Pisałam od zawsze. Wiersze, pamiętnik, opowiadania. Już jako dziecko zamiast sklepu z zabawkami wolałam buszować w papierniczym i bez nowego zeszytu czy długopisu nie chciałam wyjść. Na 9. urodziny zażyczyłam sobie dyktafon i ze wszystkimi przeprowadzałam wywiady. “Będę dziennikarką” – stwierdziłam któregoś dnia i jak powiedziałam, tak zrobiłam. Przez wiele lat pracowałam w wielu redakcjach, pisałam na przeróżne tematy. Zajmowałam się newsami, rozrywką, jeździłam na koncerty, festiwale. Nie jeden raz ugięły się pode mną kolana, gdy mogłam zadać kilka pytań takim osobom jak Nelly Furtado (do dziś pamiętam, że rozmawiałyśmy w moje 25 urodziny ;). Ale pisałam też o podróżach, jedzeniu, o seksie. Przez te wszystkie lata poznałam mnóstwo fantastycznych osób i odbyłam jeszcze więcej ciekawych rozmów. Niektórych nawet nie zdążyłam opublikować. Kilka dni temu trafiłam na jedną z nich. Z psychologiem, seksuologiem klinicznym i psychoterapeutą Arkadiuszem Bilejczykiem rozmawialiśmy sobie o namiętności. Pomyślałam, że Dzień Kobiet to idealna okazja, by ten wywiad opublikować. Gotowi?
Każdy lubi te pierwsze randki, motyle w brzuchu, lekki stresik, czy oby na pewno nie powiedziało się czegoś głupiego, nie zrobiło czegoś nie tak. Targają nami tak silne emocje, że nie możemy spać, jeść, ani na niczym się skupić. Najchętniej zamknęlibyśmy się w sypialni i nie wychodzili z niej przez kilka dni. Ale oprócz tego, że mamy ogromną potrzebę kontaktu fizycznego z drugą osobą, to chcemy też rozmawiać, dzielić się różnymi przeżyciami, po prostu być obok, jak najwięcej się da. Wysyłamy smsy, dzwonimy kilka razy dziennie, zachowujemy się wręcz idiotycznie. Z czasem jednak wszystko się uspokaja, wycisza. Nie chodzimy już tak często do kina, tylko oglądamy filmy w domu. To samo z kolacją. Nie wysyłamy już sobie setek smsów, bo przecież widzimy się codziennie, a te z gatunku “Ale ma na Ciebie ochotę!” zamieniają się w “Kup proszę mleko i jajka”. Życie! Ale czy to źle? Wszystkie fazy mają swój urok. W końcu to całe randkowanie, pokazywanie się z jak najlepszej strony na dłuższą metę mogłoby być męczące. Albo jeszcze lepiej: przecież kiedy poznajemy kogoś nowego i zaczynamy te nasze tańce godowe, tak naprawdę gdzieś tam z tyłu głowy marzymy o tym, by udało nam się zbudować coś trwałego. By za jakiś czas zamieszkać razem, może nawet zbudować rodzinę i wspólnie wychowywać dzieci. Lecz paradoksalnie, gdy udaje nam się coś tak pięknego stworzyć, tęsknimy za tymi bezsennymi nocami, romantycznymi mailami i rozmowami przy winie. “Już Ci na mnie nie zależy tak, jak dawniej” – rzucamy. “Kiedyś to byłeś taki i taki, a teraz”… Warto czasem się zatrzymać, docenić to, co mamy, pomyśleć, jak możemy pielęgnować związek. Stąd pomysł na rozmowę z Arkiem Bilejczykiem, seksuologiem, psychoterapeutą z poradni Gabinet psychoterapii na temat namiętności właśnie.
Arkadiusz Bilejczyk: Matka natura tak nas urządziła, że na samym początku związku – mam tutaj na myśli kilka pierwszych miesięcy – partnerzy mają większą potrzebę bliższego kontaktu i większą chęć, żeby się przypodobać sobie nawzajem. Robimy to po to, często nawet nieświadomie, żeby stworzyć podwaliny pod coś trwalszego: potencjalny długoterminowy związek. Dawniej było tak, że prawdziwe oblicze partnera poznawaliśmy dopiero po ślubie. Dzisiaj jest trochę inaczej: mamy społeczne przyzwolenie na to, żeby ze sobą zamieszkać, dlatego to normalne, codzienne życie z naszym partnerem poznajemy wcześniej.
Tylko czemu to wszystko uspokaja się po kilku miesiącach? Nie można by było tak trwać i trwać w tym stadium intensywnych emocji, być wiecznie na tym flow?
