To jedno z najczęstszych pytań, jakie słyszę. “Za zimno, za ciemno, zbyt wietrznie, za dużo pracy, zbyt mało snu” – powodów do tego, dlaczego mielibyśmy zrezygnować z treningów biegowych może być wiele. Bez problemu możemy przygotować niekończącą się listę. Ale wszystko zależy od nas!
Czy myślicie, że mi się zawsze chce? Rzeczywiście, jestem już na takim etapie, że nie potrzebuję motywacji do tego, by wyjść z domu na trening, ale to wcale nie oznacza, że każdy z nich sprawia mi mega przyjemność i kończy się sukcesem. Mam lepsze i gorsze dni – jak każdy z was. Co więcej, nie raz miałam okazję rozmawiać z trenerami, świetnymi zawodnikami i przyznają to samo. Nikt z nas nie jest doskonały. Miewam takie dni, kiedy wolałabym zostać w domu, wejść pod koc i poczytać książkę. I raz na jakiś czas faktycznie można tak zrobić: zrezygnować z zaplanowanego treningu i doładować akumulator, by następnego dnia dać z siebie wszystko. Po to też mamy dni przeznaczone na regenerację. Ale nie o nich mowa. Dziś chciałam powiedzieć kilka słów o tym, co robić, kiedy nam się nie chcę tego dnia, w którym wyznaczyliśmy sobie trening. Oto kilka metod, które sprawdzają się w moim przypadku, więc mogą zadziałać również w twoim.
1. Nie ma czasu na myślenie
Zauważyłam, że im więcej zastanawiamy się nad tym, czy się dobrze czujemy, czy mamy siłę na trening, czy wyrobimy się ze wszystkim, tym większa szansa na to, że zrezygnujemy z treningu. Dlatego jest na to prosta metoda: jeśli biegam rano, jeszcze wieczorem przygotowuję sobie ubranie, zegarek, buty, żeby rano wstać, umyć zęby, przemyć twarz zimną wodą, bez zastanowienia wskoczyć w biegowe ciuszki i iść na trening. Wiadomo, rano nie jest łatwo wstać, szczególnie teraz, gdy masz wrażenie, że budzisz się w środku nocy, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Poza tym można sobie wtedy znaleźć miłą dla oka, dobrze oświetloną! trasę, po której bieganie o poranku będzie czystą przyjemnością.
Jeśli jesteś tym typem osoby, która nie biega na czczo, wstań chwilę wcześniej i zjedz pół banana czy kilka suszonych owoców, by nie pochłaniać niczego ciężkostrawnego, ale dostarczyć sobie energii na dobry start. Ja biegam na czczo, jeśli jest to trening o średniej intensywności i trwa do 80 minut, jeśli dłużej lub robię interwały czy tempa, to wstaję wcześniej, jem coś małego, czekam jakieś 20 minut i dopiero wyruszam.
Dlaczego warto skusić się na poranny trening? Jest wiele powodów, ale spróbuję cię skusić swoimi. Mam tylko dwa, ale na mnie działają:
- gdy trenujesz rano, wieczorem masz więcej czasu na to, by umówić się z koleżanką na kawę, zająć się domem, iść do kina, po prostu odpocząć
- od rana masz kopa energii na cały dzień, w pracy nie potrzebujesz czasu na rozpęd itd.
Jeśli jednak wolisz trenować wieczorem (w pełni rozumiem, sama mam różne fazy – czasem chętniej biegam rano, czasem wieczorami) to też jest na to sposób. Obiad zjedz w pracy i od razu jak tylko wejdziesz do domu, zostaw torbę w przedpokoju, przebież się w ciuchy biegowe i leć na trening. Zimą często wracamy do domu, zaczynamy się ogrzewać przy herbacie, rozmawiać, rozleniwiać i z każdą kolejną minutą coraz ciężej może nam być wyjść z domu.
Jasne, są ludzie, którzy po pracy lubią zjeść, odpocząć i na trening wyruszyć o 22.00. Ja do nich nie należę, już bym nie wstała, dlatego dzielę się tym, co na mnie działa najskuteczniej.
2. Brak rutyny
Na początku przygody z bieganiem, rutyna nie ma szans. Każdy trening to śledzenie postępów: jesteś w stanie przebiec coraz więcej kilometrów, robisz to coraz szybciej. Odkrywasz różne ciekawe zjawiska, uczysz się tego, jak funkcjonuje twoje ciało. Jednak po pewnym czasie takie zwyczajne przebieżki mogą stać się monotonne. Znam masę osób, które codziennie wychodzą z domu i pokonują dokładnie tę samą trasę, mają wyliczone przysłowiowe 10 km i uparcie trzymają się tego scenariusza. Nie jest to najlepsza metoda z wielu powodów:
- przestaniesz robić postępy, jeśli nie dasz swojemu organizmowi kopa w postaci nowych bodźców (dlatego wprowadzamy do treningu różne elementy: np. podbiegi, przebieżki, interwały), a z czasem wręcz możesz zaobserwować regres.
