Od zeszłego tygodnia dorzuciłam do mojego planu treningowego basen. Otwarcie mogę powiedzieć, że tej decyzji nie przyświeca żaden wyższy cel typu triathlon. Zawsze chciałam nauczyć się pływać poprawnie technicznie, a jak wiecie dla mnie: chcieć to móc. Początki bywają trudne dlatego przypomniałam sobie pierwsze kroki w bieganiu…Moim zdaniem w każdej dziedzinie sportu najważniejsza jest cierpliwość. Nie od razu pobiegniemy lekko przez całe miasto czerpiąc z tego czystą przyjemność. Z czasem zapominamy o trudnych początkach i udzielamy zbyt ambitnych porad tym, którzy dopiero chcą zacząć. Przypomniałam sobie o tym dzisiaj na basenie.
Pobudka 5:50 – na szczęście po zmianie czasu była miła niespodzianka: jasno! Dzięki uprzejmości kochanej koleżanki, która zgarnia mnie po drodze, wystarczy wstać o tej porze, by już o 6:30 zanurzyć się w wodzie i przez godzinę pracować nad oddechem, ułożeniem rąk, pracą nóg. W grupie jestem najsłabsza, dopiero się uczę. Ale przyzwyczaiłam się, ponieważ często próbuję nowych rzeczy, nie raz i nie dwa byłam w takiej sytuacji. Ciężko mi się oddycha, przez głowę przechodzi mi pewna myśl: może powinnam odpuścić, bo spowolnię grupę? Może nie brać się za nowe rzeczy, skoro jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, jeśli chodzi o bieganie? Ale przecież właśnie po to to robię: żeby odciążyć stawy, rozmasować mięśnie, zwiększyć pojemność płuc. W końcu nie samym bieganiem człowiek żyje i warto pływać, pracować nad siłą, dynamiką, stabilizacją, wzmacniać core. Dlatego te momenty zwątpienia trwają tylko chwilę. Właściwie zdarzyło się to tylko raz. Od razu przypomniałam sobie moje pierwsze biegowe kroki. Przecież nie od samego początku było lekko i przyjemnie. Dlatego postanowiłam dzisiaj przypomnieć sobie moje początki i wyciągnąć wnioski, które mogą być pomocne dla innych.
Kiedy pierwszy raz poszłam biegać? To było w 2009 roku w Londynie. Wskoczyłam wtedy w bawełniane legginsy, w których do tej pory sprzątałam mieszkanie, zwykły t-shirt i wyszłam zwiedzać nowe miasto, do którego dopiero co się przeprowadziłam. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że za blokami jest nawet trochę zielono, me czujne oko imprezowiczki dostrzegło fajne, klimatyczne puby, które do tej pory znałam jedynie z filmów, dostrzegłam ludzi, którzy wydawali mi się tacy inni, bardziej wyluzowani, charakterystyczni. Po raz pierwszy odkąd tam byłam, przeszło mi przez myśl, że nawet jest fajnie. Uwierzyłam, że może mi się tutaj podobać.
Ta radość trwała mniej więcej 5 minut. Potem zrobiło się ciężko, nie mogłam złapać tchu, w klatce piersiowej coś zaczęło mnie palić, czułam, że nie dam rady. Bieg przestał sprawiać przyjemność. Zwolniłam. I dziś wiem, że dobrze zrobiłam. Każdy z nas powinien zaczynać powoli, swoim własnym tempem. Nawet jeśli masz wrażenie, że truchtasz tak wolno, że ma to więcej wspólnego z chodzeniem niż bieganiem, kontynuuj. Dzięki temu będziesz w stanie pokonać dłuższy odcinek trasy, a to zachęci cię do tego, by podejmować kolejne próby, by jeszcze raz wyjść z domu, by biegać szybciej, by biegać dalej.
Ja wtedy zaniechałam swoich prób, jak tylko dostałam pierwszą wypłatę, zapisałam się na siłownię z basenem i bogatym wachlarzem zajęć fitness. Dopiero wiosną 2012 roku postanowiłam: chcę biegać i na tym będę się koncentrować. I tak zrobiłam.
Jak zacząć biegać? Co zrobić, żeby się nie zniechęcić?
