Mamy tendencję do tego, że lubimy coś powiedzieć, zanim pomyślimy. Często emocje biorą górę nad rozumem i z naszych ust wychodzą różne dziwne słowa, frazy, czasem całe zdania, nad którymi wcale nie mamy kontroli. Gdybyśmy na moment się zatrzymali, odczekali, jest spora szansa, że już wcale nie mielibyśmy chęci powiedzieć tego, co jeszcze przed chwilą tak trudno było nam zatrzymać w ustach. “Ja tak powiedziałam? Niemożliwe!”. A jednak! I choć wiemy, że to nie jest dobre rozwiązanie, choć już nie raz żałowaliśmy, że nie trzymaliśmy języka za zębami, wciąż mówimy szybciej niż myślimy i dziś krótka opowieść o tym, dlaczego warto to zmienić.
Wspominałam już o tym, że nasze dziecko nie należy do tych, które idzie spać o 20.00 i budzi się o 6-7 rano. Próbowaliśmy już wielu rzeczy, ale taki nam się trafił egzemplarz, że kiedy uda mi się przespać bez przerwy 3.5-4h to jest to ogromne święto, tak jak dziś. Dlatego wstałam o 4.00, żeby jeszcze przed urlopem napisać ten tekst, bo przecież jestem mega wypoczęta: najpierw dwie godzinki, później cztery – żyć nie umierać. Zazwyczaj jednak Nelka wstaje mniej więcej co 2-2.5h. Powiedzmy, że po wielu miesiącach da się przyzwyczaić do snu interwałowego, choć nie powiem: daje to nieźle w kość. Szczególnie, kiedy człowiek stara się normalnie pracować i trenować 6 razy w tygodniu. A że mała zołza uznaje tylko mój cycek i butelką gardzi, nikt nie może mnie wyręczyć. Ale wróćmy do tematu.
Tata Nelki robi wszystko, żeby jakoś ułatwić mi codzienne funkcjonowanie w tych nowych warunkach. Kilka nocy temu, kiedy mała pszczoła wstała o 4, po jedzeniu wszystko osikała i trzeba było całkowicie ją przebrać, rozbudziła się i nie za bardzo chciała zasnąć. Przebierała nogami, uśmiechała się i zapraszała mnie do zabawy. No nie! W tej chwili z łóżka podniósł się mój zbawca ze standardowym pytaniem: “O której jadła?”
“Chwilę temu” – odpowiedziałam.
“To połóż się, a ja się nią zajmę”.
Zanim się położyłam, poszłam naszykować kolejne pranie. W końcu nie zostawię tak tych osikanych ciuchów i kocyka. Zaglądam do pralki, a tam oczywiście mokra jak diabli koszulka z treningu, szorty. Zmęczona, w półśnie wyciągam te przepocone ubrania i wieszam na koszu, żeby przeschły. Ale to nie koniec niespodzianek. W pralce czeka na mnie jeszcze jeden taki zestaw sprzed dwóch dni: też mokry z tym, że już nieco bardziej śmierdzący, bo leżał tam ponad dobę. Wykrzywiam się, wyciągam to ze środka, przeklinam pod nosem. Ile razy śmialiśmy się z tego, że wkurzają mnie te mokre ciuchy? Ile razy prosiłam, żeby je rozwieszać, suszyć, zanim trafią do kosza na pranie czy do pralki? Zmęczona, zdegustowana wracam do pokoju i mam ochotę wyrzucić z siebie wszystkie myśli na ten temat. Po głowie krążą mi wszystkie typowe babskie teksty:
“Ile raz prosiłam”, “Czy tak trudno jest…”, “Czy Ty ZAWSZE musisz” i parę brzydkich słów też nie zaszkodzi wrzucić dla wzmocnienia komunikatu, żeby tak dodać mu pikanterii.
Problem w tym, że nie mogę powiedzieć ani słowa, bo przecież Nelka próbuje zasnąć. Kładę się w ciszy. Już myślę, żeby chociaż tak szeptem mu nawciskać, bo boje się, że rano już nie będę pamiętać. I słyszę jak zmęczonym głosem śpiewa jej “Mały Nelson smacznie śpi” – naszą klasyczną kołysankę. Sama zasnęłam.
Obudziłam się jakieś dwie i pół godziny później, kiedy mała przypomniała mi o swoim istnieniu. Tata Nelki już pojechał do pracy. Pomyślałam sobie: Matko! Ale ja bym była durna, gdybym go opieprzyła za te mokre ciuchy! Siedział, cierpliwie śpiewał, dał mi jeszcze zasnąć, bo wie, że przez te pobudki w nocy, już opadam z sił i chciał mi jakoś pomóc, a ja bym mu jeszcze w środku nocy dawała nauki, gdzie ma kłaść ubrania po treningu. Co za absurd! Jak dobrze, że musiałam być cicho!
Biorę telefon do ręki, patrzę jest wiadomość od niego. Myślę sobie: Pewnie napisał, że jest zmęczony tą pobudką, że musimy coś wymyślić, że tak nie może być, bo potem nie może się skupić w pracy. Czytam, a tam tylko trzy zdania. Nic więcej:
Jesteście moje dwie najukochańsze dziewczyny. Ty, taka moja zmęczona myszka i ta żabka mała tak ładnie śpiąca (czasami) w nocy. Można się na was patrzeć cały czas.
No jaka głupia bym była, gdybym wyjechała mu w nocy z tymi ciuchami? Każdy z nas ma jakieś wady, ja notorycznie zrywam żaluzje, głośno spuszczam wodę, za mało solę i robię setki innych irytujących rzeczy, ale on nie mówi mi:
“Bo Ty zawsze…”, “Czy nie można się wreszcie nauczyć, że trzeba więcej solić?” etc. Dlatego postanowiłam podzielić się z tym wycinkiem naszego życia, bo dla mnie to była świetna lekcja. I pewnie jeszcze nie raz powiem coś, zanim pomyślę, ale staram się robić to jak najrzadziej.
Opowiedziałam mu to następnego dnia w formie anegdoty. Wrócił z treningu i zapytał:
“To gdzie mam wrzucić te mokre ubrania?”
“A wrzucaj do pralki, jeśli tak ci wygodnie”
Zdjęcia: parzuchowscy.com