Niemalże codziennie zawijam je w rulonik, kroję na pół i pakuję do lunchboxa w towarzystwie świeżych truskawek lub innych owoców. Oto przepis na naleśniki, których nie da się nie lubić!
Naleśniki to w naszym domu coś tak oczywistego jak kawa – ich zapach unosi się w kuchni od rana. Pojawiają się w rozmaitych wariantach, np. jako kasztanowe, jaglane, amerykańskie pancakes, placki bananowe. Poniżej dodałam kilka innych przepisów, które regularnie smażę. Może coś wpadnie wam w oko albo wstrzeli się w wasze kubki smakowe!
Zwykłe, cienkie naleśniki
Dziś jednak chciałam podzielić się pewnym odkryciem w temacie najzwyklejszych w świecie naleśników z mąki pszennej. Otóż, jak na mamę naleśnikożercy przystało, namiętnie wertuję książkę “Wszyscy jedzą naleśniki”, którą przy okazji bardzo wam polecam. Znajdziecie w niej przepisy na naleśniki z całego świata! Rosyjskie bliny, meksykańską tortillę, austriackie kaiserschmarren czy niderlandzkie poffertjes. Ale, ale! Jest tu także ciekawa wariacja na temat cienkich naleśników, które wszyscy dobrze znamy z dzieciństwa. Pierwszy raz spotkałam się z przepisem, w którym do ciasta dodaje się aż 4 jajka! Są pyszne! Rudzik wcina bez opamiętania, Nela pochłonie trzy, a z tego względu, że prosi o puste, bez żadnego nadzienia, tylko świeże owoce na przystawkę, ja mam pewność, że pochłonęła wszystkie makro składniki (węglowodany, tłuszcze i białko).
Moja wariacja
Żeby było nieco zdrowiej, przerobiłam przepis na własną modłę i serwuję go moim domownikom. Ilość jajek zredukowałam do trzech, mąkę wybieram tę organiczną, a niekiedy zamieniam na mąkę z pełnego ziarna, tradycyjne mleko zastępuję owsianym i albo wcale ich nie słodzę albo dodaję odrobinę cukru kokosowego lub z syropu z agawy.
Najlepiej smakują prosto z patelni
Jeśli chodzi o naleśniki, mam jedną zasadę: muszą być świeże. A to oznacza, że w sytuacji, gdy smażę je Neli na lunch do szkoły (wszystkie posiłki rodzice przygotowują dzieciom sami – i tak jest tutaj zawsze, nie tylko w okresie pandemii), to robię to z samego rana. I teraz są dwie opcje:
- Przygotowuję ciasto późnym wieczorem poprzedniego dnia, przelewam je do słoika i wstawiam na noc do lodówki, a rano smażę.
- Wszystko robię rano.
Co ważne: naleśniki łatwiej się smaży, jeśli “odstoją” przynajmniej kwadrans, więc jeśli wszystko przygotowuję rano, robię ciasto, idę po prysznic, maluję się i dopiero je smażę, a potem budzę Nelczura. To takie moje dziwadła. Zrobicie po swojemu 🙂 Nie przedłużam, dzielę się przepisem.
Przepis na naleśniki
- 1 szklanka dobrej jakości mąki pszennej
- 1 szklanka mleka roślinnego – u mnie owsiane (może być zwykłe mleko)
- 3 jajka (można dać 4)
- 3/4 szklanki wody, najlepiej gazowanej
- łyżeczka ekstraktu z wanilii (może być olejek waniliowy)
- opcjonalnie – cukier kokosowy lub inny zamiennik cukru w ilości już zależnej od was
- masło klarowane do smażenia
Wszystkie składniki mieszamy w dużej misce aż uzyskamy jednolitą masę. Idealnie, by ciasto chwilę “odstało”, a następnie za pomocą łyżki smażymy je na rozgrzanej patelni. Patelnię smaruję tłuszczem co kilka naleśników.
Serwować z czym tylko chcecie. Smacznego!
A tu podrzucam kilka przepisów na inne naleśniki, które często smażę w domu:
Najlepsze naleśniki bezglutenowe i tradycyjne
Naleśniki z mąki kasztanowej i ryżowej