Jak się dzisiaj żyje? Szybko! Jeszcze zanim moja córka przyszła na świat, nauczyłam się tego, żeby jak najlepiej wykorzystać każdą godzinę, minutę, bo rzeczy do zrobienia jest mnóstwo a doby w magiczny sposób nie wydłużę. Co dopiero, gdy przychodzą na świat dzieci! Wszyscy przywykliśmy do tego, by robić kilka rzeczy jednocześnie: podczas śniadania, czytamy maile, na które odpisujemy w metrze w drodze do pracy. W czasie lunchu dzwonimy do banku, zapisujemy się do lekarza. Kiedy chcemy pogadać towarzysko przez telefon z mamą, siostrą czy przyjaciółką, włączamy tryb głośnomówiący i wyciągamy deskę do prasowania albo opróżniamy w tym czasie zmywarkę. Dzisiejsza kobieta żyje w biegu, bo chce mieć czas dla dzieci, męża, ale też rozwijać się zawodowo i jeszcze znaleźć chwilę dla siebie. Powiedzmy sobie szczerze: z tym ostatnim nie jest łatwo, ale warto o tym pamiętać, bo w ogromnej mierze to od naszego samopoczucia zależy to, czy pozostali domownicy będą szczęśliwi, czy odniesiemy sukces w pracy, czy nasz dom będzie miejscem, do którego chce nam się wracać. A czasem tak niewiele trzeba, by się zrelaksować, złapać oddech i poczuć o niebo lepiej.
Pamiętam, jak przez wiele tygodni zaraz po tym jak Nelka przyszła na świat, robiłam wokół siebie tylko absolutne minimum i do tego wszystko na czas. 3-minutowy prysznic brałam z samego rana, żeby w razie czego Konrad mógł do niej zajrzeć, głowę myłam poprzedniego dnia wieczorem, malowałam się (jeśli w ogóle) w 3 minuty jedną ręką. Nie było czasu na peelingi, balsamy czy kilkunastominutowy gorący prysznic z ulubioną muzyką w tle. Phi! To wręcz brzmiało śmiesznie, jak jakaś niedorzeczna fanaberia. Kiedy Nelka miała 5 miesięcy, polecieliśmy na 10 dni na Majorkę, na nasze pierwsze wspólne wakacje. Na miejscu była wanna. Jaką radość sprawiło mi to odkrycie! Codziennie wstawałam o 6:30 rano, żeby przygotować sobie gorącą kąpiel z pianą jeszcze zanim wszyscy domownicy się przebudzą i czytałam w niej książki. Rozkoszowałam się ciszą, spokojem, pięknym zapachem. Potem był czas na nasmarowanie całego ciała zmęczonego słońcem, suchych pięt, nawet na maseczkę! Niby nic, a nawet nie masz pojęcia jak wielką przyjemność mi to sprawiło!
Nie będę Cię czarować: nadal mam problem z robieniem czegoś wyłącznie dla siebie. Ciężko mi się zebrać do tego, by spiłować sobie paznokcie czy je pomalować, bo przecież można w tym czasie tyle zrobić! Kiedy mam 15 minut między różnymi aktywnościami, marnuję aż 3, żeby się zdecydować na to, co mam w tym czasie zrobić. Położyć się na kanapie i poczytać książę? Mam wyrzuty sumienia. Nie potrafię się zrelaksować, kiedy wiem, że jest jeszcze coś do zrobienia. A to błąd, bo każda z nas zasługuje na krótką przerwę. Staram się to zmieniać mój sposób myślenia. Na szczęście dziś jest tyle fantastycznych rozwiązań dla takich kobiet jak ja, że nie potrzeba wielu godzin i walizki kosmetyków, by dobrze wyglądać i czuć się jeszcze lepiej. Dlatego chciałam się z Wami podzielić wspaniałym newsem: od początku tego roku będę współpracuję z marką Lirene. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że z wielką przyjemnością wspieram polskie marki, które mają swoje lokalne laboratoria. Do tego nikt nie wie lepiej, jak pomagać kobietom niż inne kobiety, które same też są zabiegane i starają się jak najlepiej łączyć życie zawodowe z rodzinnym. Odwiedziliśmy kilka tygodni temu cały team z Rudzikiem, podpatrzyliśmy jak wszystko powstaje, poznaliśmy fantastyczne kobiety, które dbają o to, by odpowiadać na coraz to nowsze potrzeby nas – kobiet właśnie.
Ale wracając do tematu: bardzo się cieszę na tę wiadomość i dlatego chciałam się nią jak najszybciej podzielić, bo każda z nas powinna mieć chwilę dla siebie, którą wykorzysta bez wyrzutów sumienia. Serio. Zaczynamy od dziś? Chodźcie, razem będzie łatwiej!