Listopad to chyba najlepszy miesiąc na czytanie książek. I choć u mnie pogoda pozwalała na to, by zanurzyć się w lekturze na plaży, to mimo wszystko jakoś tak podskórnie wczułam się w jesienny nastrój i późnymi wieczorami, gdy wszyscy już poszli spać, chowałam się pod miękkim, ciepłym kocykiem, brałam w garść kubek herbaty i dawałam się porwać fabule różnych powieści. Oto moja lista!
“Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszczyńskiego” przygotowane przez Annę Król
Książka nietypowa. Bardzo intymna, bo oparta na prawdziwych listach, jakie Jarosław Iwaszkiewicz pisał do swego ukochanego Jurka Błeszczyńskiego. Poetycka, bo jakże inaczej mógłby on pisać o życiu i miłości? Z wypiekami na twarzy śledziłam spokojny rozwój znajomości i rozkwit uczuć. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam podglądać różne etapy relacji międzyludzkich. Przyglądam się przechodniom na ulicy i zastanawiam, która to randka, słucham historii znajomych i zawsze przeżywam je tak, jakby to były moje romanse. Tak jest i tutaj, a wszystko możemy śledzić od samego początku, od pierwszego spotkania.
Niewinne liściki czy dedykacje „Z pozdrowieniami”, „Z wyrazami szacunku dla małżonki”, z czasem stają się coraz odważniejsze, ale wszystko trwa, ciągnie się, rozwija słowo po słowie. Robi się coraz odważniej, aż wybucha prawdziwe pożądanie.
To była miłość trudna, szalona, opętańcza, pewnie nawet toksyczna. Przy okazji można się przyglądać „bohaterom drugiego planu”. Mam ogromny szacunek do żony Iwaszkiewicza, która jest dla mnie ucieleśnieniem dobra i bezwarunkowej miłości. Która akceptowała go w każdym calu i kochała wszystko to, co on kochał i każdego, kogo i on ukochał. O tej lekturze mogłabym pisać godzinami.
Jest wyjątkowa i moim zdaniem warto ją sobie dawkować. Nie czytać wszystkiego na raz, tylko co kilka dni powracać po kolejne listy. Jest w niej sporo przyziemnych spraw, które nadają jej jeszcze większego uroku. Sprawiają, że to całe uczucie nabiera autentyczności. Przecież kochankowi nie opowiadamy tylko o tym, jak bardzo zawrócił nam w głowie, ale też o filmie, który nas ostatnio znużył, o problemach w pracy, o zakupach. Choć o samym uczuciu też jest wiele i jest pięknie:
Jesteś mi wszystkim: kochankiem i bratem, śmiercią, życiem, istnieniem, słabością i siłą… a przede wszystkim siłą, czymś, co podtrzymuje we mnie resztki życia i daje złudzenie młodości, czymś, co mi pomaga patrzeć na liście, tęczę, kwiaty i piękne kobiety – czymś, co tworzy zasadniczą plecionkę mojego życia, a na czym dopiero wyrosła moja twórczość, cały mój byt.
Bardzo polecam. Rzadko po takie książki sięgam, ale cholernie się cieszę, że dokonałam nietypowego wyboru i kilka miesięcy temu przywiozłam ją sobie z Warszawy i dodałam do kupki: „Przeczytać”.
Milan Kundera: „Nieznośna lekkość bytu”
Charles Bukowski: „Z szynką raz!”
Można powiedzieć, że z „Z szynką raz!” to bardzo nietypowa opowieść o dojrzewaniu, sporo wątków autobiograficznych, ale jednak fikcja. Brutalna, szczera, boleśnie prawdziwa. Rodzice, jakich nie chciałby mieć nikt, relacje z kobietami – brudne, odrażające, ohydne. Przyjemnie nie będzie, ale jak zawsze, tak i tutaj, nie zabraknie typowego dla Bukowskiego czarnego humoru, choć w tej powieści jest go dość mało w porównaniu do pozostałych. I mimo przekleństw, brudu i ciężaru, dostajemy porcję bardzo dobrej prozy!
S.F. Fitzgerald „Wielki Gatsby”
A na koniec postanowiłam jeszcze raz “sobie strzelić” jedną z moich ulubionych powieści. Wiele osób nie lubi „Wielkiego Gatsby’ego”, a ja go uwielbiam! Za konstrukcję świata przedstawionego, za fantastyczny pomysł na narrację i genialne opisy bohaterów. Plastyczny język, który tak pobudza wyobraźnię, że czuć wszystkie zapachy, słychać muzykę, a nogi same rwą się do tańca. Szampan, huczne imprezy, piękne ubrania i zepsucie. Fitzgerald doskonale opisuje psychikę bohaterów i samego Gatsby’ego, którego uwielbiam za niepoprawny romantyzm i za jego uśmiech:
Był to jeden z tych rzadkich uśmiechów, dających pewność i otuchę na zawsze, uśmiech, który można spotkać w życiu cztery albo pięć razy. Obejmował – albo zdawał się obejmować na moment- calusieńki nieskończony świat, a potem koncentrował się na tobie z nieodpartą życzliwością. Było w nim akurat tyle zrozumienia, ile ci było potrzeba, i tyle wiary w ciebie, ile sam chciałbyś mieć; usmiech ten zapewniał cię, że wywarłeś takie wrażenie, jakie – w najkorzystniejszych okolicznościach – chciałbyś wywrzeć.
W ogóle ubóstwiam prozę Fitzgeralda, niestety ciężko jest dostać wszystko, co wyszło spod jego pióra w polskim tłumaczeniu, a jeszcze ciężej w dobrym, a ostatnio jakoś tak rozkochałam się na nowo w czytaniu po polsku. Żeby nie zepsuć sobie zabawy i przyjemności płynącej z czytania takich dzieł jak „Tender is the night”, kupiłam zbiór wszystkich jego dzieł w oryginale i jakoś tak czuję, że chyba najwyższa pora do niego zajrzeć…
A NA KONIEC NIESPODZIANKA! – KONKURS!
Jeśli lubicie czytać tak, jak ja, z okazji 5. urodzin mojego bloga, które świętuję w tym tygodniu, mam dla Was do wygrania 5 książek z dedykacją i świątecznymi życzeniami, które napiszę na Wasze życzenie. Jeśli sami już macie książkę, to może być świetny pomysł na prezent, żeby kogoś zmotywować do ruszenia tyłeczka w Nowy Roku!
Wystarczy w komentarzu pod tym tekstem napisać w jednym zdaniu, dlaczego chcesz wygrać tę książkę. Na najbardziej przekonujące propozycje czekam przez cały weekend zatem w dniach 8.12-10.12. Czas, start!