Od dłuższego czasu próbujesz regularnie uprawiać sport, ale wcale nie sprawia ci to przyjemności? Chcesz się zdrowo odżywiać, ale zupełnie ci to nie idzie? Chciałabyś, by twoje ciało wyglądało zupełnie inaczej? A może jesteś zmęczoną mamą, która zamiast się cieszyć drobnymi przyjemnościami, jest wiecznie zestresowana? Bez względu na to, na które pytań odpowiedziałaś „tak”, mam tekst właśnie dla ciebie!
Codziennie dostaję mnóstwo wiadomości od mam, które – choć ciążę mają już dawno za sobą – wciąż nie mogą wrócić do wymarzonej sylwetki. Zwykle piszę o tym, jak trenować, co jeść, podrzucam przepisy na rozwiązania, gdy dopadnie cię chęć na coś słodkiego, staram się też motywować do tego, by się ruszyć. Pomyślałam jednak, że problem często tkwi znacznie głębiej niż ci się wydaje i dlatego porozmawiałam z terapeutką, która na co dzień pracuje ze świeżo upieczonymi mami oraz osobami z zaburzeniami odżywiania. Z pomocą Aleksandry Korotko-Kalisz, psychologiem i psychoterapeutą, prowadzącą terapię on-line na bezproblemowo.com przygotowałam tekst, który powinien wiele rozjaśnić.
Zacznijmy od początku: z cyklu „Przychodzi baba do lekarza…”. Przychodzi mama do terapeuty i co mówi?
Aleksandra Kalisz-Korotko: Młode mamy zazwyczaj przychodzą z silnym lękiem albo z hasłem: „Ja to mam chyba depresję”. Wiedzą, że coś jest nie tak, czują smutek, nie są szczęśliwe, ale same nie wiedzą, dlaczego. Dopiero, kiedy zaczynamy rozmawiać, krok po kroku analizujemy ich dzień, okazuje się, że nie mają chwili dla siebie. I to nie mówię już o takich luksusach jak wizyta u fryzjera, zakupy czy trening, ale nawet na to, by po ludzku się wyspać. Często jest to wręcz skrajne zaniedbanie własnych potrzeb, które budujemy na poczuciu winy: „Jeśli zrobię coś dla siebie, to zabieram czas dziecku”. Kobiety zaczynają się czuć źle, bo dociera do nich, że nie są w stanie pogodzić tylu ról. Wypadałoby przecież posprzątać, ugotować obiad, zrobić trening, umalować się, uczesać, tryskać energią i dobrym humorem. Część z nich do tego zestawu dorzuca jeszcze karierę zawodową. Jeśli będę chciała zrobić za dużo na raz, uzyskam odwrotny efekt. Żadna z tych czynności już nie będzie dla mnie przyjemna. Przez to również nie będę w stanie zadbać o ciepłą, wartościową relacje z dzieckiem.
A jednak to chyba przypadłość większości mam: zapominamy o sobie i potrzeby dziecka stawiamy na pierwszym miejscu. Pamiętam, że jak byłam mała, upominałam mamę, żeby sobie coś kupiła, a nie mi kolejną parę butów, albo żeby poszła do kina, teatru, pojechała na wakacje do SPA, a ona mi na to odpowiadała: „Zobaczysz, jak będziesz mamą, też będziesz tak robić” i teraz się ze mnie śmieje, kiedy Nelkę smaruję kremem z filtrem, a na swoje nogi czy ramiona nie mam już czasu. Nie wspomnę już o takich sprawach jak jedzenie czy sen. Skąd się to bierze?
Aleksandra Kalisz-Korotko: To z poczucia winy. To nad nim pracujemy z większością pacjentek. Najważniejsze, by mieć tego świadomość. Okazuje się, że jako dorośli sami mamy niezaspokojone różne potrzeby dziecięce i warto zadbać o tę sferę, jeśli chcemy wychować szczęśliwe, zaspokojone, pewne siebie dzieci. Najpierw to ja muszę mieć zaspokojone swoje potrzeby, żeby zadbać o swoje dziecko. Nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie potrzeb fizycznych naszych i dziecka, ale przede wszystkim potrzeb emocjonalnych. Dziecko też uczy się na naszym przykładzie, że my jesteśmy dla siebie ważne i uwaga poświęcana sobie nie jest przejawem egoizmu, ale miłości do samej siebie.
