Znasz to uczucie, kiedy omiatasz wzrokiem kolejne zdanie i nie możesz się powstrzymać, żeby go nie zaznaczyć, nie przepisać gdzieś, nie odczytać komuś na głos i podzielić się mnóstwem emocji, które właśnie w Tobie wywołało? Są takie książki, które oczarowują Cię już od samego początku i nie jest to chwilowe zauroczenie, które za chwile minie. Wręcz przeciwnie, z każdą kolejną stroną coraz wyraźniej dostrzegasz geniusz autora i masz takie ciche marzenie, że ta lektura nigdy się nie skończy. Dawkujesz sobie tę przyjemność, nie połykasz jej w całości, tylko przez kilka dni smakujesz ją kawałek po kawałku. Wczoraj niestety zakończyłam moją ucztę, ale było to tak przyjemne doznanie, że postanowiłam nie czekać do końca miesiąca na zestawienie książek, które przeczytałam w lipcu, tylko podzielić się z Wami już dziś tym wszystkim, co mam teraz w głowie.
Po „Lolitę” Vladimira Nabokova po raz pierwszy sięgnęłam jakieś 15 lat temu. Już wtedy czytałam ją z wypiekami na twarzy, ale pewnie bardziej zainteresowała mnie sama fabuła niż sposób, w jaki została napisana. Teraz przymierzałam się do niej już od paru miesięcy, nie mogłam się nawet zdecydować czy chcę ją przeczytać w oryginale, czy po polsku, więc jak to u mnie bywa nabyłam obie wersje ;). Zamarzyło mi się, żeby jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze Nelki nie było na świecie, wertować kartki, czuć zapach papieru, wykorzystywać stare bilety jako zakładki – jednym słowem: na moment uciec od Kindle i znowu sięgnąć po tradycyjną książkę. Wreszcię padło na Lolitę!
Pamiętam, że już po kilku pierwszych stronach poleciałam do Rudzika, odczytałam mu jakiś opis na głos i z podniecenia aż nie wiedziałam czy mam siadać, kłaść się czy iść biegać. „Zobacz, jak to jest doskonale napisane! Co za język! Każde słowo ma sens, jest potrzebne, nieprzypadkowe”. I w tym zachwycie nad językiem tkwiłam do ostatnich stron. Absolutnie zakochałam się w sposobie, w jaki Nabokov poprowadził narrację. Do teraz nie mogę uwierzyć w jego geniusz, jeśli chodzi o opisywanie sposobu myślenia, czy działania osoby opętanej przez obsesję. Ta książka po prostu powaliła mnie na kolana na wielu płaszczyznach! Opisy przyrody, miejsc, wyglądu – bardzo szczegółowe a jednak nienużące. Czytasz i czujesz to duszne powietrze, słyszysz tę muchę, która leniwie krąży po pokoju. Konstrukcja postaci – ich wygląd zewnętrzny, gesty, miny, zachowanie – wszystko to dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, nie wspomnę już o psychologii.
Sam Nabokov napisał tak:
Utwór prozatorski istnieje dla mnie tylko o tyle, o ile daje mi coś, co bez ogródek nazwę rozkoszą estetyczną, czyli poczucie, że zdołałem jakoś, którędyś nawiązać łączność z odmiennymi stanami bytu, w których sztuka (ciekawość, czułość, dobroć, ekstaza) stanowi normę. Niewiele jest takich książek. Cała reszta to albo aktualna tandeta, albo tak zwana przez niektórych Literatura Idei […]
(Vladimir Nabokov o książce pod tytułem “Lolita”)
I zgadzam się, niewiele jest takich książek, na szczęście „Lolita” jest jedną z nich. Dlatego, jeśli jeszcze jej nie czytałeś, albo czytałeś lata temu i pamiętasz ją, jako opowieść o pedofilu, to zajrzyj raz jeszcze i odkryj na nowo, bo to zupełnie inny wymiar. Uprzedzę Cię: nie znajdziesz tam pornografii tylko kawał doskonałej literatury. No genialna książka! Więcej nie powiem, bo chcę, żebyś sami ją przeżył po swojemu.
Fot. Anna Leak