“Chciałabym, ale boję się” – myślisz często, gdy w grę wchodzą duże wyzwania. I to nie ma znaczenia, czy chodzi o pierwszy półmaraton, egzamin na studia czy rozmowę o pracę w wymarzonej firmie. Tak już po prostu jest, że ambitne cele z jednej strony motywują do pracy, z drugiej jednak mogą być źródłem stresu. I jeśli ów stres jest takim lekkim dreszczykiem, który zamiast paraliżować, daje kopa do działania, to świetnie! Gorzej, gdy zaczyna cię hamować. Co zrobić, by nie bać się wyzwań? Jest na to kilka sposobów!
Można powiedzieć, że życie u nas w domu to nieprzerwane pasmo wyzwań: z Rudzikiem jakoś tak się dobraliśmy, że nawzajem – zamiast się hamować, mówić: ‘Zatrzymaj się, złap oddech! Odpocznij!’ – jeszcze bardziej się nakręcamy. Ciągle wyznaczamy sobie cele zawodowe, sportowe, osobiste. Czasem naiwnie sobie myślę: “Zrobię A i B to wreszcie odetchnę”, ale tak naprawdę doskonale wiem, że oszukuję siebie samą, bo zanim to A i B doprowadzędo końca, to już na pewno pojawi się C i D. Ale ten typ tak ma i trzeba to zaakceptować. Mało tego: to bardzo uzależnia. Musimy być w takim “ciągu”, bo inaczej rozleniwiamy się i najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy z tym lenistwem szczęśliwi. Ale nie o tym dziś chciałam prawić. Osobisty wstęp potrzebny był mi po to – mój drogi czytelniku – byś zrozumiał, że trudno o lepszego speca od radzenia sobie z wyzwaniami, niż my. Niemalże każdego dnia musimy płacić za to, że kiedyś podjęliśmy szalony pomysł, i zrobimy to, to czy tamto. Choćby dziś musiałam robić z siebie idiotkę i dukać po francusku na spotkaniu z Madame Directrice żłobka, bo trzy miesiące temu wpadliśmy na pomysł: “O, ale tu fajnie! Przeprowadźmy się. Jakoś się nauczymy się francuskiego”. Innego dnia muszę wystartować w upale w wymagających zawodach, bo kilka tygodni temu nieopatrznie powiedziałam: “Chcę”, gdy zobaczyłam góry, uśmiechniętych ludzi na zdjęciach i inne takie. Każdego dnia coś.
Co zrobić, by nie zwątpić? By nie poddać się na początku drogi i nie pomyśleć:
Jej! Jestem taka zmęczona po 8km, przecież nigdy nie dam rady przebiec 42km!
Mój blog czyta miesięcznie tylko kilka tysięcy osób, nigdy nie dojdę do setek tysięcy!
Ledwo co mogę się dogadać się z panią w kawiarni, nigdy nie będę swobodnie mówić po francusku, angielsku, rosyjsku czy niemiecku!
Zrezygnowałam ze słodyczy, ruszam się 3 razy w tygodniu, a tak niewiele schudłam. Nigdy nie będę miała takiego ciała, jak laski z okładek Shape’a i innych Be Active!
Oto kilka sprawdzonych sposobów na to, by wyzwania zachęcały cię do działania, a nie hamowały. No i patenty, by się nie zniechęcić w trakcie realizacji planu.
Podziel jeden wielki cel na kilka mniejszych
Jeśli zacząłeś biegać niedawno temu i marzy ci się maraton, to nic dziwnego, że taka myśl może cię paraliżować. Dlatego podziel sobie to jedno duże wyzwanie na kilka mniejszych: np. zapisz się na start na 10km i myśl tylko o nim. Potem powalcz na dystansie półmaratonu i nie myśl o tym, że za miesiąc trzeba przebiec dwa razy tyle, tylko ciesz się z tego, że na tym etapie udało się zrealizować mniejszy cel. To samo z każdym, innym wyzwaniem: odchudzaniem, zdrowym odżywianiem, nauką języka. Zobacz, gdybym teraz we Francji myślała sobie na każdym kroku, że nigdy nie będę mówić swobodnie po francusku, to ta myśl by mnie demotywowała, paraliżowała, odbierała chęć do nauki, bo po co, skoro to za trudne? Wiadomo, że początki do łatwych nie należą i nim człowiek naturalnie nauczy się odmiany czasowników, wszystkich trybów, o przyimkach, zaimkach i innych cudach już nie wspominając, minie sporo czasu. Dlatego rozsądniej jest wyznaczać sobie mini-zadania: dziś obejrzę jeden odcinek ulubionego serialu po francusku z napisami po angielsku, żeby więcej zrozumieć. Za miesiąc wyłączam angielskie napisy i włączam francuskie. Dziś czytam artykuł w gazecie, za trzy miesiące sięgam po książkę. Nie myślę o tym, że daleko mi jeszcze do płynnego gadania, tylko cieszę się z tego, że rozumiem filmy i umiem się dogadać z panem w banku czy z lekarzem. Nawet dukając, robiąc błąd na błędzie – to żaden wstyd! Ważne, że próbuję. To samo z bieganiem!