U czytelniczek mojego bloga pojawia się problem: „Nie mam czasu zjeść”. Rozumiem to, bo znam to z autopsji. Gdy Nela była mała, ciągle musiała być u mnie na rękach, więc po kilku dniach głodowania albo łapanie czegokolwiek, bez zwracania uwagi na jakość jedzenia, doszłam do wniosku, że śniadanie muszę sobie szykować wieczorem, a lunch lepiej jeść na spacerze. Miałam swoje sprawdzone sałatki, zupy kremy albo kanapki w kilku sklepach obok domu, łapałam je w locie i szłam do parku. W domu jadłam dopiero kolację, gdy Rudzik wracał z pracy. Inaczej się nie dało, a tak było całkiem przyjemnie i bez stresu. Szukałam coraz to nowych rozwiązań, żeby nie paść. To samo staram się zasugerować wszystkim zmęczonym mamom, które do mnie piszą i proszą o podpowiedź. Czy dużo mam zgłasza się do Ciebie z problemami krążącymi wokół jedzenia?
Aleksandra Kalisz-Korotko: Tak, najczęściej problemy z odżywianiem dotyczą objadania się. Już na samym początku warto zaznaczyć, że to może mieć dwa podłoża. Z jednej strony to może być związane z emocjami: „jest mi smutno, to zjem sobie coś dobrego”, z drugiej jednak to mogą być pozostałości po nawykach z okresu ciąży. Choć bardzo zmienia się podejście, wciąż jest wiele kobiet, które w momencie, gdy widzą na teście dwie kreski, zaczynają jeść za dwoje. Pozwalają sobie na wszelkie przyjemności i unikają ruchu, „bo przecież trzeba odpoczywać”. Efekt jest taki, że tyją więcej niż powinny i nabierają złych nawyków. Potem, kiedy rodzi się dziecko, też jedzą za dwoje, „bo przecież karmią” i narasta w nich coraz większe napięcie, że nie spełniają oczekiwań. Ale są i mamy, które tak bardzo chcą schudnąć po ciąży, że przechodzą na drakońskie diety.
Częstym problemem jest też brak czasu. Nie jem cały dzień, a potem siadam wieczorem i nadrabiam zaległości. Pozwalam sobie na wiele, bo wiem, że mogę, skoro to mój pierwszy posiłek, trzeba nadrobić braki. Tylko jestem już tak głodna, że owe braki nadrabiam z nawiązką. Wielokrotnie liczyłam z pacjentkami ilość kalorii, które wtedy przyjmują i te liczby dochodzą nawet do 3500 kcal. Dziecko śpi, napięcie schodzi, zaczynam się wreszcie słuchać siebie i swoich potrzeb. Organizm mi podpowiada: „Nic jeszcze dzisiaj nie jadłaś”, więc słucham go i jem.
Teraz, kiedy rozmawiamy, dotarła do mnie taka myśl: chyba czasem szukamy pomocy nie tam, gdzie trzeba. Załóżmy, że jestem bardzo zmęczoną mamą, która nie akceptuje swojego ciała po ciąży. Przybrałam o parę kilo za dużo, teraz nie jestem w stanie ich zrzucić, bo nie mam czasu ani energii na trening. Jem byle jak, więc zgłaszam się do dietetyka z prośbą o pomoc, a może mój problem tkwi znacznie głębiej? Może ja wcale nie potrzebuję rozpiski co mam jeść od poniedziałku do niedzieli, w jakich godzinach i gramaturach, bo to będzie dla mnie dodatkowe źródło stresu? Może w mojej sytuacji lepiej byłoby szukać pomocy u terapeuty, bo to jest dużo głębszy problem?
Aleksandra Kalisz-Korotko: Często mam pacjentów – pracuję nie tylko z kobietami – którzy przede mną odwiedzili dietetyka. Myśleli, że w ten sposób rozwiążą swój problem. Jeśli jednak ktoś się objada dlatego, że w ten sposób tłumi swoje napięcie, poprawia sobie w ten sposób nastrój albo tak bardzo chce dobrze wyglądać, że najpierw głoduje, a później się objada, to trudno oczekiwać, że taki plan żywieniowy pomoże. To jest problem związany z emocjami.
Przypomnę, że mamy dwa rodzaje przetwarzania informacji: umysł racjonalny i emocjonalny. Ten drugi jest szybki i gorący, czasem nie mamy nad nim kontroli i choć wszelkie przesłanki wyraźnie wskazują jedno rozwiązanie, my robimy coś zupełnie przeciwnego, bo nie jesteśmy w stanie się opanować.