Arkadiusz Bilejczyk: Nie możemy angażować się nadmiernie w myślenie o drugiej osobie, bo mamy też do wykonania swój własny plan. Jeżeli zakładamy rodzinę, czy po prostu razem kupujemy lub wynajmujemy mieszkanie, mamy swoje obowiązki. To jest zupełnie naturalne, że w momencie, kiedy uzyskujemy pewność, że ta druga osoba już ze mną zostanie, możemy nieco mniej zabiegać o jej względy i skupić się mocniej na innych sprawach, bardziej praktycznych. Np.: zaciskamy pasa, zaczynamy oszczędzać, bo za kilka miesięcy chcemy lecieć z naszym partnerem do Indii. Wtedy lepiej nie wydawać pieniędzy na kolacje w drogich restauracjach czy jakieś niespodzianki. Zaczynamy działać zadaniowo: każdy ma swoje obowiązki, do zakupów podchodzimy bardziej ekonomicznie niż na co dzień. Jest też nieco mniej przestrzeni dla siebie nawzajem. Podobnie dzieje się w sytuacji, kiedy decydujemy się na powiększenie rodziny. Najpierw trwają przygotowania, które pochłaniają sporo energii przyszłych rodziców, a kiedy dziecko przychodzi na świat, mamy już mniej czasu dla siebie nawzajem. Duże zaangażowanie na początku ma umożliwić parze nawiązanie silnej więzi emocjonalnej, która pozwoli im przetrwać przez długie lata. Im skuteczniej partnerzy zbudują tę więź na początku, tym jest większa szansa, że ten związek przetrwa.
Mówiąc „przetrwa” masz na myśli moment, kiedy większość zadań zostanie wykonanych i para znowu będzie sama ze sobą?
Arkadiusz Bilejczyk: Tak, tak naprawdę o tym, czy owa więź została silnie nawiązana na początku związku, tak naprawdę dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy np. dzieci opuszczają dom, tzw.: syndrom pustego gniazda. Kiedy mamy psa – wspólnie o niego dbamy, kiedy przychodzi czas na powiększenie rodziny – wychowujemy potomstwo. Czas dla nas samych tak naprawdę mamy dopiero wtedy, kiedy znowu zostajemy we dwoje. Wciąż pomagamy np. przy wychowywaniu wnucząt ale to już jest trochę co innego. Przez wiele lat funkcjonowaliśmy w trybie zadaniowym: zadbać o to, by Franek dostał się do dobrego liceum, żeby zdał maturę, żeby skończył studia. Kiedy nasza rola na tym poziomie się kończy, w „gnieździe” jesteśmy sami: partner i ja. Te pary, które na samym początku zbudowały silną więź, to nawet jeśli były takie momenty, że nie koncentrowały się na sobie, a na dzieciach, pracy czy np. budowaniu nowego domu, mają możliwość odbudowania tej relacji ponieważ ona po prostu istnieje.
Brzmi fajnie, Tak jakby przed nami później otwierała się opcja czegoś nowego, ekscytującego i to na stare lata 😉
Arkadiusz Bilejczyk: Bo tak jest. Cała relacja wymaga przebudowania. Taka para nie może funkcjonować tak, jak przez ostatnie lata, bo w domu nie ma już dzieci, są inne obowiązki, jest więcej czasu dla nich samych. Jednak jeśli ta więź była silna, mogą zbudować całkiem nową, fajną relację. Muszą wypełnić swoje życie jakąś treścią. Niestety nie zawsze to jest możliwe. Często dopiero tutaj okazuje się, że tej więzi tak naprawdę nie było między partnerami. Zdarza się, że pary wiążą się ze sobą ze względu na dziecko. Niekiedy mają szczęście i dobrze na siebie trafią, ale często bywa tak, że to dziecko łączy dwoje niedopasowanych do siebie ludzi i wtedy chwila, z którą dzieci opuszczają dom, jest takim krytycznym momentem: jeśli rodzice nie rozstali się do tej pory, to teraz każde z nich raczej pójdzie swoją drogą. Czasem nawet wspólnie mieszkają, ale śpią w osobnych pokojach, nie spędzają ze sobą czasu, każde z nich ma swoich znajomych, można powiedzieć, że żyją obok siebie a nie ze sobą. Natomiast pary, które zbudowały silną więź emocjonalną na początku związku, będą teraz mieć czas na wspólne hobby: kupią działkę, rowery, zaczną podróżować. Początek jest inwestycją, która tak naprawdę zaowocuje gdzieś później.
