Dziś rano wstałam i sącząc poranną kawę uświadomiłam sobie, że dokładnie trzy lata temu powstał ten blog. Wiadomo, wszelkie rocznice wprowadzają człowieka w melancholijny nastrój, skłaniają do refleksji. Zaczęłam się zastanawiać co takiego jest w tym bieganiu, że właściwie w jakiś magiczny sposób zorganizowało mi życie?
Co ja mogę na ten temat powiedzieć teraz, kiedy truchtam sobie 2 czasem 3 razy w tygodniu po 45 minut, no czasem godzinkę? Resztę treningów wymieniam na inne aktywności: chętniej wybieram zajęcia fitness, trening na siłowni czy pływanie, bo to mi sprawia większą frajdę. Powiedzmy sobie szczerze: w ciąży nie biega się lekko, szczególnie, kiedy człowiek ma już na pokładzie kilka dodatkowych kilogramów. Ale paradoksalnie właśnie teraz najbardziej do mnie dociera, o co w tym wszystkim chodzi.
To nie bieganie samo w sobie tak bardzo nakręciło mnie do życia, ale sport w ogóle. Kontuzje, które zjawiły się gdzieś po drodze, nauczyły mnie pokory i tego, że trzeba być elastycznym: nie możesz biegać? Kupujesz karnet na basen i pływasz. Zapisujesz się na zajęcia grupowe albo ćwiczysz w domu. Nie ma sensu narzekać, płakać, że inni biegają a Ty nie możesz. Wyliczać sobie ile stracisz, ile trzeba będzie nadrobić. No i dobrze! Będziesz nadrabiać, masz na to całe życie!
Podeszłam do sprawy w ten sposób: zawsze z zazdrością patrzę na tych, którzy dopiero co zaczęli swoją przygodę z bieganiem. Na koncie mają kilka pierwszych startów, coraz bardziej wkręcają się w treningi, regularnie robią nowe życiówki, szykują się do pierwszego maratonu. Pamiętam siebie z tego okresu. Każdą wolną chwilę poświęcałam na szukanie nowych zawodów, harmonogram dnia podporządkowany był treningowi. Dostałam zaproszenie na piątkowy wieczór. Fajna okazja: znajomi, których dawno nie widziałam, kameralnie, miło, ale wiadomo, że będzie jakieś winko i to pewnie w ilości nieco większej niż symboliczna. Patrzyłam w kalendarz: w sobotę czekał mnie ciężki trening. Co robiłam? Nie szłam na spotkanie. Tak i to nie dlatego, że powodem były zawody, trening! Dzisiaj mnie to śmieszy, jestem dużo bardziej elastyczna, ale dobrze to wspominam. Dobrze przejść przez każdą z tych faz, mieć moment totalnego opętania, kiedy tak bardzo zakochasz się w danym sporcie, że świata poza nim nie widzisz. Wydaje Ci się, że ten jeden dzień czy 20 sekund na zawodach ma znaczenie, że będziesz o tym pamiętać za kilka lat. Pamiętałabym pewnie to spotkanie i nie mam pojęcia co robiłam na tym treningu ani do jakiego biegu miał mnie przygotować. Teraz myślę tak: dzięki ciąży znowu poczuję się jak taki świeżak, który na nowo zakochał się w bieganiu. Pamiętacie to uczucie, to zaangażowanie, kiedy po ciężkiej kontuzji wraca się do biegania? Trzeba będzie zacząć wszystko od nowa: stopniowo budować wytrzymałość, szybkość, siłę. Ale za to szybciej pojawią się spektakularne postępy! Bieganie to miłość na całe życie, a wszyscy wiemy, że długoterminowe związki mają swoje lepsze i gorsze momenty, nie może być ciągle tak samo.
I tak jest z każdym innym sportem, który sprawia nam przyjemność. Co mi to daje? Dlaczego od siedmiu lat regularnie uprawiam jakiś sport? 3. urodziny bloga to dobra okazja, żeby się nad tym zastanowić – jest kilka powodów!