Z moimi klientami, którzy zmagają się z problemami związanymi z żywieniem, też układam plan działania, jeśli chodzi o posiłki, tyle tylko, że my podążamy metodą małych kroków. Wszelkie zmiany wdrażamy powoli, stopniowo, zastanawiamy się, jaki plan będzie pasował do stylu życia danej osoby. Chodzi o to, by nie wprowadzać za dużo zamieszania, do w niektórych przypadkach szczegółowa rozpiska może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego.
Wyobraź sobie taką sytuację: zmęczona mama, która ma mnóstwo obowiązków na głowie i do tego wszystkiego zaniżoną samoocenę, bo nie jest zadowolona z tego, jak wygląda. Dla niej restrykcyjna dieta może być dodatkowym źródłem stresu. (więcej na ten temat pisałam tutaj: Jak schudnąć z uśmiechem na twarzy i zachować zgrabną sylwetkę na lata). Jeśli zdarzy jej się małe odstępstwo od planu – bo będzie w podróży, na mieście, ktoś ją czymś poczęstuje czy napadnie ją tak silna chęć na zjedzenie czegoś innego, że zrobi ten krok w bok, to zamiast pomyśleć ”Dobra, nic się nie stało, jeden grzeszek mnie nie zabije, od kolejnego posiłku trzymam się zasad”, ona pomyśli: „Po co ja to w ogóle robię? Jestem bezwartościowa, znowu mi się nie uda” i przestanie trzymać się wyznaczonych zasad. To pogłębi jej negatywne postrzeganie samej siebie. Praca nad zaburzeniami odżywiania to nie jest kwestia ułożenia planu posiłków. Jest to mniej istotne niż poradzenie sobie z problemami emocjonalnymi i postrzeganiem siebie. Wizyta u dietetyka jest świetnym pomysłem dla osób, które nie mają zaburzeń, za to brakuje im wiedzy na temat tego, jak powinny się odżywiać. Nie wiedzą, co jeść, by pozbyć się tkanki tłuszczowej a ładnie zbudować masę mięśniową.
Dobra, to ustalmy: co jeszcze, poza problemami związanymi z żywieniem, o których już porozmawiałyśmy, powinno być sygnałem dla mamy, że warto zgłosić do terapeuty? Może się mylę, ale mam wrażenie, że – choć już wiele w tym temacie się zmieniło – to jeszcze trochę panuje w Polsce takie przekonanie, że na terapię to się zgłasza z bardzo poważnym problemem. A przecież wiele kobiet mogłoby uniknąć ciężkich depresji, gdyby nie czekały zbyt długo.
Aleksandra Kalisz-Korotko: Oczywiście. Im wcześniej, tym lepiej. Sygnałem powinien dla nas być przeciągający się tygodniami smutek – nie mówię tutaj o jakimś chwilowym gorszym samopoczuciu, ale jeśli czujemy, że ten stan trwa, to jest już sygnał. Podobnie z lękiem – jeśli od pewnego czasu czuję niepokój, coś może się dziać.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że zmęczenie jest niejako wpisane w rolę matki, ale jeśli jest tak silne, że wszystko w życiu przestaje sprawiać mi przyjemność, to też jest sygnał, by z kimś porozmawiać. Jeśli mamy poważne problemy ze snem – tak samo. Mówię tutaj o takiej sytuacji: wiadomo, że w nocy wstaję do dziecka, ale później, kiedy mam nawet te dwie godziny na odpoczynek, nie mogę zasnąć. Ani w nocy, ani w ciągu dnia. To znaczy, że napięcie, które odczuwam, jest zbyt duże.
Kolejny przypadek, w którym warto rozważyć konsultację z terapeutą to sytuacja, gdy po narodzinach dziecka gorzej nam idzie komunikacja w związku. Raptem mamy do czynienia z zupełnie nowym modelem: już nie jesteśmy tylko TY i JA, relacja się zmienia. Potrzeba czasu i cierpliwości do siebie nawzajem, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jednak w niektórych przypadkach jest to wyjątkowo trudne. Pojawiają się negatywne emocje, kłótnie, których nigdy wcześniej nie było. Wtedy warto się zgłosić na terapię, by nauczyć się ze sobą na nowo komunikować.