Podróżowanie z dzieckiem to zupełnie inny wymiar i nie ma co do tego dokładać żadnej wybitnej filozofii: z dziećmi po prostu wszystko się zmienia i tyle. Wakacje, wieczory w domu, wyjścia do znajomych, jedzenie obiadu – każdy przez to przechodzi i nie ma co robić z siebie bohatera, cierpiętnika ani licytować się kto ma gorzej, trudniej, bardziej przerąbane. Przecież to są nasze dzieci! Mali ludzie, którzy pojawili się w życiu i od teraz przez długie lata będą naszymi wiernymi towarzyszami. Dlatego tak sobie myślę, że należą im się czasem jakieś medale, kwiaty, dyplomy czy innego rodzaju wyróżnienia, za to, że tak dzielnie za nami idą!
Do dziś pamiętam, jak na jednych zajęciach jogi dla ciężarnych, na których miałyśmy się pojawić ze swoimi partnerami, medytowaliśmy, a prowadząca szeptała różne rzeczy. Z jej ust padło kilka zdań, które sprawiły, że po raz pierwszy do mnie dotarło co się za chwilę wydarzy i jak wielka spoczywa na nas odpowiedzialność: „Nawiążcie teraz kontakt z Waszym dzieckiem. Nie bójcie się, nie wstydźcie, to Wasze dziecko. Spośród tylu różnych rodziców wybrało sobie właśnie Was i to w Waszym życiu się pojawi, niczyim innym”- niby bzdura, bo niby jak dziecko ma o tym decydować, ale po raz pierwszy wzruszyłam się wtedy do łez, bo zrozumiałam, że w tym wszystkim chodzi o coś zupełnie innego. No nasza córka wybrała sobie ciężki przypadek. Nie ma z nami regularnego życia, nie ma wyliczania godzin i wytyczania miejsc na drzemki. Je, kiedy chce i tyle ile chce. Zasypia tam, gdzie ma na to ochotę, albo gdzie akurat musi, bo jesteśmy w trasie albo w samolocie. Kiedyś sama czasem łapałam się za głowę i mówiłam: „Matko, Nelka powinna mieć jakieś rytuały”usłyszałam od Rudzika w odpowiedzi: „No przecież mamy różne zasady: np. takie, że raz ją kąpiemy a raz nie”. Bez obaw, nie jest tak, że wszystko jest totalnie do góry nogami. Wiem, po jakim czasie Nelka zrobi się senna i kiedy będzie chciała mieć drzemkę. Wiem, kiedy zrobi się głodna, ale to wszystko jest ruchome. Ja to po prostu wiem. Kiedy miała kilka miesięcy, nie umiałam odpowiedzieć na pytanie: „To o której się w środę widzimy? Może tuż po drugim karmieniu? O której to będzie?”. O losie, serio? Nie wiem! I do dziś słyszę, że powinniśmy mieć więcej rytuałów, trzymać się godzin, być bardziej regularni, ale problem w tym, że my tacy nie jesteśmy, to niby jak miałaby być taka Nelka? Chodzi spać o podobnej porze, ale to też zależy od tego, czy akurat jesteśmy w podróży czy nie. Co kilka dni jest w innym miejscu i musi się w nim odnaleźć. Owszem, wozimy ze sobą jej ukochane zabawki, bo należy do tych dzieci, które lubią się bawić, ale za każdym razem układa je na innej podłodze, jeździ nimi po innym pokoju. Pierwsze 10 dni podróży były ciężkie. Sporo płakała, nie mogła spać – nic dziwnego, okazało się, że wyszły jej 4 zęby na raz. Kiedy tylko się przebiły, wrócił uśmiech na twarz i chęć do zabawy.
Patrzyłam na nią kilka dni temu, kiedy jeździła swoim ukochanym skuterem-pchaczem wszędzie, gdzie się da: po trawie, po pokoju, na tarasie (od kiedy się podniosła, ciężko ją zatrzymać) i pomyślałam, że należy jej się medal za to, jak dzielnie nam towarzyszy w tych wszystkich lotach, jazdach, wycieczkach, przeprowadzkach. Medalu nie miałam więc nagrodziłam ją kwiatkiem.