… czyli zestawienie książek, które przeczytałam w styczniu.
Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale przez długi czas regularnie, co miesiąc dzieliłam się z tobą książkami, które akurat wpadły mi w ręce. Starałam się nie pisać o fabule – o tym, możesz przeczytać wszędzie – tylko o moich subiektywnych odczuciach: co mi się podobało, dlaczego warto poświęcić na nią chwile itd. Z czasem przeniosłam się na Instagram: to tam opisuję swoje wrażenia, pokazuję fragmenty na Instastories, by łatwiej było ci zdecydować, czy jest to lektura dla ciebie. Chyba nic tak bardzo nie pomaga w podjęciu decyzji jak to, że możesz zajrzeć do środka? Wyszłam z założenia, że to wystarczy. Że te dawne zestawienia na blogu już nie są potrzebne i przestałam. Dostaje jednak wiadomości, że tak nie jest! Ktoś czeka, ktoś pisze, że mu ich brakuje, ktoś inny, że takie podsumowania wprowadzały porządek. Zatem wracam! Uznajmy, że jest to moje noworoczne postanowienie 😉 a ja obiecuję, że stanę na głowie, by w nim wytrwać. Gotowi na styczniową listę?
Mylene Desclaux, Francuzki dojrzewają najpiękniej
Kiedy przeczytałam kilka pierwszych stron tej książki, pomyślałam: ‚O nie! To nie dla mnie!”.
Miałam wrażenie, że to jednak pozycja dla kobiet nieco starszych ode mnie, nie zapałałam też miłością do autorki, a ciężko uznać kogoś za autorytet, jeśli się go nie czuje, prawda? Na szczęście nie odłożyłam książki na półkę tylko czytałam dalej w nadziei, że coś się zmieni. I tak się stało!
Z Mylene Desclaux mam tak, jak ze wszystkim, co francuskie: potrzebuję czasu, by zrozumieć inny punkt widzenia, ale kiedy już to nastąpi, jestem zauroczona, nawet jeśli myślę w zupełnie inny sposób. Po prostu dostrzegam sens i co więcej: urok, w podejściu, które nie musi być zgodne z moim.
„Francuzki dojrzewają najpiękniej” to pozycja, którą śmiało polecam kobietom w każdym wieku, po prostu te młodsze część rozdziałów mogą sobie zostawić „na potem” (np. dział Kwestia Wieku czy sprawy związane ze zdrowiem po pięćdziesiątce).
Ale uprzedzam, do książki należy podejść z ciekawością i otwartością na to, że może znajdziesz w niej coś, co polepszy Twoje życie, a nie jak do poradnika: Jak żyć.
Dla mnie to absolutny MUST READ dla wszystkich kobiet, którym brakuje pewności siebie, zdrowego egoizmu. Dla tych, które uważają, że mają swoją datę przydatności i boją się życia w pojedynkę. „Chcę być z kimś, ale wolę być sama niż z kimś byle jakim, z kimś, kto na moje emocje nie zasługuje” – mówi Desclaux i ja się z nią zgadzam. Znajdziecie tu dużo prawdy o relacjach damsko-męskich, zabawnych historii, które pocieszą, sposobów na radzenie sobie po rozstaniu, na zdobycie tego jednego jedynego i na szczęśliwy związek na lata.
„Miłość jest spotkaniem dwóch nerwic, które rozwijają się na chemicznym podglebiu umysłu i skóry. Potem miłość żyje swoim życiem. Podąża za fazami księżyca, ewoluuje w czasie i ulega erozji, a w końcu całkowicie zamiera lub przekształca się w coś innego, w najlepszym razie w inną formę miłości albo przyjaźni, albo czułości, zależnie od historii i możliwości każdego z partnerów”.
Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością!
Sylvia Plath, Szklany klosz
Znasz te książki, które są tak dobre, że trzeba je sobie dawkować? Czytać po kilka stron, by nie przegapić barwnego opisu czy genialnego porównania? „Szklany klosz” jest jedną z nich.
