No może nie dosłownie, bo Magda ma już pewnie kalendarz wypełniony po brzegi, ale jeśli w najbliższym czasie planujesz urlop, krótki wypad w góry, podróż pociągiem, czy po prostu chcesz się oderwać od codzienności i na moment pożyć sobie życiem innych, zanurz się w najnowszej książce Magdaleny Witkiewicz „Czereśnie zawsze muszą być dwie”.
Na początku przyznam Wam się do czegoś. Mimo tego, że Magdę poznałam już kilka lat temu, jakoś tak się złożyło, że nie zajrzałam do jej książek. Powodów było wiele: „Bo to nie dla mnie”, „Gdzie tam ja i romanse!”, „Jeszcze tyle książek na mnie czeka w kolejce”. Od dziecka kochałam literaturę, przez tę miłość poszłam nawet na polonistykę i te studia właśnie już tak kompletnie namieszały mi w głowie, że do dziś najchętniej wydaję pieniądze na książki. Kocham klasykę, najbardziej rosyjskich pisarzy, ale coraz chętniej sięgam po współczesnych. Robię dziwne zakupy, bo do jednego koszyka wrzucam Davida Copperfielda, Braci Karamazow, Idiotę, Cichy Don, Bridget Jones i Harry’ego Pottera tylko te ostatnie koniecznie w oryginale, żeby przy okazji poczytać sobie in English. Coraz chętniej jednak sięgam po współczesnych polskich pisarzy, choćby po to, by pobyć chwilę na tych znanych mi dobrze ulicach, pozaglądać do knajp, w których dawno nie byłam. Najchętniej sięgam wtedy po kryminały: Miłoszewski, ostatnio trochę Mróz, ale skusiłam się też na skok w bok i Grocholę. Wreszcie jakoś tak zmądrzałam, dojrzałam i dotarło do mnie, że wszystko warto czytać i raz skusić się na intelektualne gierki, innym razem zanurzyć w historii, a jeszcze innym pośmiać z własnego związku. Czasem fajnie po prostu oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o problemach. I właśnie za to bardzo polubiłam twórczość Magdaleny Witkiewicz. Za to, że kiedy czytam jej książki, tak bardzo przywiązuję się do bohaterów, że stają się moimi znajomymi. Czuję się tak, jakbym siedziała z nimi przy stole i plotkowała przy ulubionej kawie albo butelce dobrego wina.
Mniej więcej co miesiąc dzielę się z Wami przemyśleniami na temat książek, które ostatnio przeczytałam i o dwóch innych książkach Witkiewicz wspominałam tutaj: ale dziś o najnowszej powieści „Czereśnie zawsze muszą być dwie”.
Jak już wiecie nie mam w zwyczaju streszczać fabuły, bo sama wolę serwować sobie niespodzianki, kiedy czytam. Powiem tak: „Czereśnie zawsze muszą być dwie” to bardzo ciepła opowieść, taka, którą chce się czytać na leżaku w ogrodzie albo w wygodnym fotelu pod ulubionym kocem. Spotkasz w niej kilka osób, do których się przywiążesz, odwiedzisz miejsca, w których chciałbyś się znaleźć, choć na chwilę, by odetchnąć od pędu i zgiełku wielkiego miasta. Spędzisz trochę czasu w domu, w którym teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Powspominasz, ale też nabierzesz chęci do tego, być żyć tu i teraz, nie marnować ani chwili. No bardzo przyjemnie się tę powieść czytało. Aż mi się smutno zrobiło, gdy połknęłam ostatnie strony. Na szczęście Magda jak zawsze zostawiła lekki deser w postaci podziękowań. I tak jak zwykle ich nie czytam, bo cóż ja mogę wiedzieć o koleżankach, sąsiadkach czy wydawcy, tak u Magdy zawsze mnie bawią i sporo wyjaśniają. Mam nawet swój ulubiony fragment z podziękowań w „Pierwszej na liście”: “Mojemu mężowi nie dziękuję. Kiedy zapytałam go o tytuł tej książki, po chwili namysłu odpowiedział: „Ostatnia w kolejce?” – Skąd ja to znam! (Wybacz Magda wolne cytowanie, ale nie mam akurat książki w ręku). Nadają jeszcze inny wymiar całej książce. W przypadku „Czereśnie zawsze muszą być dwie” po prostu trzeba je przeczytać!
Jeszcze jeden tytuł, który wyszedł spod pióra Magdy, ostatnio wpadł mi w ręce – „Opowieść niewiernej”. Jeśli szukasz fajnej, kobiecej książki o tym, jak to się dzieję, że jesteś z Panem A, a nie z Panem B i jak ten Pan A na przestrzeni lat zmienia się nie do poznania, to zajrzyj do tej pozycji. Witkiewicz w lekki i przyjemny sposób opisuje cały mechanizm zdrady. Jak to się dzieje, że kobieta ma romans i nie ma wyrzutów sumienia? Przeczytaj.
No, to tyle na dziś!
Może zainteresują Cię także: