Jak już wcześniej mówiłam, wyjadamy z szafek i lodówki to, co zostało, bo za moment wyprowadzka. Z tego powodu na naszym stole goszczą rzeczy, których do tej pory nigdy nie jedliśmy np. różnego rodzaju dania z orkiszu, cieciorki, jarmużu. Naszła mnie też chęć na deser. Mamy w domu dużo kaszy jaglanej więc pogrzebałam w sieci, zmiksowałam kilka pomysłów pod kątem tego, co akurat mam w szafkach i tak oto powstał sernik jaglano-kokosowy na spodzie daktylowo-kakaowym z polewą orzechową. Pycha! Oto przepis!
Pierwsza warstwa:
10 dużych miękkich daktyli bardzo dobrej jakości (kupuję te na wagę) – UWAGA – dwa daktyle odkładam do kolejnej wartswy
szklanka wiórków kokosowych
pół szklanki nerkowców
3 łyżki dobrej jakości kakao
Daktyle zalewam wrzątkiem i odstawiam na 15 minut. Orzechy wrzucam do formy i wstawiam na 10 minut do piekarnika z termoobiegiem na 200 stopni, żeby je lekko uprażyć. Daktyle (8 sztuk, 2 odkładam na później) bez wody wrzucam do blendera (ja używam Thermomixa) i blenduję razem z orzechami oraz wiórkami kokosowymi. Następnie dodaję kakao i mieszam wszystko już na mniejszych obrotach. Tym sposobem ma spód! Wykładam nim formę. Można wstawić do lodówki ale nie trzeba.
Wskazówka dla leniwych lub dla zabieganych (ja też nie lubię długo siedzieć w kuchni;) – ta warstwa jest banalna w przygotowaniu i smaczna już sama w sobie. Możesz ją wrzucić do lodówki, pokroić w batony i po paru godzinach masz pyszną i pożywną przekąskę;)
Druga warstwa:
2 szklanki mleka migdałowego
1 szklanka suchej kaszy jaglanej
4 łyżki cukru kokosowego
2 wcześniej namoczone we wrzątku daktyle
1 opakowanie pasty kokosowej
Kaszę jaglaną jak zawsze przelewam 2-3 razy wrzątkiem, żeby nie było goryczki. Zalewam ją migdałowym mlekiem i gotuję, aż wchłonie całe mleko. Kiedy jest gotowa, wystawiam ją na balkon, żeby wystygła. W tym czasie rozpuszczam pastę kokosową (po prostu wrzucam zamknięty woreczek do garnka z wrzątkiem i podgrzewam na małym ogniu aż się rozpuści). Kaszę jaglaną wraz z zawartością woreczka wrzucam do blendera. Dodaję cukier kokosowy i dwa duże daktyle, by wszystko posłodzić i blenduję. Masę dodaję do formy, gdzie już mam ułożoną pierwszą warstwę daktylowo-kakaową i odstawiam do lodówki.
Marzyło mi się, żeby słodycz „przegryźć” czymś słonym, więc pogrzebałam w sieci i natknęłam się na świetny blog: https://zdrowozakrecona.blogspot.nl, gdzie znalazłam przepis na genialną trzecią warstwę: polewę karmelowo-orzechową:
Orzechowo-karmelowa polewa:
2 łyżki masła orzechowego
1/3 szklanki orzeszków ziemnych
250 ml. mleczka kokosowego
4-5 łyżek cukru kokosowego
Do małego rondelka wlewam mleko (znalazłam tylko jeden rodzaj, które nie ma żadnych dodatków, czytajcie etykiety, da się znaleźć, a to dobrej jakości podaję nawet Nelce, kiedy gotuję jej kaszę jaglaną), wsypuję 5 łyżek cukru kokosowego i gotuję. Następnie zmniejszyłam ogień i zostawiam tak na jakieś pół godziny, może nawet 40 minut (mieszałam co jakiś czas, a w tym czasie dzisiaj się umyłam, ubrałam i umalowałam 😉 Kiedy wszystko przyzwoicie zgęstnieje, odstawiam na bok. Wyciągam z lodówki pozostałe dwie warstwy, smaruję wierzch dobrej jakości masłem orzechowym, posypuję orzeszkami ziemnymi i polewam polewą. Kiedy ostatnia warstwa wystygnie, wstawiam formę znowu do lodówki i czekam przynajmniej kilka godzin.
Nie będę Was czarować – trochę się trzeba narobić, ale warto 😉