sobie w jednym z moich ulubionych miejsc w Warszawie i opowiadałyśmy sobie nawzajem różne historie: a to anegdota z pracy, a to jakaś zabawna sytuacja damsko-męska, wiadomo: siedzą baby przy kawie to w godzinę przeanalizują całe życie. Każdej z nich. Uczepiłyśmy się jednak tego wątku “Jestem wiecznie w podróży, nie wiem nawet, gdzie jest mój dom” i wałkowałyśmy go długo.
„Nie mam czasu na wiele rzeczy, nawet na takie sprawy jak pranie, o prasowaniu już nie wspomnę. Wpadam do domu dosłownie na parę godzin, więc włączam pralkę, w tym czasie gotuję, biorę prysznic, potem wrzucam rzeczy do suszarki, jem i za chwilę jestem gotowa, by ruszyć dalej”. To Karolina podsunęła nam pomysł, że suszarka do ubrań to wcale nie jest takie głupie rozwiązanie.
Nie wiem jak jest u Was, ale w naszym domu pralka chodzi non stop. Już nawet, gdy byliśmy tylko we dwoje, praliśmy kilka razy w tygodniu, a wszystko ze względu na sporą ilość treningów: każde z nas trenuje ok. 6 razy w tygodniu co daje 12 zestawów w tygodniu, a do tego dochodzi bielizna, skarpety, ręczniki no i normalne ubrania, bo jednak czasem takie nosimy;) Kiedy na świecie pojawiła się Nelka, prania zrobiło się jeszcze więcej. Kiedy zaczęła jeść normalne jedzenie i raczkować, wszystko magicznie się pomnożyło do jeszcze większych ilości – ale tego chyba nie muszę wyjaśniać. Każdy, kto ma dzieci wie, że śliniaczek nie załatwia sprawy 😉
Reasumując: pralka w naszym domu chodzi niemalże codziennie. To jeszcze nic! Najgorsze jest to wieszanie i zbieranie prania, o przestrzeni już nie wspomnę. “A może byśmy kupili suszarkę” – przypomniałam sobie rozmowę z kawiarni. Powiem szczerze: przez długi czas podchodziliśmy do tematu z bardzo dużą rezerwą:
- po pierwsze: gdzie my to wstawimy?
- po drugie: czy to nie niszczy ubrań?
- po trzecie: czy nie dojdzie nam kolejny dudniący sprzęt w domu?
No ale kto nie próbuje, ten nie wie. Tak oto kilka tygodni temu w naszym domu pojawił się nowy członek rodziny: kupiliśmy suszarkę Electrolux DelicateCare. Pierwsze wrażenia? Nie zajmuje wcale dużo miejsca, wręcz tak ją wkomponowaliśmy w pozostałe meble w kuchni, że paradoksalnie miejsca zrobiło się więcej, bo pozsuwaliśmy meble i mamy dodatkową półkę na sprzęty kuchenne.
Pingback: Wygraj suszarkę do ubrań Electrolux DelicateCare! - Panna Anna Biega()