Moim zdaniem trzeba się przede wszystkim Przede wszystkim uzbroić w cierpliwość. Jak widzicie – w moim przypadku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Trzeba dać sobie czas.
Są różne szkoły na temat tego jak zacząć biegać. Niektórzy na początek polecają marszobiegi, inni bardzo spokojne przebieżki. Ja jestem zwolenniczką drugiej metody przeplatanej z pierwszą. Klasyczne marszobiegi, gdzie miałabym maszerować np. co każde 2-3 minuty biegu, mogłyby mnie szybko zniechęcić. A tak, jeśli postawimy np. na wariant 12-15 minut bardzo wolnego truchtu, potem jakieś 2-3 minuty marszu i jeszcze jeden strzał biegowy na koniec (też ok. 12 minut) to poczujemy się super! „O kurczę! Biegałam przez 30 minut!” – jeśli to pierwsze biegowe kroki, naprawdę dobrze zrobią naszej psychice.
Oczywiście wiele osób może się ze mną nie zgodzić, mogło zaczynać inaczej. Na mnie to podziałało skutecznie i kilka osób, które są dla mnie autorytetami (np. Adam Klein) też jest zdania, że nie trzeba maszerować, można zacząć od truchtu. Co człowiek to metoda, dlatego nie zamierzam nikogo przekonywać do swojej. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć tyle:
1. Nie przejmuj się tym, że biegniesz wolno
Nie porównuj się do innych ludzi, nie próbuj nikogo dogonić. Znajdź swoje tempo, słuchaj swojego ciała i zaczynaj powoli. Dzięki temu będziesz w stanie pokonać dłuższy dystans. Jeśli czujesz, że jest za ciężko, przerwij i maszeruj minutę czy dwie i powróć do truchtu. Nie poddawaj się, zobaczysz, że z każdą kolejną próbą będziesz się czuć coraz lepiej.
2. Daj sobie czas
W zależności od tego, czy jesteś osobą aktywną czy nie, może ci być trudniej lub łatwiej zacząć. Nie zrażaj się od razu. Nie zakładaj, że to ci się nie podoba. Trudno, żeby sprawiało ci to frajdę, gdy ciężko jest złapać oddech, gdy boli. Ale zobaczysz, że z czasem to się zmieni. Oczywiście: nie każdy musi biegać i ja jestem zwolenniczką idei: uprawiaj ten sport, który sprawia ci przyjemność. Gdy mamy taką motywację, jesteśmy w stanie przenosić góry! Jeśli jednak chcesz zacząć biegać, po prostu nie zrażaj się po pierwszej próbie. Daj sobie czas na to, by móc stwierdzić, czy to sport dla ciebie, czy nie i dopiero wtedy pomyśl o lepszych butach do biegania i stroju, bo do tego, by w ogóle zacząć nie potrzebujesz nie wiadomo jak profesjonalnego sprzętu.
3. Poszukaj kompana
W grupie jest zawsze raźniej. Namów koleżankę z pracy czy sąsiadkę (tak będzie najprościej) do tego, by wspólnie stawiać pierwsze kroki. Będzie raźniej, bezpieczniej i wzrośnie motywacja, bo gdy jedna strona będzie chciała odmówić, jest większa szansa na to, że druga przejmie inicjatywę. Zamiast iść na kawę, piwo itd. można się umówić na “plotobieg” i poruszać się, a przy okazji nadrobić zaległości towarzyskie.
4. Nie przejmuj się tym, co myślą inni!
I ostatnie, ale najważniejsze: zapomnij o widzach. Nie zastanawiaj się nad tym, czy będziesz dobrze wyglądać, czy słabo biegasz i zaraz ktoś zauważy, że robisz coś nie tak. Nie myśl o tym, jak wygląda twoja pupa w legginsach (jeśli cię to krępuję, zakładaj na nie szorty i po sprawie ;). Niech się wstydzą ci, którzy marudzą i siedzą przed telewizorem zamiast się ruszyć, a nie ty. Right?
Przede wszystkim: daj sobie czas i baw się, nie ciśnij na siłę. Zobaczysz, że z każdym treningiem idzie ci coraz lepiej. To dotyczy każdej dziedziny sportu. Właściwie życia też… Dzięki aktywności nie poddaję się również w innych sferach czego tobie też życzę! 🙂