Postanowienia noworoczne? Nie jestem ich fanką, co nie oznacza, że niczego sobie nie planuję, nie wyznaczam terminów na realizację. Właśnie dzięki bieganiu nauczyłam się tego, by mieć mniejsze i większe cele i krok po kroku je “odhaczać”, nie brać się za wszystko na raz, bo wtedy efekt będzie taki, że niczego nie uda się zrobić w 100%. Rok 2013 był dobry, więcej – był najlepszy.
Ostatnio znajomy zadał mi pytanie: “Czy pod koniec roku robisz sobie podsumowanie?“. Może nie jest tak, że siadam z kartką i wypisuję nazwiska wszystkich facetów, których udało się uwieść (być może w liceum tak robiłam;), liczę pieniądze, które udało mi się zarobić (w tym roku chyba rozsądniej byłoby się zastanowić ile wydałam), ale faktycznie, siadam sobie z kawą, wyglądam przez okno i zastanawiam się, co udało mi się zrobić, a co wyznaczyć sobie na najbliższe miesiące.
To nie jest tak, że przełom roku coś dla mnie znaczy. Postanowienia mam w każdym miesiącu. Pamiętam, jak podczas przygotowań do mojego pierwszego maratonu w zeszłym roku wiedziałam, że muszę uporządkować swoje życie zawodowe, wynająć mieszkanie. Pomyślałam wtedy tak: zajmę się po kolei każdą rzeczą, nie wszystkim na raz. Dzięki temu nigdy nie jest nudno, ciągle masz jakiś cel. Przebiegłam maraton i kilka dni później zaczęłam robić porządki z pracą, gdy to ogarnęłam, znalazłam mieszkanie. Myślę, że takiego działania w znacznej mierze nauczył mnie sport: do końca sezonu chcę złamać 45 minut na dychę. Najpierw biegnę na 48 minut, myślę, co mogłabym zrobić lepiej. Potem udaje się złamać 47 minut – wynoszę kolejną lekcję, trenuję dalej i tak powoli do celu. W życiu podobnie.
Ale żeby już za dużo nie gadać i bezsensownie nie przedłużać, czas na konkrety:
- Zrealizowałam wszystkie cele sportowe, które sobie na ten sezon założyłam. Fakt, faktem, kiedy pod koniec zeszłego roku wypisywałam to, co chcę osiągnąć, lista wyglądała inaczej, ale już na początku marca, na spokojnie usiadłam i spisałam wszystko to, co chciałabym zrobić: złamać 3:40 w maratonie (Berlin – 3:37:52), złamać 1:45 w półmaratonie (Radzymin – 1:41:45), złamać 45 minut w biegu na 10 km (Bieg Niepodległości 44:51).
Maraton w Berlinie: grunt to przygotowanie i luz
Półmaraton: jak zrobić życiówkę na tym dystansie
10 km w 45 minut, czyli bieganie głową
- zorganizowałam wspólnie z Łukaszem (na szczęście długo nie trzeba było go namawiać, by pomógł mi zrealizować ten pomysł – za co bardzo mu dziękuję) spotkania z biegaczami, które odbywają się cyklicznie i całkiem przyjemnie nam się wspólnie biega, wymienia doświadczeniami #WeRunTogether.
- wspólnie z Jackiem Gardenerem zorganizowaliśmy warsztaty kulinarno-biegowe: Eat Better & Run Faster, gdzie testowaliśmy wegańskie smakołyki przygotowane przez ekipę ze Slow Flow i biegaliśmy w Górach Świętokrzyskich, szkoląc technikę biegową. Jak było? Relacja i wideo: Warsztaty kulinarno-biegowe Eat better & Run Faster.
- Chciałam nauczyć się pływać kraulem! Może nie ma jeszcze się czym chwalić, ale wreszcie zapisałam się na zajęcia, szkolę technikę i wczoraj wieczorem, gdy wybrałam się z koleżanką na spokojne “wypływanie” okazało się, że jestem na dobrej drodze. Dlaczego? Bo grunt to się nie poddawać i cierpliwie dążyć do celu. I tego Wam życzę w nowym roku! Jednocześnie dziękuję za ten, nie byłby nawet w części tak udany, gdyby nie WY!!!!!!