„S@motność w sieci” powraca! Czy Janusz Leon Wiśniewski rozkocha nas w sobie jeszcze bardziej?
Kiedy usłyszałam, że po osiemnastu latach od wydania kultowej już „Samotności w sieci” będziemy mogli przeczytać kontynuację, moja pierwsza myśl była: Ale po co? Bo czy to, że coś jest dobre, więcej, bardzo dobre, świetne, że nas zachwyca, powala na kolana, wzrusza do łez, oznacza, że trzeba to powtórzyć? I choć Janusza Leona Wiśniewskiego uwielbiam za styl, zmysłowość, sposób budowania postaci, umiejętne przemycanie wiedzy, dzięki czemu po lekturze człowiek czuje się mądrzejszy, mam wrażenie, że to jedna z tych książek, które nie powinny mieć kontynuacji.
S@amotność w sieci to sztos!
„S@motność w sieci” oczarowuje czytelnika od pierwszych stron. Poza świetnym językiem, doskonałymi opisami, ciekawymi dygresjami i mnóstwem z pozoru epizodycznych wątków, które zgrabnie przenikają fabułę, mamy ciekawą historię. Fabuła wciąga! Chcemy wiedzieć, co się wydarzy: Czy ON i ONA się spotkają? Jeśli tak, to co dalej? Czy zaryzykują? Czy będą razem? Jest napięcie, są emocje – jest wszystko!
A w „Końcu samotności” niestety tego zabrakło. Przynajmniej dla mnie. I nie zrozumcie mnie źle – to dobra książka, mamy postaci, które zaczynamy czuć, rozumieć, ale to już nie są TE postaci i to już nie jest TA historia.
To już inna historia
Powracają bohaterowie, za którymi Czytelnicy tęsknili dwadzieścia lat – czytam w zapowiedziach z tym, że jak dla mnie to oni nie powracają, owszem są, ale gdzieś z boku, na drugim planie. Na pierwszy z kolei wysuwa się historia Kuby i Nadii – czyli syna bohaterki „S@motności w sieci” i jego dziewczyny. Są to postaci, które szybko dają się polubić – obydwoje nieco niedzisiejsi, ale może właśnie dlatego fascynujący.
W „Końcu samotności” mamy zupełnie inne tempo niż w „S@motności w sieci” i warto mieć tego świadomość, nim zacznie się czytać. Niektóre sceny czy dialogi wręcz dłużą się, na szczęście Wiśniewski ma tak sprawne pióro, że lektura nadal jest przyjemnością.
PODSUMOWUJĄC:
Podobało mi się! To dobra lektura na jesienne wieczory, która nas rozgrzeje, pocieszy, da do myślenia. Jest wiele ciekawych wątków i postaci – tutaj muszę wspomnieć o moim ukochanym Iskrze. Jest świetny i dopracowany w najdrobniejszym szczególe! O Nadii i Kubie z kolei myślę cały czas. Są z krwi i kości, czujesz, jakby byli twoimi znajomymi, jakbyś mieszkał w tym przytulnym gniazdku Nadii i grillował z nimi w ogródku słuchając Taco Hemingwaya na przemian z Kortezem 😉
Po prostu to już nie jest „S@motność w sieci”, w której się zakochaliśmy. I dobrze, bo to inna historia, ale właśnie dlatego ja wyrzuciłabym z niej nawiązania do poprzedniej książki – dla mnie jest ich za dużo – i zaczęła nowy rozdział.
Przeczytajcie i wyróbcie sobie własne zdanie. Na pewno warto!
a o “S@motności w sieci” pisałam tutaj: S@motność w sieci raz jeszcze