“To dobrze, że dużo ludzi tak myśli. Dzięki temu Ci, którzy spróbują, mają mniejszą konkurencję” – zażartował sobie kiedyś Rudzik przy śniadaniu. I coś w tym jest. Tyle razy słyszałam: „Ale chciałbym tam pracować!” albo „To dopiero praca marzeń!”, kiedy jednak pytałam się: „A próbowałeś? Pisałeś do nich? Pojechałeś? Podesłałeś CV?” słyszałam w odpowiedzi: „Nie mam szans. Taką pracę to się dostaje po znajomości”. Otóż chciałabym dziś obalić ten mit i zachęcić Was do tego, żeby próbować!
Owszem, byłabym niepoważna, gdybym powiedziała, że to się nigdy nie zdarza. To zupełnie normalna sprawa, że na ciekawych stanowiskach, chce się widzieć sprawdzonych ludzi, dlatego zaczyna się od wypytywania znajomych czy wewnętrznej rekrutacji. Choć to różnie może się zakończyć 😉 Ale to nie znaczy, że po to, by dostać fajną pracę, trzeba kogoś znać. Nic podobnego.
Pierwszą pracę na etacie dostałam, tuż po studiach. Miałam wtedy 24 lata. To była właśnie taka praca marzeń i mimo upływu lat, do dziś tak to wspominam. Pracowałam jako dziennikarka w dziale Muzyka w Wirtualnej Polsce. Jeździłam na koncerty, festiwale, poznawałam setki ciekawych osób, odbyłam tysiące jeszcze ciekawszych rozmów. I to wszystko w godzinach pracy!
Do dziś pamiętam te emocje, kiedy mogłam porozmawiać z Butchem Vigiem (m.in. Garbage), na którego muzyce się wychowałam. Nie spałam chyba 2 noce. Albo z Nelly Furtado. To był genialny czas! Mnóstwo wyjazdów, imprez, ale też bardzo dużo pracy wieczorami, w nocy, czy w weekendy. Praca w sam raz dla młodej osoby. Do dziś cudownie to wspominam. I wiesz co? Dostałam ją z ogłoszenia, które znalazłam w sieci. Rekrutacja trwała długo, wymaglowali nas na kilku etapach i wybrano dwie osoby. Potem była gazeta.pl, onet.pl, a moją ostatnią pracą w mediach był National Geographic. To nie były prace, które dostałam ze względu na znajomości. Owszem, jeszcze w czasie studiów, zrobiłam bezpłatne praktyki w radiu i dwóch gazetach codziennych. Czasem było ciężko, np. wtedy, gdy przez kilka miesięcy musiałam wstawać o 4.20, a po pracy jechać na zajęcia. Ale wiedziałam po co to robię.
Bo można. Patrzę na Rudzika, który też ma pracę marzeń – projektuje luksusowe jachty. Sam zarobił na studia, sam nauczył się języka, wyjechał zagranicę, gdzie nie znał nikogo i zrobił to! Teraz marzyła mu się roczna przerwa, ale dostaje tyle fajnych propozycji, że obawiam się, iż tyle nie wytrwa;)
Nikt nie mówi, że będzie łatwo. Nikt nie mówi, że nie usłyszysz kilka razy: „Dziękujemy, nikogo nie szukamy”. Czy wiesz ile razy to słyszałam, nim dostałam się na pierwszy staż do gazety? Ale z uporem maniaka jeździłam, dopytywałam się, aż w końcu trafiłam na moment, kiedy akurat byłam potrzebna. Nikt nie mówi, że nie będzie trzeba harować, czasem za darmo, ale kiedy wiesz co robisz, wszystko ma sens i to są drobne cegiełki, które budują jedną większą całość.
Na koniec weźmy jeszcze mój epizod z Gucci w Londynie. Niby nic takiego, bo praca w sklepie, ale umówmy się: w fajnym sklepie, gdzie można się bardzo dużo nauczyć, a przy okazji zarobić nieco więcej niż w spożywczym. No i te zniżki pracownicze 😉
Do dziś pamiętam minę moich znajomych, którzy pytali się mnie, co ja będę w tym Londynie robić. „Wymyśliłam sobie, że chciałabym pracować w jakimś luksusowym sklepie. Nie wiem: Gucci, Dior, Dolce & Gabbana”. Wszyscy pukali się w głowę i mówili: „Przecież Ty nigdy w sklepie nie pracowałaś! Nie ma szans, tam trzeba mieć lata doświadczenia”. I co, miałam nie spróbować? Okazało się, że lata doświadczenia w pracy z celebrytami też się liczyły. Dwa tygodnie po tym, jak przeprowadziłam się do Londynu, dostałam pracę w głównym butiku Gucci na Sloane Street. Czy znałam kogoś? Nie!
Po co to wszystko mówię? Po to, byś nie wierzył w takie mądrości, że fajną pracę można znaleźć tylko po znajomości. Nic podobnego! Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, uczyć się, rozwijać, pytać, rozmawiać. Może nie uda się za pierwszym razem, piątym czy nawet piętnastym, ale zaufaj mi, że jeśli człowiek wie, czego chce i ciężko na to pracuje, naprawdę może wiele wskórać. Bez znajomości.