„Powiedz mi tak szczerze, jak na spowiedzi – masz teraz ochotę iść na trening?” – zapytałam się wczoraj z premedytacją, kiedy leniwie spędzaliśmy wieczór na kanapie popijając sobie herbatkę. I mimo tego, że obydwoje lubimy biegać, ba, lubimy to za mało powiedziane, a pogoda za oknem aż zapraszała na trening, to alternatywa w postaci wieczoru w domu na tej wygodnej kanapie brzmiała bardzo kusząco. „Jak już wyjdę, to będzie mi się bardzo podobało” – odpowiedział dyplomatycznie. „Ale ja się nie pytam, czy będziesz zadowolony, jak wyjdziesz, tylko, czy chce Ci się teraz iść na trening” – wiadomo, kiedy Panna Anna zadaje takie pytanie patrząc prosto w oczy, trudno znaleźć dobrą odpowiedzieć. „Bo ja też będę szczęśliwa, jak już zacznę biegać i jedno jest pewne: i tak idziemy, nie ma innej opcji, ale gdybym miała tak w stu procentach szczerze odpowiedzieć, to nie chce mi się. Dobrze mi na tej kanapie” – odważyłam się na szczerość. „Ja też bym chętnie został” – w końcu się przyznał. Dziesięć minut później wskoczyliśmy w sportowe ciuszki i poszliśmy biegać. Każdy swoim tempem, swoją trasą, każdy szczęśliwy, że wyszedł. Ale wiem, że nie wszyscy są na tym etapie, że potrafią wyłączyć opcję „nie idę”. Dlatego dzisiaj kilka słów na ten temat.
Niby za oknem coraz częściej słońce, dzień się wydłużył i nie trzeba zrywać się z łóżka czując się tak, jakby był środek nocy. Wychodzisz z pracy i niespodzianka: wciąż jest jasno. Ptaki ćwierkają, powietrze pachnie wiosną – no dobra w centrum Warszawy niekoniecznie, ale też jest jakoś tak fajniej, lepiej, bardziej pozytywnie – aż chce się porzucić samochód czy znienawidzone środki komunikacji miejskiej i wszędzie iść na piechotę. Albo jeszcze lepiej: rzucić wszystko i po prostu biec przed siebie. I mimo tego, że aura jest dużo bardziej sprzyjająca niż kilka tygodni temu, to sił i chęci na trening brak. Przesilenie wiosenne? Tak to już z nami jest: jak nie jesienna deprecha, to sen zimowy, a potem wiosenne przesilenie. Latem z kolei męczą nas upały. Prawda jest taka, że zawsze znajdzie się powód do tego, by nie iść na trening, a my jesteśmy specjalistami, jeśli chodzi o szukanie wymówek i usprawiedliwianie samych siebie. Jeden z moich ulubionych zespołów Interpol ma w swoim repertuarze fragment, który często sobie nucę: „You don’t trust yourself for at least one minute each day” i tak to właśnie z nami jest: nawet sami sobie nie możemy zaufać, bo lubimy siebie troszkę pooszukiwać. No przyznaj się, ile razy postanowiłeś sobie, że w tym tygodniu nie tkniesz już niczego słodkiego i dwie godziny później sięgnąłeś po ciastko? Ale takie malutkie i tylko jedno, bo i tak nie zjadłeś drugiego śniadania i nic ci się od niego stanie. Przecież wybrałeś takie dobre, zdrowe, z pestkami dyni i nasionami. To takie ciastko fit właściwie można powiedzieć: jesz i chudniesz. Tak, każdy z nas jest mistrzem w tej grze. Myślisz, że ja siebie nie okłamuję? Postanawiam sobie coś i nigdy się nie łamię? Ależ łamię się tak samo jak ty! Dlatego dzisiaj sprzedam ci kilka swoich patentów, bo skoro mi pozwalają od 6 lat regularnie uprawiać sport i względnie zdrowo się odżywiać, to może i tobie pomogą. Spróbować nie zaszkodzi!
Nie zastanawiaj się, po prostu rób
Trenujesz rano? Ja też to bardzo lubię. Ale powiedzmy sobie szczerze: nie zawsze tuż po przebudzeniu masz siłę i ochotę na to, by wstać z łóżka godzinę wcześniej i iść pobiegać. Jeśli raz na jakiś czas pomyślisz sobie: odpuszczam, zostaję, wyśpię się i pójdę wieczorem albo w ogóle odpocznę, to nie ma w tym nic złego. Gorzej, jeśli ten leń odzywa się zbyt często.
