Zawsze zaliczałam się do tej grupy ludzi, która woli wstać z samego rana i przystąpić do działania niż siedzieć po nocach nad trapiącym umysł zadaniem. Rozmowy ze znajomymi przy butelce wina, teatr, kino, tańce – owszem, ale jeśli chodzi o pracę, wolę poranki.
Do napisania tego tekstu natchnął mnie Jerzy Pilch, o dziwo wieczorem, gdy czytałam do snu „Spisz cudzołożnic”:
[…] ja, panie dyrektorze, pracuję rano, wcześnie rano.
– Tak, tak! – tryumfował Nikodem. Najlepsze godziny, najświeższy umysł, najowocniejsza praca. Mickiewicz tak pracował – wskazał na wiszący na ścianie portret – między piątą a ósmą rano. Słowacki – wskazał na portret wiszący obok – między czwartą a siódmą. Wojtyła – teraz już gorączkowo wskazywał na portrety i wymieniał godziny – Wojtyła: szósta–dziewiąta, Curie-Skłodowska: pół do czwartej–pół do ósmej. Kościuszko… – wtaczający się przez pustynne szyby rydwan blasku osmalał twarze wielkich humanistów niczym pustynny wiatr – Kościuszko: piąta–siódma. Chopin: siódma–dziewiąta. Kopernik: ósma–jedenasta.
Nie będę namawiać cię na to, byś od dziś nastawiał budziki na czwartą. Wiem, że jest wśród nas wiele osób, którym zdecydowanie lepiej myśli się w godzinach popołudniowych czy nocnych. Lista wybitnych osób, które tworzyły, gdy cały dom zapadł w głęboki sen, byłaby równie okazała.
W jednych tekstach naukowcy będą namawiać cię do tego, by wstawać z kurami, w innych, by nie zaczynać pracy zbyt wcześnie, bo mózg na właściwe obroty wchodzi w późniejszych godzinach. Podobnie z treningami: jedni nie wyobrażają sobie lepszego startu dnia, niż poranna przebieżka, spinning czy przerzucanie żelaza, a inni ledwo unoszą zmęczone ciało z łóżka, a co dopiero mówić o sztandze!
Sama zmieniałam swoje podejście do tematu w zależności od tego, jak się czułam i jak wyglądało moje życie. Kiedy przez wiele lat pracowałam w korpo, dzień zaczynałam od przewietrzenia umysłu podczas przebieżki ulicami Warszawy czy innego Londynu albo od wizyty w klubie fitness. Teraz uwielbiam wyciągnąć laptopa, zeszyty i pracować. Nie wstaję jak Curie-Skłodowska przed czwartą, raczej jak Wojtyła: o szóstej. Stawiam szklankę wody, zimą zapalam zapachowe świecie i upajam się ciszą. Latem nie nastawiam budzika, tylko budzę się wraz z wschodzącym słońcem, które wkrada się do sypialni przez każdą szczelinę. Wychodzę na balkon, zaciągam się jeszcze rześkim powietrzem, daję uwieść porannym śpiewom miejscowych ptaków i z nastawieniem, że to będzie dobry dzień, siadam do pracy.
Owe poranki to magiczny „mój czas”, dlatego, kiedy czuję, że mi się najzwyczajniej w świecie nie chce, i tak wstaję. Być może nie jest to twoja pora albo z jakichś przyczyn nie możesz mieć poranków dla siebie – choćby dlatego, że twoje dziecko też lubi wstawać z kurami (moje po prostu późno zasypia). Wybierz sobie wieczór, wyłuskaj godzinę popołudniu, ale znajdź magiczny „swój czas”, bo to naprawdę zmienia jakoś życia!
Miłego dnia!
Sesja zdjęciowa:
Fot. Iwona Montel
Włosy: Andrzej Chojecki
Miejsce: Hotel Westin