Pewnie czytałaś ją w młodości i wciąż o niej pamiętasz. „Szklany klosz” to opowieść o młodej kobiecie, która stopniowo popada w szaleństwo.
Ja, ze względu na ciężar tematu wciąż odkładałam ją na potem, na idealny moment, ale jak już wszyscy wiemy, takich momentów nie ma, więc chwyciłam ją wreszcie w garść w deszczowy, wietrzny dzień i przepadłam.
Smutno, że ta literacka uczta już za mną, choć z drugiej strony odczuwam ulgę, że będę mogła wziąć głęboki oddech. Gdy czytałam Rudzikowi fragmenty, które mnie poruszyły, przy trzecim razie usłyszałam: „Stop! Nie czytaj mi nic więcej z tej książki!”.
Bo „Szklany klosz” to powieść wyjątkowa. To „podróż do najmroczniejszych i najbardziej przerażających zakamarków ludzkiej psychiki.” Ukazała się w styczniu 1963 roku. Niecały miesiąc później Sylvia Plath popełniła samobójstwo.
Nie jest to lekka lektura, ale zachwycająca, poruszająca do głębi. Jedna z tych, które zostają w nas do końca życia. Polecam z całego serca.
Kaja, Kujawska, Nowy dom
Kaję poznałam online. Zachwycił mnie jej zmysłowy styl. Podsyłałyśmy sobie nawzajem fragmenty tego, co wyszło spod naszych piór i pytałyśmy się: Co myślisz? Tylko szczerze do bólu! Bez słodzenia!
Potrafimy godzinami dyskutować o tym, jaki rodzaj narracji sprawdzi się dla danej historii albo o rozdźwiękach między utajonymi a świadomymi pragnieniami bohaterów. Uwielbiam te nasze pogawędki!
Dziś jestem bardzo wzruszona, bo pamiętam, jak trzymałam w rękach wydrukowane strony „Nowego domu” i nie mogłam się doczekać, by do niej zadzwonić i powiedzieć: „Jej, jak to się przyjemnie czyta! Nie mogę się oderwać!”. Teraz pierwszą powieść Kai można kupić i dać się oczarować.
Jeśli macie chęć na ciepłą opowieść o miłości, przyjaźni i dojrzewaniu w okupowanej oraz dzisiejszej Warszawie, koniecznie zajrzyjcie do „Nowego domu”. Relacje między wchodzącą w dorosłe życie wnuczką, a babką, która wciąż wspomina dawnego ukochanego, wciągną was do reszty. Mnie wciągnęły tak, że odłożyłam wszystko na bok.
Meg Wolitzer, Ich siła
Niektórzy ludzie wywierają na ciebie istotny wpływ i nawet jeśli spędziliście wspólnie niewiele czasu, wtłaczają się w twoim wnętrzu, a jakakolwiek wzmianka na ich temat nagle rozbudza w tobie intensywne emocje.
„[…] to właśnie robią ludzie, którzy odmieniają nasze życie. Dają nam przyzwolenie na to, byśmy stali się osobą, którą skrycie pragniemy się stać, choć nie zawsze czujemy, że mamy do tego prawo.”
Potrzebowałam czasu, by polubić głównych bohaterów i dać się porwać historii. Niektóre z początkowych scen wydawały mi się przydługie. Teraz, po dwóch tygodniach od lektury myślę jednak, że to była dobra historia.
„Ich siła” to ciepła i poruszająca powieść o poszukiwaniu właściwej dla siebie drogi, o przyjaźni, różnych wymiarach miłości, ale także o stracie. I jak sam tytuł mówi o kobiecej sile i solidarności.
