Wiesz, kiedy kobieta staje się piękniejsza niż zwykle? Bez obaw, nie jestem takim świrem, by pisać, że wtedy, gdy zostaje mamą. Nie, kobieta jest najpiękniejsza wtedy, gdy dobrze czuje się w swoim ciele, gdy osiąga pewnego rodzaju harmonię. Mi to dało macierzyństwo, ale Tobie może dać coś zupełnie innego. Dziś tekst o tym, jak “to coś” znaleźć.
Na wstępie wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: nigdy nie należałam do tych kobiet, które marzą o rodzinie, psie i gromadce dzieci. Nie zaglądałam do wózków i nie wydawałam z siebie słodkiego: „A dzien dobly!”. O nie! Dla mnie ważna była pasja, praca, sport, podróże, a jak wiadomo dzieci raczej nie ułatwiają realizowania tych punktów. Przyszedł jednak dzień, kiedy nie powiedziałam „nie”, kiedy schowałam strach przed utratą niezależności i powiedziałam: „No dobra, zróbmy to!”. I po prawie dwóch latach mogę powiedzieć, że owo macierzyństwo bardzo mnie zmieniło. Zaskoczę Cię, ale odkąd zostałam mamą, czuję się dużo bardziej sexy.
Myślisz sobie: a skóra, a rozstępy, a dodatkowe kilogramy, a piersi, które twój facet na pewien czas musi wyczarterować małemu ssakowi, a nieprzespane noce i sińce pod oczami – jak się z tym wszystkim czuć sexy?
Jasne, znam to wszystko doskonale. To permanentne zmęczenie i brak czasu dla siebie, ale mam wrażenie, że to właśnie ta mała istota uczy równowagi. Przynajmniej mnie. To dzięki Nelce każdego dnia uczę się tego, jak wiele jest wokół mnie pięknych spraw, jak łatwo różne rzeczy utracić, przegapić. Dociera do mnie jak banalne i głupie jest zamartwianie się tym, że w tych spodniach uda wyglądają potężnie, a w tej sukience z kolei łydka robi się gigantyczna. Rozwiązanie jest proste: następnym razem zakładam inne spodnie i inne buty;)
I to nie jest tak, że przestało mi zależeć. Wprost przeciwnie, mam wrażenie, że teraz dużo więcej uwagi poświęcam temu, by dobrać dobry podkład, róż i odcień blondu, ważę się, oglądam w lustrze nago, ale jakoś tak z innym podejściem: z miłością, z sympatią, na zasadzie: „Oj, zaszalałaś Szczypczyńska w Warszawie, czas wrócić do warzyw i porannych treningów” i wracam – z uśmiechem na twarzy. A kilka lat temu patrzyłam na siebie wyłącznie surowym okiem, a wagi tak się bałam, że nawet jak kiedyś wylądowałam w szpitalu, to poprosiłam, żeby mi nie mówili, ile ważę, tylko wpisali sobie w kartę, bo mnie to stresuje. Masakra! Ja mogłam być dla siebie taka niedobra? Dziś samą siebie za to przepraszam.
Nawet sport przestał mnie stresować, a stał się dla mnie źródłem czystej przyjemności. Zawsze był, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nigdy nie stresowała mnie myśl, że muszę iść na trening, jeśli chcę osiągnąć taki i taki cel. Dzisiaj chcę iść na trening, bo wiem, że to jest chwila dla mnie, że pobędę sama ze sobą i zrobię dobrze tej pupie, udom, ramionom, brzuchowi, które zasługują na najlepsze, bo je kocham. Bo są moje.
I nie zrozum mnie źle – nie zamierzam namawiać całego świata do tego, by się rozmnażał, bo to, że macierzyństwo na mnie ma taki wpływ, wcale nie musi oznaczać, że będzie mieć na Hanię, Kasię i Basię. Namawiam tylko do jednego: poszukania w życiu czegoś, co sprawia, że czujemy się lepiej we własnej skórze, że nabieramy równowagi, że kochamy siebie bardziej, niż wcześniej. Bo wtedy jesteśmy najbardziej sexy.
Zdjęcia: Iwona Montel – aim-frame.me