Mówisz, że wszystko zależy od tego, czy uda nam się zbudować silną więź na początku. Ale skąd wiadomo czy robimy to umiejętnie? Mamy spędzać ze sobą jak najwięcej czas? Dać się ponieść na całego namiętności czy jeszcze jakoś inaczej? W końcu każdy z nas jest różny. Ja np. potrzebuję dużo przestrzeni bez względu na to, czy jest to początek relacji, czy stadium zaawansowane (śmiech). To źle?
Arkadiusz Bilejczyk: Wszystko będzie dobre, jeśli skutkuje. Dla każdego ta początkowa namiętność może mieć różny wymiar i formę. Czy chodzi tutaj o intensywność? To bardzo indywidualna sprawa. W przypadku każdej osoby co innego może okazać się skuteczne: ktoś może chcieć spędzać jak najwięcej czasu z partnerem, inna osoba będzie wysyłać smsy, a ktoś inny potrzebuje przestrzeni dla siebie. Zazwyczaj intuicyjnie, nieświadomie realizujemy te potrzeby tak, żeby ta więź została nawiązana. To działa w ten sposób: jeśli poznajesz chłopaka i czujesz, że chcesz z nim spędzać jak najwięcej czasu, to zapewne Tobie jest to potrzebne do tego, aby taką więź nawiązać. Dla kogoś innego to mogą być smsy czy telefony, które będą potwierdzeniem, że ten ktoś jest, myśli o nas, pamięta. Tak naprawdę to są małe elementy, które prowadzą do jednego: budowania zaufania do siebie nawzajem. Chodzi nam tutaj o pewnego rodzaju przewidywalność: wiemy, czego się po kimś spodziewać w trudnej sytuacji. Do tego dochodzą: porozumienie, umiejętność wymiany informacji, poczucie, że ktoś nas rozumie w danej sytuacji – to wszystko buduje wspomnianą więź. Tę więź można nazwać intymnością: z drugą osobą czujemy się swobodnie, mamy do niej zaufanie. Nie boimy się być przy niej nago, płakać czy mówić o rzeczach, które nas bolą. Dzięki fazie namiętności i temu silnemu pociągowi seksualnemu oraz potrzebie spędzania czasu z drugą osobą, rodzi się wspomniana intymność.
Arkadiusz Bilejczyk: Wszystko zależy od indywidualnych potrzeb. Na przykładzie par homoseksualnych dobrze widać jak odmienne są potrzeby kobiety i mężczyzny. Zazwyczaj, kiedy spotykają się dwie kobiety, to one najchętniej już następnego dnia zamieszkałyby ze sobą i są pary, które rzeczywiście w ten sposób funkcjonują. Z kolei jeśli przyjrzymy się związkowi dwóch facetów, to oni będą woleli trzymać się na dystans, moment wspólnego zamieszkania jest odwlekany, żeby jeszcze trochę tej swobody kawalerskiej zaznać. Podaję ten skrajny przykład, bo on świetnie pokazuje ścieranie się odmiennych potrzeb dwóch płci. Natomiast jeśli chodzi o argumenty na zasadzie: lepiej wcześniej czy później, to każdy będzie szukał tych, które będą lepsze dla poparcia jego teorii. Nie da się powiedzieć jednoznacznie, które z tych rozwiązań jest lepsze. Nie wiem. Taka decyzja musi być związana z gotowością obydwu stron. Mieszkanie razem ma sporo minusów, wprowadza dużo ograniczeń, ale z drugiej strony daje możliwość, żeby szybciej się sprawdzić w takim codziennym życiu. Na przykładzie moich znajomych i pacjentów, zauważyłem też, że to ma dość duży związek z wiekiem: im starsi jesteśmy i im większą mamy potrzebę na stały związek, tym szybciej podejmiemy decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Młode osoby często mają większą potrzebę swobody. Ale to nie jest regułą, mamy dużo czterdziestoletnich singli, którzy wciąż twierdzą, że potrzebują przestrzeni i nie mają ochoty na wspólne zamieszkanie z partnerką czy partnerem. Nie zapominajmy też o tym, że czasem są to przyczyny zupełnie zewnętrzne. Ktoś akurat szuka mieszkania, przeprowadza się do innego miasta etc. Zazwyczaj to się jednak dzieje zupełnie automatycznie: najpierw spędzamy noc z piątku na sobotę razem, potem cały weekend, przynosimy rzeczy na poniedziałek, by potem jechać prosto do pracy, zostawiamy swoją szczoteczkę, bieliznę, jeden komplet ubrania na zmianę, aż w końcu mieszkamy razem. Nawet sami nie wiemy jak to się stało.