Patent Panny Anny: ja często szykuję sobie strój na poranny trening jeszcze wieczorem poprzedniego dnia. Mam wszystko przygotowane w taki sposób, żeby spać jak najdłużej i maksymalnie skrócić czas o poranku na zastanawianie się czy mam siłę, czy jestem zregenerowana, czy nie lepiej byłoby iść wieczorem. Po prostu wstaję, przemywam twarz zimną wodą, wskakuję w sportowe ciuszki i idę biegać.
Trenujesz wieczorem? Tutaj też warto zastosować zasadę: idę na trening od razu po pracy, choć to bardzo indywidualna sprawa, bo znam ludzi, którzy lubią wrócić do domu, zjeść kolację, odpocząć i wyjść na trening późnym wieczorem. Dla mnie ryzyko tego, że zajmę się czymś na tyle mocno, że zastanie mnie noc, jest zbyt duże.
Patent Panny Anny: Gdy wybieram się na siłownię czy basen, biorę torbę z ubraniem do pracy, nawet jeśli miejsce, gdzie trenuję jest blisko domu. Jeśli idę pobiegać, wpadam do domu, od razu się przebieram, nie otwieram komputera, nie zaczynam podjadać tylko przebieram się i lecę na trening. Wyjątek robię tylko wtedy, kiedy umówię się z kimś na wspólne bieganie na konkretną godzinę.
O diecie myśl pozytywnie
Każdy z nas lubi dobrze zjeść. Umówmy się, ta chwilowa rozkosz, kiedy jedna z twoich ulubionych pokus rozpuszcza ci się w ustach, jest na wagę złota. W końcu trenujesz, ciężko pracujesz, coś ci się od życia należy. Jasne i sama widzę po sobie, że w zdrowym odżywianiu najważniejsze jest nastawienie. Do momentu, w którym patrzę na siebie surowym okiem i myślę tak: „Anka, zapuściłaś się – źle śpisz, nie zwracasz uwagi na to, co jesz, żenada. Weź się w garść! Na razie możesz zapomnieć o makaronie, chlebie, winku” nic nie zdziałam. Będę tylko niezadowolona, że odmawiam sobie jakichś rzeczy. Wszystko zmienia się wtedy, gdy zaczynam patrzeć na siebie przychylnym okiem i dbać. „Mała, doprowadziłaś się do kiepskiego stanu. Już udało się wszystko pozamykać, teraz pilnuj, żeby więcej nie brać aż tylu rzeczy na raz na głowę i pora wracać do formy”. Zaczynam lepiej spać, eliminuję z diety to, co mi szkodzi – zdarza się, że przez kilka dni nawet ekstremalnie, wtedy raz na jakiś czas (rzadko) funduję sobie np. 2-3 dniowy detoks np. od cukru, a czasem od innych produktów, żeby przypomnieć sobie smaki, zapachy. Potem samo wchodzi mi w krew, by wybierać jak najmniej przetworzonej żywności. Wszystko spokojnie i naturalnie wraca do normy. Waga też. Do tego ja jestem bardziej szczęśliwa, mam więcej energii, skóra i włosy są w lepszej kondycji – no jakby nie patrzeć same plusy!
Patent Panny Anny: na zdrowe odżywianie spójrz jak na prezent dla siebie samego, a nie pasmo wyrzeczeń. Przecież możesz wyczarować tyle pysznych rzeczy w kuchni i wcale nie potrzebujesz na to ani dużo czasu ani wybitnych umiejętności (ja mało czasu spędzam przy garach, ale lubię sobie eksperymentować, wymyślać). Warzywa, owoce, nasiona, orzechy, ryby, owoce morza dają tyle możliwości! Przestawiając się na zdrowe jedzenie zobaczysz jak zmienia się twoje ciało, ale też zauważysz lepsze samopoczucie. Poczujesz, że masz więcej energii, jesteś mniej zestresowany, szczęśliwszy, a przez to dużo bardziej atrakcyjny:) No nic tylko jeść zdrowo i regularnie trenować!
Na mnie działa, co ci szkodzi spróbować? Trzymam kciuki!