Wciągnęła mnie, a bohaterów poczułam, jedyne, co mi przeszkadzało, to zbyt długie sceny (tylko niektóre) i poszczególne wątki z przeszłości różnych postaci, które śmiało można byłoby pominąć, bo zamiast pchać historię do przodu, niepotrzebnie ją zatrzymywały. Mimo wszystko to bardzo dobrze napisana powieść, którą czyta się jednym, po prostu czasem miałam wrażenie takiego rozgadania. Jestem na tym tle czuła, bo sama się tak czasem rozgaduję 😉
„Ich siła” stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, a Nicole Kidman wykupiła prawa do jej ekranizacji. Czy coś jeszcze trzeba dodawać?
BB Easton, Sex/love
Kiepski seks, a przynajmniej taki, który odbiega od oczekiwań, jest dużo bardziej interesujący niż seks dobry. Spokojnie, mowa o w fikcyjnej rzeczywistości. 😉
Porządny seks, gdzie nie ma żadnych niedomówień, przemyśleń, wątpliwości, wyrzutów sumienia, kłamstw, a zamiast tego są wymyślne konfiguracje i intensywne orgazmy, może być dobry w powieściach pornograficznych, ale te mają jeden cel, wiadomo. Jeśli jednak autor chce czegoś więcej, chce czytelnika wciągnąć w fabułę, poruszyć, rozbawić czy zaintrygować, lepszy będzie seks, który z jakiegoś powodu jest niedoskonały. I BB Easton na niedoskonałym seksie zna się jak mało kto!
Sex/love, to na pewno książka inna, niż to, co nam się zwykle serwuje pod hasłem erotyka. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu ogromną dawkę humoru!
Co mi się w tej książce podoba?
- Przedstawianie życia takim, jakie jest.
- Brak idealizowania świata i bohaterów.
- Brak naiwnej fabuły, która często się pojawia w erotykach.
- Dystans dosłownie do wszystkiego.
- Forma podania i sam koncept fabularny.
Co mi się nie podoba?
Język.
Żeby nie było wątpliwości, raczej nie jestem pruderyjna, co ludzie, którzy dobrze mnie znają, mogą potwierdzić;)
Lubię jednak, gdy jest w tym wszystkim balans i nawet jeśli się śmiejemy i świntuszymy, to na pewnym poziomie, czyli konkretnie: nazywanie męskości ch… nie podnieca mnie, ani nie śmieszy. Albo opisywanie przez dojrzałą kobietę seksu z mężem w ten sposób:
Kiedy Ken łagodnie wysunął ze mnie wiotczejącego fiuta, przygotowałam się na jakąś serwowaną bez przekonania palcówkę.
Albo
Zaszedł mnie od tyłu, kiedy zmywałam naczynia, objął i przycisnął twardym kutasem. […] zsunął mi majtki i zaczął posuwać palcami od razu przy zlewie. […] rozłożył mi nogi i po raz pierwszy od wieków porządnie wyfroterował mi dywanik.
No dobra, ten dywanik był nawet zabawny. Ale reszta… nie wiem: te zwiotczałe fiuty i kutasy mnie nie bawią. Choć przypuszczam, że to może być kwestia tłumaczenia.
Chyba jednak zrobiłam się pruderyjna 😉 W takim razie lepiej mnie nie słuchajcie tylko czytajcie i bawcie się dobrze! Bo jak widać czarno na białym: tylu plusów nie może nam przysłonić jeden minus!
Jeśli szukacie książki, która będzie wyłącznie rozrywką, musicie po nią sięgnąć. Ja po prostu jestem zboczeńcem, tyle tylko, że słownym więc wolę:
kochał się z Marcia jak marynarz, który wrócił do domu po wielu miesiącach spędzonych na morzu, a potem zasypiał twardym snem. Jego żona zachowywała się jak jego dziwka. Kucała nad nim, skomląc i drażniąc mu usta sutkami. (Updike, Pary)
od:
Turkusowe oczy pociemniały, gdy czubek jego ch… wsunął się między moje śliskie wargi, szukając wejścia. (BB Easton, Sex/love)
Za to na serial czekam! Jestem pewna, że jak ludzie Netflixa zamoczyli w tej historii paluchy (teraz aż się boję takich określeń 😉 to będzie hit!
Do zobaczenia za miesiąc!