„Dziecko to największe błogosławieństwo” – mawiała moja babcia, a ja jeszcze półtora roku temu, w święta, droczyłam się z nią i z uporem maniaka powtarzałam „Może dla Ciebie. Mi jest tak dobrze”. Chwilę później przy tym samym stole usiadła obok mnie ciocia „Aniu, nie można tak. Jak nie chcesz wychodzić za mąż – w porządku. Ale trzeba mieć dzieci, po prostu trzeba! Przecież zaraz skończysz 32 lata, wystarczy tego życia w pojedynkę” – mówiła patrząc na mnie z przerażeniem. I choć obydwie bardzo szanuję, w tym wypadku nie miały racji. Nic nie trzeba, nie każda z nas musi być mamą, a po trzydziestce „okno się nie zamyka”. Wprost przeciwnie, moje dopiero się otworzyło.
Ale wróćmy jeszcze na moment do babci, niestety już świętej pamięci. Pech chciał, że zdanie, co do tego, czy chcę mieć potomstwo czy nie, zmieniłam na urlopie. I nie wiem dlaczego, myślałam o niej przez kilka dni. Wiedziałam, że cholernie się ucieszy, bo już pewnie dawno spisała mnie na straty. Okazało się, że na wakacjach nikt nie chciał mnie stresować i informować, że leży w szpitalu. Dowiedziałam się o tym dopiero, gdy wsiadałam na pokład samolotu. Kiedy przyjechałam do szpitala była już nieprzytomna. „Nie wygłupiaj się babciu. Stwierdziłam, że będę miała te dzieci. Musisz je jeszcze zobaczyć.” – mówiłam do niej. Niestety nie zobaczyła. Nelka urodziła się w pierwszą rocznicę śmierci babci, co do dnia. Ale zadzwoniłam do cioci. Bardzo się ucieszyła, oj bardzo!
Myślałam o tym dużo, obserwowałam innych i doszłam do wniosku, że choć babcia miała w sobie ogromną mądrość życiową, a dzieci rzeczywiście są błogosławieństwem to nie dla każdego. Nie ma też dobrego i złego momentu, a my – kobiety jesteśmy różne. Nie ma jednej recepty na dobry moment. Znam takie, które mówią „Zawsze wiedziałam, że chcę mieć wszystkie dzieci przed trzydziestką”. Gdybym ja miała dzieci przed trzydziestką, to byłabym już po rozwodzie, pewnie z depresją, że nie zrobiłam zawodowo tego, co chciałam, nie zwiedziłam świata. I broń Boże nie mówię, że nie można tego zrobić z dziećmi! Można, jak najbardziej, znam mnóstwo szczęśliwych mam, które były młode, gdy założyły rodzinę. Ale ja tak nie chciałam, nie byłam wystarczająco dojrzała i przede wszystkim – nie miałam u swego boku mężczyzny, o którym mogłabym z przekonaniem powiedzieć: „To jest ojciec moich dzieci”. Właśnie, to jest to! Tak, jak niektóre kobiety wiedzą, że chcą mieć dzieci przed trzydziestką, tak ja wiedziałam, że zostanę mamą wtedy, gdy poznam ich ojca. Że ta chęć przyjdzie, gdy u mego boku pojawi się ktoś, kogo będę pewna „To TEN”. A jak się nie pojawi, to zostanę sama. Nic na siłę. To są zbyt ważne sprawy.
„To się po prostu wie” – mówiły koleżanki, które mają rodziny. „Co za bzdura!” – myślałam. No bo niby skąd ja mam wiedzieć? Co mam wiedzieć? Przecież zawsze jak poznajesz kogoś nowego jest idealny, najlepszy, jak z bajki. Dopiero z czasem wyciągasz z jego szafy trupa po trupie… Ale coś w tym jest, że czasem jesteś z kimś kilka lat i nawet nie myślisz o ślubie, o potomstwie już nie wspominając. A tu któregoś dnia pojawia się taki jeden rudy i po dwóch tygodniach mówi „Przyleć i mieszkaj ze mną”, po czterech miesiącach chce mieć z Tobą dzieci, a chwilę później wyciąga na treningu, w środku lasu pierścionek zaręczynowy. I żeby było śmieszniej – ja też raptem chcę! JA, singiel-artysta – jak zwykł na mnie mawiać. Pamiętam, jak na jednej z naszych pierwszych randek biegaliśmy w górach. Warunki były straszne, ale widoki cudowne. Siedziałam mu na ogonie (wiadomo), podziwiałam przyrodę wokół i nie bałam się burzy, błota, ostrego zbiegu w dół. Po prostu czułam się przy nim bezpiecznie, jak nigdy dotąd. To było to! I wtedy dotarło do mnie, że WIEM.
Po co ten cały wywód? Z okazji Dnia Matki chciałam prosić Nas o to, żebyśmy nie wrzucali wszystkich do jednego worka, nie oceniali i nie radzili, bo coś, co zdało egzamin w naszym wypadku, nie musi się sprawdzać u innych, a macierzyństwo to bardzo delikatna sprawa. Każda kobieta na swój sposób dojrzewa do tego, by być mamą i nie ma nic lepszego na świecie niż TEN MOMENT. Wszelkie rady, pytania „A kiedy zaczniesz myśleć o dzieciach?” są nie tylko irytujące ale też dołujące, bo co, jeśli ktoś jeszcze tego nie czuje? Albo gorzej: chce, ale nie ma faceta? No i na koniec kobieta, która marzy o dzieciach, ale mimo starań nie może zajść w ciążę lub ma problem z jej donoszeniem? Wtedy każde słowo tnie jak ostra brzytwa…
Bycie mamą to rzeczywiście piękna sprawa, której nie da się porównać do niczego innego, ale to też coś, do czego każda kobieta dojrzeje sama i nie trzeba jej usilnie namawiać… To ja lecę świętować mój pierwszy Dzień Mamy! Wszystkiego dobrego! Zdrowia, snu, cierpliwości i czasu dla siebie kochane mamy!