Kiedy ktoś pytał mnie, dlaczego palę, odpowiadałam, że lubię. I tak było. Uwielbiałam te momenty, kiedy mogłam sobie zapalić przy kawie, zrobić przerwę w pracy “na papierosa”, a wieczorem przy winie czy drinku pójść na całość i nie liczyć ile białych zawiniątek wypaliłam. Miałam swoje jedne, jedyne ulubione i przez długie lata byłam im wierna niczym idealnie dobranemu kochankowi. Ale przyszedł czas, by zakończyć ten romans. I dzisiaj o tym, jak do tego doszło.
Wczoraj napisał do mnie Sławek: Czy mogłabyś udzielić mi kilku rad, jak na wlasnej osobie zwalczyłaś ten cholerny nałóg? No jasne. Właściwie porównanie porzucania nałogu do porzucania kochanka nawet nie jest takie bez sensu. Nie odbyło się to jednym, ostrym cięciem, tylko chwilę przeciągało się w czasie.
Spokojnie, zdjęcie zrobiliśmy dla żartu. Nie palę.
Zaczęło się niewinnie
Popalać zaczęłam bardzo wcześnie, jak miałam 15 lat. Nie było to regularne palenie, nie odbywało się codziennie, ale zdarzało się kilka razy w tygodniu wyjść i zaszyć się “za blokami”, by nikt z pokoju nauczycielskiego nas nie zauważył. W końcu pierwsza klasa liceum, trzeba było pokazać nowym znajomym, że się jest fajnym, a jak wiadomo, w tym wieku papieros jest jednym z atrybutów “fajności”. Przez całe liceum popalałam papierosy: czasem częściej, czasem rzadziej, ale nie był to tak silny nałóg, że od momentu, kiedy otworzyłam oczy, myślałam o tym, żeby zapalić. Potrafiłam wyjechać na tydzień czy dwa i nie wziąć papierosa do ust. Na studiach zaczęłam palić więcej. W końcu trzeba było zrobić sobie przerwę podczas wielu godzin spędzonych w bibliotece uniwersyteckiej. A jak już się oderwało wzrok od kolejnych tomów na temat paraboli, symbolu, czy konstrukcji powieści szkatułkowej, trzeba było chwilę pogadać z przyjaciółką, wypić kawę, a wtedy z 15 minut zdarzała się robić godzina i na jednym papierosie się nie kończyło. Wieczorem imprezka i kolejna poczka na nas dwie. Reasumując: paliłam coraz więcej, coraz częściej.
Liczy się motywacja
Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszło mi na myśl, że może jednak warto byłoby rzucić palenie. Wiem, że nie podejmowałam kilka prób. Niektórzy mówią, że rzucili od razu, czyli co? Byłam słaba, że potrzebowałam kilku podejść? Nie, ja też rzuciłam za pierwszym razem, ale za pierwszym razem, kiedy to ode mnie wypłynęła ta decyzja, kiedy to JA CHCIAŁAM!
Motywacja ma ogromne znaczenie w każdym działaniu, jakie podejmujemy. Bez względu na to, czy mowa o tym, by zacząć biegać, rzucić palenie, pozbyć się kilku zbędnych kilogramów, zmienić pracę – dopóki sam tego nie chcesz, skutek może być naprawdę słaby. U mnie tak było. Decyzję o tym, by nie palić, podejmowałam dlatego, żeby mamie nie sprawiać przykrości, albo dlatego, że facet mnie o to prosił. Efekt? Udawało się dotrzymywać słowa, ale tylko przez kilka dni. Potem owszem, nie paliłam wieczorami, kiedy szłam na randkę, ale na uczelni, czy w pracy już tak w myśl zasady “czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.
