Pamiętam tę panikę, kiedy pierwszy raz padło pytanie: „Kochanie, czy chciałabyś mieć ze mną dzieci?”. Oczami mojej wyobraźni widziałam życie wywrócone do góry nogami: nieprzespane noce, bałagan w domu, brudne pieluchy, słyszałam płacz dziecka. Nie, właściwie nie płacz tylko wrzask, z którym nie umiem sobie poradzić. Stoję na środku pokoju i nie jestem w stanie nic zrobić. Mam wielkie wory pod oczami i jeszcze większy tyłek. Nie mam czasu ani siły na trening, jem co popadnie, bo gdzie miałabym myśleć o tym, czy przygotować sobie jaglankę z daktylami czy może kaszę quinoa z mango? Wrzucam do żołądka kawałek czekolady, bo tak najłatwiej. Nie mogę pozbyć się kilogramów, które przybyły w ciąży. Źle wyglądam i jeszcze gorzej się czuję. A on wkłada na siebie wyprasowaną koszulę, poprawia włosy, perfumuje się i uśmiechnięty wychodzi do pracy. No tak, nie będzie musiał siedzieć w tym bajzlu i hałasie przez cały dzień. „Ale teraz?” – przerwałam ten koszmar, który wciąż trwał w mojej głowie.Nie jestem kobietą, która całe życie marzyła o tym, żeby wyjść za mąż, mieć piękny dom z ogrodem, jeszcze piękniejszego męża i jeszcze piękniejsze dzieci oraz milusińskiego psa (no i proszę, nie marzyłam, a już prawie wszystko mam;). Tylko nie zrozumcie mnie źle: chciałam mieć rodzinę, kocham zwierzęta i nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym nigdy nie mieć dzieci, ale to nie był cel sam w sobie. Mam pasję, uwielbiam swoją pracę, znajomych – jest wiele rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. A kiedy człowiek jest szczęśliwy sam ze sobą, to ma większe wymagania, jeśli chodzi o partnera, zazwyczaj po prostu wie, czego chce. „Jesteś wybredna”,„Ciągle Ci coś nie pasuje” – słyszałam często od znajomych, ale rozwścieczonych facetów, którym po kilku spotkaniach wyjaśniałam, że to nie ma sensu. Fakt, wolałam zaryzykować, że zostanę sama niż być z kimś, kogo nie jestem pewna, nawet jeśli to byli wspaniali ludzie. Po prostu nie dla mnie.
Kobiety to skomplikowane istoty i każda z nas jest inna. Jedne bardzo wcześnie marzą o tym, by zostać mamą, inne dojrzewają do tej decyzji znacznie później. „Pewnie poczuję to wtedy, kiedy będzie przy mnie odpowiedni mężczyzna, Muszę wiedzieć, że jestem z kimś, z kim chcę mieć dzieci” – odpowiadałam na te wszystkie mądrości i próby wtłoczenia mi do głowy, że nie mam racji, że muszę zmienić podejście. Jestem uparta i nie uległam. Na szczęście.
Owszem, ryzykowałam wiele: mogłam po prostu nie spotkać gdzieś przypadkiem takiej osoby, jaką wyobrażałam sobie u swego boku i zostać sama. Tylko, że ja wolałabym być sama niż z kimś, z kim po prostu jest miło, fajnie, niekiedy świetnie, ale nie jestem tego pewna, brakuje mi spraw, które dla mnie są fundamentalne. No tak już mam. Kiedy w pracy czuję, że zrobiłam już wszystko co mogłam, idę dalej. Kiedy w mieszkaniu nie czuję się jak w domu, zmieniam je bez względu na to, na ile czasu mam podpisany kontrakt. Zawsze jest jakieś rozwiązanie, a ja nie lubię robić rzeczy bez sensu.
Czy dziecko miało sens w tym momencie? Ktoś może powiedzieć: trzeba się lepiej znać, trzeba wiedzieć, gdzie chcesz mieszkać, rodzić, spędzić pierwsze miesiące. Jasne, każdy z nas jest inny i rozumiem, że ktoś może tego potrzebować, ale prawda jest taka, że da się inaczej, po prostu będzie trudniej. Zaplanowaliśmy wiele podróży, przeprowadziliśmy się do Wrocławia, jeszcze nie zdążyłam rozpakować pudeł, po czym okazało się, że jednak na moment znowu trzeba się pakować dalej. Nie wiem jeszcze gdzie spędzę ostatnie miesiące ciąży, gdzie będę rodzić. Byłam już u lekarzy w Holandii, w Warszawie, we Wrocławiu. Do każdego wpadam z plikiem papierów i opowiadam historię od początku. Czasem, gdy słyszę o kolejnej zmianie. tętno podnosi mi się dużo bardziej niż podczas przebieżek w parku i tylko powtarzam sobie ”Spokojnie. Nie denerwuj teraz Albatrosa”. Na pewno czułabym się dużo bardziej komfortowo, gdym od początku wiedziała: to jest moje miejsce, to jest mój lekarz prowadzący, w tym szpitalu będę rodzić. Ale tak nie jest, moje życie zmienia się z dnia na dzień, a ja dzielnie staram się zorganizować je w taki sposób, by było dobre, szczęśliwe i przede wszystkim bezpieczne. I wiem, że gdybym czekała aż wszystko się ustabilizuje, nigdy mogłabym się nie doczekać. „Ale się cieszę, że dzisiaj zobaczymy Albatrosa jak tam sobie pływa” – powiedział dziś przed USG, a ja wiem, że dziecko zawsze ma sens, kiedy jesteś z TĄ osobą i nie ma co się zastanawiać, czy to teraz czy jeszcze nie teraz. I wspólnymi siłami ogarniemy te pieluchy, bajzel i wory pod oczami bez względu na to, gdzie będziemy.