Na początku pojawiła się chęć i ogromna ekscytacja: „Rzeźniczek był świetny! Pobiegnę coś nieco dłuższego i zobaczę”. No to wybrałam sobie 36km na Festiwalu Biegów Górskich w Krynicy tylko z tej całej euforii nie sprawdziłam, że start jest o 3:20… Cholera, nigdy nie biegłam w nocy.
Tak, wiem, wszystkie biegi ultra w górach zaczynają się o podobnej porze, ale ja nie startuję w ultra! To „tylko” 36km! Po co startować w nocy? Za pewne ze względów organizacyjnych. Najpierw zwątpiłam: czyli pobudka o 1:00, na pewno zasnę o 22:00 na te trzy godziny, gdy adrenalina będzie na takim poziomie. Już to widzę! Do tego nigdy nie biegałam w nocy! Jakby tego było za mało to jeszcze górach! Przyznaję: chodziło mi po głowie, by zrezygnować. Do wczoraj wahałam się: może wymienić ten bieg na półmaraton, który odbywa się dzień później i start jest o ludzkiej porze, o 8:30? Do tego przeanalizowałam trasę: dużo łatwiejsza. No to mamy zwycięzcę! Ale zaraz, zaraz, czy o to chodzi? O to, by było łatwiej? Przecież gdyby o to mi chodziło, nie wybierałabym sobie biegów górskich, nie wymieniłabym Maratonu Warszawskiego na Maraton Bieszczadzki, z którym – teraz już mogę powiedzieć oficjalnie – chcę się w tym roku zmierzyć. No nie, ja nie lubię, jak jest łatwo. Przecież, gdy jest trudniej, to jest zabawa.
I dopiero dziś poczułam się podekscytowana. Dlaczego? Dojechałam wczoraj wieczorem do Katowic, spotkałam się z Justyną i Marcinem, wypakowaliśmy buty, koszulki, plecaki, czołówki, kurtki, żele. Zaczęliśmy się zastanawiać co założyć, jak dopasować plecak i tak dalej. Wiem, Was to może bawić, ale dla kogoś, kto do tej pory opracowywał jedynie strategię, czy maraton na asfalcie lecieć równo, czy zdecydować się na negative split (w dużym skrócie: zaczynamy wolniej, energię zachowujemy na to, by stopniowo przyspieszyć) to coś zupełnie nowego. I wtedy dotarło do mnie: ile tutaj jest czynników, które mogą sprawić, że bieg będzie taki, a nie inny? Poczułam się jak w filmie przygodowym albo jakiejś dobrej grze: czeka mnie misja i trzeba się przygotować, przemyśleć wszystko i nocą ruszyć w poszukiwaniu wrażeń. Ale fajnie! I to nie jest film! Mogę zrobić to na serio! Dziś obudziłam się z uśmiechem na twarzy i pomyślałam, że już nie mogę się doczekać. I tak, wiem, na pewno nie raz będę przeklinać, żałować, że jestem taka stuknięta, że o 3:20 ruszam w las na podbiegi i zbiegi. Tak, wiem, pewnie będzie bolało, będzie mokro, ciężko, ale przede wszystkim będzie zabawa i fajni ludzie, których łączy ta sama pasja. Będzie przygoda, a przecież o to w życiu chodzi! Proszę trzymać kciuki! Za 9 godzin start.