Jakie zagrożenia mogą wynikać ze zbyt wczesnego „wicia gniazda”?
Arkadiusz Bilejczyk: Przede wszystkim to, że jedna osoba w związku może jeszcze nie być gotowa na taki krok. Wówczas może się pojawić uczucie osaczenia, które niestety jest w stanie popsuć nawet bardzo udaną relację. I teraz druga strona medalu: odwlekanie tego, może mieć dokładnie taki sam skutek. Osoba, która już chciałaby zamieszkać razem z partnerem, może się poczuć zagrożona i rozglądać się za partnerem, który wcześniej zapewni jej to poczucie stabilizacji. Jest to kwestia doboru partnerów.
Reasumując: namiętność zanika, bo jest to naturalna kolej rzeczy. Co w takim razie możemy zrobić, żeby wciąż czuć się dobrze w związku? Żeby nie mieć poczucia, że coś umarło, że drugiej stronie nie zależy i przede wszystkim, żeby nie zacząć się rozglądać za kolejnym partnerem łudząc się, że tam będziemy mieć silne emocje przez długie lata?
Arkadiusz Bilejczyk: Trzeba być otwartym na potrzeby partnera, ale również mieć świadomość własnych potrzeb. Mamy tendencję do zalegania w domu. Kobiety na początku bardzo się starają: ubierają się w sukienki, zakładają szpilki, ładnie się czeszą, malują, a w momencie, kiedy ten mężczyzna zostaje zdobyty, motywacja do tego, żeby pokazywać się przed nim w taki atrakcyjny sposób, spada. Mężczyźni mają często o to wyrzuty do kobiety: „Kiedyś wychodziliśmy na kolację i Ty zakładałaś krótką sukienkę, szpilki i malowałaś usta na czerwono, a teraz jak chcę dokądś wyjść to zakładasz dres i chcesz oglądać film w domu”. Często to działa również w drugą stronę: facet woli zostać w domu. Ma ochotę na popcorn, film, bo „po co wydawać pieniądze”. To wynika z wielu czynników: z jednej strony działa mechanizm, o którym wspominałem – zadanie wykonane, kobieta zdobyta, można sobie odpuścić starania. Nie zapominajmy jednak, że często chodzi o zmęczenie, wiek (mniej energii i chęci na tego typu działania). Ludzie wpadają wówczas w taką pułapkę zalegania w domu. To się staje monotonne, nudne, a jak wiadomo nuda zabija namiętność. Dlatego warto się postarać: trzeba wprowadzać jakąś nowość. Mężczyźni powinni zabierać kobiety na randki, bo dzięki temu one znowu fajnie się ubiorą i będą ich uwodzić. Same też poczują się lepiej, bo zauważą, że mąż czy narzeczony jest nią nadal zainteresowany. Trzeba się starać, bo dziś rozwód to nie jest tak duży problem jak kiedyś i ślub nie oznacza, że już nie muszę dbać o partnera.
W jaki sposób podsycać tę namiętność?
Arkadiusz Bilejczyk: Najlepiej jest sięgnąć do naszej historii. Może niekoniecznie kopiować dawny schemat ale przypomnieć sobie rzeczy, które wtedy działały. Modyfikować to, ale na podstawie dawnych przeżyć możemy stwierdzić, co nasza połówka lubi i co zrobić, by poczuła się dowartościowana. Jeśli jedna ze stron np. mężczyzna sprawi w ten sposób przyjemność swojej partnerce raz czy drugi, to za chwilę ona odwdzięczy się tym samym: np. założy seksowna bieliznę, czy kupi jakiś gadżet, o którym mąż kiedyś wspominał. To staranie powinno być przez cały okres trwania związku.
To już wiadomo dlaczego promuję różową bieliznę 😉 Seks to tak samo ważny element zdrowego trybu życia jak dieta czy sport i nie ma co się wstydzić o tym rozmawiać. Wiadomo, że gdy w domu pojawia się małe dziecko, nieco ciężej znaleźć chwilę, by wygłupów w sypialni nie przerwał nam nagły płacz (Nelka ma wyjątkowy radar na te sprawy, śmieje się, że po prostu bardzo nie chce mieć rodzeństwa). Dlatego postanowiłam, że regularnie, raz na jakiś czas będę przygotowywać fajny materiał z seksuologiem, by ułatwić nam wszystkim szczęśliwe życie i… pożycie 😉