- szybko znudzi cię stara trasa, a bieganie przestanie sprawiać taką frajdę jak dawniej, co oznacza, że łatwiej będzie odpuścić trening.
Co zrobić? Sięgnąć po urozmaicenia! Sposobów na to jest wiele:
- Zmieniaj trasę. Nie biegaj ciągle w tym samym miejscu. Dzięki temu, że biegasz, możesz poznać swoje miasto i jego okolice jeszcze lepiej. Ja dzięki bieganiu odkryłam mnóstwo małych parków, o których istnieniu nie miałam pojęcia, znalazłam kilka fajnych sklepów, a raz nawet kupiłam boską spódnicę 😉 (wbiegłam do sklepu i poprosiłam sprzedawcę, żeby zatrzymał ją dla mnie to wieczorem wpadnę przymierzyć, jak nie będę spocona;)
- Stawiaj na zróżnicowane treningi. Nie biegaj ciągle takiego samego dystansu. Rozwijaj się w każdą stronę. Pracuj nad siłą biegową, techniką, wytrzymałością, szybkością. Jeśli jednego dnia zrobisz ciężkie interwały, to kolejnego z przyjemnością potruchtasz spokojne 8km, podziwiając swoje miasto i nie będziesz narzekać na to, że każdego dnia robisz to samo!
- Baw się nawierzchnią. Wyjedź czasem do lasu, by zobaczyć jak wygląda bieganie w terenie. Idź na bieżnię, by sprawdzić jak się biega po tartanie. Zobaczysz, że od razu zapragniesz biegać szybciej 🙂 Raz na jakiś czas możesz też skoczyć na bieżnię mechaniczną. Jest tyle możliwości – korzystaj z nich! A dzięki temu nie będziesz mógł narzekać na nudę!
3. Dobre towarzystwo
Kiedy czasem brakuje mi “tego czegoś”, by np. wykonać trudniejszy trening albo pokonać większy dystans, pytam wśród znajomych, czy nikt nie chciałby zrobić tego ze mną. Bieganie ze znajomymi lub w grupie biegaczy to także idealny sposób na początek. Zawsze dowiesz się czegoś nowego (co dwie głowy to nie jedna), łatwiej będzie zrealizować cały plan treningowy, trudniej będzie powiedzieć: “Pierniczę to, zostaję w domu”. Jak to? Przecież już się umówiłeś?
Jak mam do zrobienia np. szybszy trening, a czuję, że brakuje mi sił, zdarza mi się poprosić kogoś mocniejszego, żeby ze mną poszedł. W końcu ja też zawsze służę pomocą i umawiam się z wami, więc czasem sama też mogę potrzebować wsparcia, czyż nie? 🙂
4. Nowa playlista
Warto jeszcze wspomnieć o takich drobnostkach jak: gadżety, nowa playlista, nowe buty do biegania, kurtka itd. Brzmi głupio? E tam, nieważne, jeśli na ciebie to działa, to nie ma “głupio”. Pamiętam jak w święta nie mogłam się doczekać, żeby przetestować nowe skarpety do biegania! Jak to mówią: “Whatever works!” i ja się pod tym podpisuję.
Jeśli na co dzień biegasz z muzyką, zmieniaj raz na kilka tygodni playlistę, by się nie zanudzić i dodatkowo mieć nowy bodziec. Kup sobie nowy album ulubionego zespołu i np. postanów, że będziesz go słuchać tylko podczas biegania. Mam koleżankę, która robi podobnie z audiobookami. Kiedy nie może się doczekać, co się działo dalej, musi iśc na trening, by zaspokoić swoją ciekawość. Całkiem fajny pomysł!
5. Konkretny cel
No i ostatnie, ale nie wiem czy tak naprawdę nie najważniejsze. Dla mnie osobiście chyba numer 1! Wyznacz sobie ambitny ale realny i osiągalny cel. Bez względu na to, czy będzie to życiówka na 10km, pierwszy maraton czy utrata kilku kilogramów, jeśli twoim treningom będzie przyświecał konkretny cel, trudniej będzie ci się poddać! A to uczucie na mecie maratonu…. mówię ci!
Zmotywowani? Aż się sama nakręciłam 😉 zadzieram kiecę i lecę na trening!