Trzeba wiedzieć, czego się chce
W mojej głowie coś się przestawiło, gdy skończyłam 25 lat. Uświadomiłam sobie, że choćby nie wiem co, coraz młodsza nie będę. Przyznaję zupełnie szczerze: nie myślałam wtedy o zdrowiu, o samopoczuciu, myślałam o wyglądzie. Zęby, skóra, włosy – wiedziałam, że przez palenie ładniejsze nie będą. Z kolei pupa, nogi, piersi, ramiona od samego tańczenia w klubach jędrności nie zachowają. Zapisałam się na siłownię, zaczęłam chodzić na basen i z dnia na dzień zmieniłam nawyki żywieniowe. Praktycznie przestałam palić na co dzień, ale za to jak szłam na imprezę, wracałam do dawnych przyzwyczajeń. Na zdjęciu mam 26 lat i trzymam w ręku jedną z ostatnich paczek papierosów (tak, moja jest jedna!;)
Tak, te niebieski to był ten jeden jedyny 🙂
Któregoś dnia po prostu wstałam, spojrzałam w lustro i byłam przerażona. Podkrążone oczy, spuchnięta twarz: Gdzie się podziała ta fajna laska z wczorajszej imprezy? Pokochałam już sport i dotarło do mnie, że nawet nie mogę w pełni cieszyć się tym, co mi daje, bo ciężka praca w tygodniu, zostaje zaprzepaszczona w weekend. Po prostu chciałam wszystko zmienić. Dodatkową motywacją było to, że przeprowadzałam się za chwilę do Londynu, gdzie papierosy były jeszcze droższe.
Klucz do sukcesu
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Czy było ciężko? Dzięki temu, że miałam taki rok przejściowy między 25 a 26 rokiem życia, było mi łatwiej, bo nie odczułam takiego dużego szoku. I choć to może być dziwne: wcale nie było mi ciężko, nie męczyłam się, nie zaczęłam więcej jeść. Dzięki temu, że w tym samym momencie zmieniłam sporo: zaczęłam trenować, zwracać większą uwagę na to, co kładę na talerz, to było po prostu jak nowy sposób na siebie. I to mi się bardzo spodobało.
Mogę się przyznać, że po kilku latach niepalenia, w 2012 roku coś strzeliło mi do głowy i chciałam zapalić, żeby zobaczyć jak się będę czuła. Wiem, głupie, ale tak już mam, że zanim się na jakiś temat wypowiem, lubię sprawdzić (dlatego czasem nawet przeczytam książkę uważaną przez krytyków za szmirę, by nie wypowiadać się na temat czegoś, czego nie czytałam). Kupiłam sobie najsłabsze z możliwych papierosów i wypaliłam kilka w ciągu roku. Chciałam zobaczyć, czy to coś zmieni, czy nadal tak mi się podoba, jak kiedyś, co się ze mną dzieje następnego dnia podczas treningu. Wnioski? Nie kręci mnie to jak kiedyś, śmierdzi, teraz już nawet nie jestem w stanie się zaciągnąć jak człowiek, a podczas treningu następnego dnia mam wyższe tętno i gorzej mi się biega. W zeszłym roku już testów nie przeprowadzałam, wystarczy. Czuję się świetnie, palić mi się nie chce i choć tak bardzo byłam przywiązana do mojego czułego kochanka o imieniu Vogue, przekonałam się, że można się zakochać po raz drugi i to może być dużo silniejsze i bardziej głębokie uczucie. Także mój drugi kochanek jest dużo bardziej wymagający, zabiera mi więcej czasu, ciągle stawia warunki, ale za to daje dużo więcej od siebie. To dzięki niemu każdego dnia jestem uśmiechnięta. Podobno to, czy to ten jeden jedyny wie się dość szybko. Jesteśmy ze Sportem już kilka lat, a ja z każdym dniem jestem nim coraz bardziej zajarana. Czuję, że to ON.
Kilka innych wyzwań, (nazwijmy rzucanie palenie wyzwaniem, bo jednak powiedzmy sobie szczerze: nie jest łatwo pozbyć się czegoś, co robimy od lat i bardzo to lubimy), jakie w życiu podjęłam, pokazały mi jedno: mam silną wolę, ale tylko wtedy, kiedy czegoś naprawdę chcę i decyzja wypływa ode mnie. Dlatego bez względu na to, czy będziesz się wspomagać farmakologicznie, poddasz się hipnozie czy wymyślisz coś jeszcze innego, najważniejsze jest Twoje nastawienie. Powiedz sobie: “Nie chcę już palić” i zrób to. Powodzenia. Ja trzymam kciuki za każdego!
Pingback: Przegląd tygodnia 2/2 | Life Manager-ka()