Świeże, jeszcze rześkie powietrze, zielone drzewa, kolorowe kwiaty, ćwierkanie ptaków i słońce, które delikatnie pieści nagą skórę. Czy można chcieć więcej szczególnie pod koniec połogu? Po wielu nocach przespanych snem interwałowym, z ciałem, które powoli wraca do normy po 9 miesiącach ciąży zakończonej ostrym cięciem. „O matko! Już nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak zrelaksowałam!” – wyciągnęłam się leniwie na leżaku po wizycie w saunie i znowu poczułam się jak Młody Bóg! Regeneracja to podstawa. Bez względu na to, czy biegamy, trenujemy crossfit, pracujemy fizycznie czy właśnie urodziło nam się dziecko.
Tu mam za dużo, tu za mało. Tam skóra nie tak jędrna jakbym sobie tego życzyła – większość z nas dopatruje się w sobie czegoś, co chcielibyśmy zmienić. Ostatni raz biegałam hmmm… na początku lutego no i rodziłam miesiąc temu więc jak się łatwo domyślać, nie jestem w szczycie formy. Mimo wszystko, gdy padło hasło „Jedziemy na golasów?” powiedziałam „Jedziemy!”. I nie chodzi o to, że czerpię jakąś dziką przyjemność z latania z gołymi cyckami po krzakach tylko odnowa biologiczna bez klejącego się do skóry bikini to tak przyjemna sprawa, że lepszego relaksu po ostatnich miesiącach nie byłam sobie w stanie wyobrazić.
Po kilku tygodniach oswajania się z nową sytuacją, zapadła decyzja: odciągamy mleko i jedziemy na cztery godzinki zrelaksować się tylko we dwoje. W końcu malutka ma nie tylko rodziców: są jeszcze kochające babcie czy ciocie na tym świecie. Postanowiliśmy na moment wyrwać się od ogromnych ilości prania (przy dwójce czy trójce dzieci to dopiero musi być zabawa;), pieluszek i innych takich.
Wybraliśmy miejsce, które lubiliśmy odwiedzać jeszcze zanim zaszłam w ciążę: termy z ogromnym kompleksem w środku i na zewnątrz. Wygląda to tak:
To drugie to zdecydowanie mój faworyt: piękny, zielony ogród, gdzie porozrzucane są różnego rodzaju sauny. Każda inna, ale każda z duszą: jedna na przykład przypomina domek Hobbita.
Jest tylko jedna zasada: wszędzie chodzimy nago. Możesz okryć się ręcznikiem, narzucić na siebie szlafrok, ale slipki czy bikini są dozwolone tylko przez dwa dni w miesiącu. I dobrze! Zapomniałam o ciąży, zapomniałam o nowej bliźnie po cesarce, rozebrałam się i weszłam do ciepłej wody. Słonce wyszło zza chmur, poczułam się tak, jakbym właśnie zaczęła swój urlop na Barbadosie czy innej Arubie. Zrelaksowana, wypoczęta, wolna. Wokół mnóstwo ludzi w różnym wieku, różnej wagi, każdy z inną historią, ale wszyscy uśmiechnięci. Nikt się nie wstydzi, nie chowa, bo i po co? Przecież nikt nie przychodzi tam machać tym i owym czy podglądać. Chodzi tylko o to, by byc bliżej natury, poczuć się dobrze we własnym ciele, niczym nie krępować. A w tym wszystkim MY. Wreszcie mieliśmy czas tylko dla siebie. Zatopiliśmy się w rozmowach, żartowaliśmy, snuliśmy plany na ten i na przyszły rok, wymyśliliśmy kolejne podróże, w które chcemy wyruszyć w nowym teamie: już nie we dwoje, ale we troje z Nelką. Właśnie, wracamy do Nelki? Wystarczyły cztery godziny, żebyśmy naładowali nasze baterie i stęsknieni, uśmiechnięci wrócili do domu. Rozpakowaliśmy torby i zabraliśmy małą na długi spacer. Szczęśliwi rodzice, szczęśliwe dziecko.
Utwierdziłam się w przekonaniu, że w macierzyństwie panują zasady podobne jak w sporcie: „regeneracja na wagę złota”. Dlatego odpoczywajcie i ładujcie baterię, kiedy tylko możecie, choćby przez 15 minut… Zróbcie sobie jakiś prezent tego typu z okazji Dnia Matki 🙂