Wyobraź sobie sukces
Powiem szczerze, że te wszystkie niekonwencjonalne metody typu: wizualizacja, to dla mnie takie czary mary. Ale tak sobie ostatnio pomyślałam, że nie ma się z czego śmiać, bo tak naprawdę zupełnie nieświadomie sama je stosuję i to już od paru ładnych lat. Działa! Niemalże na każdym treningu wyobrażam sobie siebie jak lekko lecę na maratonie albo jakichś innych zawodach, które są dla mnie wyzwaniem. Czuję ten powiew wiatru na plecach, te okrzyki znajomych “Dawaj Ania, jeszcze trochę!” i od razu mi lepiej! Przynajmniej wiem, po co trenuje. To samo, jeśli się odchudzasz: wyobraź sobie siebie w tym bikini, które kilka dni temu oglądałaś, albo w tej krótkiej sukience. Zrobisz sobie boską fotę i zgarniesz mnóstwo lajków. Próżne? E tam! Powiedzmy sobie szczerze: każdy z nas chce dobrze wyglądać i nie ma w tym nic złego. To samo z egzaminami, pracą – widzisz siebie w tej wymarzonej redakcji? Od razu bardziej chce się pracować, co?
Nie ilość a jakość, czyli nie bierz na siebie za dużo
Jak już sobie coś postanowisz, to zaczynasz pracować na pełnych obrotach – świetnie! Tylko pamiętaj, że nadmiar nigdy nie jest dobry! (“nadmiar” – wow! Pierwszy raz mi się to zdarzyło, że wiedziałam, jak to słowo brzmi po francusku i musiałam sprawdzić w słowniku, jak jest po polsku. Wielki dzień! Widzisz? Małymi kroczkami dojdziesz do wielkich rzeczy! I z każdego małego sukcesu należy się cieszyć, ale o tym za chwilę). jak to mawia jeden z najlepszych moim zdaniem trenerów w Polsce – Krzysztof Janik (RunningPerformance.pl) – “Nie ciężka praca, a mądra praca to droga do sukcesu”. Podpisuję się pod tym rękoma i nogami. W myśl tej zasady Krzysiek przygotował dla Was kilka świetnych planów treningowych, dla początkujących biegaczy oraz dla tych, którzy marzą o półmaratonie i maratonie albo po prostu chcą schudnąć, wszystkie znajdziecie w mojej książce: “Zakochaj się w bieganiu!”.
Jak to rozumieć? Np. tak, że zamiast codziennie klepać kilkanaście kilometrów, lepiej zrobić np. 4 treningi, ale solidne, takie, gdzie popracujesz nad siłą, wytrzymałością, szybkością, a w pozostałe dni znajdziesz czas na core stability, rozciąganie i regenerację. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jakim miejscu teraz jesteś i jaki masz cel. To samo z nauką języka, nowego programu graficznego czy odchudzaniem – lepiej codziennie wykonać jeden mały krok, który zbliży Cię do celu, niż przez trzy tygodnie cisnąć niczym szaleniec i szybko stracić zapał.
Każdego dnia zrób maleńki krok w stronę celu
No właśnie, tak jak napisałam wyżej: każdego dnia zrób nawet jakąś małą rzecz, która sprawi, że będziesz coraz bliżej swojego celu. I nie zrozum mnie źle: to wcale nie znaczy, że jeśli Twoim celem jest maraton, to masz teraz codziennie biegać. Nie! Regeneracja to też trening, czyli dzięki temu, że odpoczywasz, relaksujesz się ze znajomymi – też robisz coś na poczet swojego wyzwania. I oprócz tego, że masz tradycyjne “wolne” to chyba sam widzisz, że jest np. coś takiego jak studencki czwartek, dla mam to może być babski wieczór, czy wypad do kina – w każdym razie fajny czas dla Ciebie!
To samo z nauką języka: nawet poświęcenie 5 minut na przeczytanie krótkiego artykułu, czy słuchanie piosenek w drodze do pracy, to już coś. Zawsze jakaś konstrukcja typu “I wish I could” zupełnie nieświadomie zapadnie Ci w pamięć.
Nie rób sobie dłuższych przerw
Bez względu na to, co jest Twoim celem, nie rób sobie dłuższych przerw, bo potem ciężko jest się zebrać i na nowo zmotywować. I nie mówię tutaj o kilku dniach odpoczynku, ale kilku tygodniach. Jeśli masz bardziej gorący okres w pracy, to skróć treningi, uprość je, ale rusz się. Jeśli nie masz czasu na naukę, chociaż obejrzyj krótki filmik, przeczytaj fragment książki, na temat, który akurat zgłębiasz.
Monitoruj postępy – bądź z siebie dumny!
I najważniejsze, o czym już wspominałam – obserwuj postępy i bądź z siebie dumny! Jesteś w stanie skrócić momenty marszu w czasie swoich marszobiegów? Świetnie! Zapisuj to sobie. Przecież nie ma nic milszego niż widzieć, że się rozwijasz. Rozumiesz coraz więcej w języku, którego się uczysz? Sam nie wiesz skąd słowa raptem wpadają Ci do słowy i wiesz jak coś powiedzieć? Ciesz się z tego! Przecież jeszcze dwa tygodnie temu nie znałeś tego słowa. Ważysz dwa kilo mniej? To nic, że Twoim celem jest dycha, jesteś już na dobrej drodze.
No, to na dziś tyle 🙂 Miłego weekendu!