Sport doda Ci energii
Pierwsze skojarzenie jest takie: zaczynasz uprawiać sport, czyli będziesz bardziej zmęczony. Nieprawda! Takie mogą być pierwsze odczucia, bo robisz coś nowego. Twój organizm nie jest przyzwyczajony do wysiłku, a mięśnie i stawy do obciążenia, dlatego – nawet jeśli masz zapał – warto zacząć od nieco mniejszej dawki treningów (np. 3 razy w tygodniu) i stopniową ją zwiększać. Zobaczysz jednak, że zmęczenie szybko zniknie, a zamiast tego poczujesz, że masz znacznie więcej energii i chęci do działania. Aktywność fizyczna świetnie wpływa na krążenie, poprawia jakość snu. Podczas wysiłku fizycznego wydzielają się endorfiny, które sprawiają, że jesteś naładowany, szczęśliwy, a wtedy po prostu chcesz robić więcej!
Praca, obowiązki w domu, rodzina – jasne, nikt nie mówi, że będzie łatwo wygospodarować kilka dodatkowych godzin w tygodniu na trening. Ale paradoksalnie: im mniej masz czasu, tym więcej robisz! Musisz nauczyć się tak organizować sobie dzień, żeby nie marnować czasu. – Wbrew pozorom odkąd mam dzieci, właśnie zaczęłam więcej robić – uspokoiła mnie ostatnio znajoma 😉 – Musiałam się nauczyć takiej organizacji, żeby wykorzystywać najlepiej każdą chwilę. Wiozę syna na piłkę nożną, to zamiast bez sensu wracać do domu, żeby za godzinę znowu po niego jechać, zakładam na siebie ciuchy do biegania i trenuję w tym samym czasie co on. Potem Wracamy do domu, zabieramy jeszcze córkę z rysunku, który ma po godzinach w swojej szkole i razem przygotowujemy kolację – wyjaśnia.
To samo ze sportem: dochodzi Ci nowy „pożeracz czasu” więc trzeba nauczyć się świetnej organizacji, żeby ze wszystkim nadążyć. – Odkąd biegam, dużo lepiej radzę sobie w pracy. Nie rozdrabniam się: przychodzę, planuję cały dzień, po kolei realizuję zadania, żeby nie siedzieć do nocy, nie marnować czasu na głupoty, bo jeszcze chcę iść pobiegać – mówi inna koleżanka. U mnie tak samo. Nauczyłam się działać w życiu tak samo jak podczas treningu: jest plan, jest cel, trzeba ku niemu dążyć. Nie uda się za pierwszym razem? Trzeba się zastanowić dlaczego, naprawić to, co nie zdało egzaminu i próbować jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze jeden – aż się uda.
Mimo tego, że bieganie jest sportem indywidualnym, to nigdy nie poznałam tylu ludzi, co teraz. Żadne imprezowe życie, żadna praca nie otworzyła mnie tak bardzo, jak sport. Tutaj z kimś pogadasz o nowych legginsach, tam umówisz się z kimś na wspólny trening, żeby łatwiej było się zmobilizować. Grupowe treningi, zawody, obozy biegowe, eventy – długo można by wymieniać. A kiedy poznajesz ludzi, którzy mają podobną pasję do Twojej, to się nie może nie udać!
Sama po sobie wiem, że dzięki tym spotkaniom, niby głupim rozmowom o zegarkach, fajnych zawodach, treningach poznałam mnóstwo ludzi, którzy dzisiaj są mi bardzo bliski. Nawet przyszłego ojca Albatrosa tak poznałam;)
Kiedy wkręcasz się w jakiś sport, automatycznie zaczynasz się interesować jedzeniem. Bez względu na to, czy Twoim celem jest utrata kilku kilogramów, lepsza kondycja czy troska o zdrowie – bez dobrej diety wiele nie wskórasz. Owszem, ruch to już bardzo dużo, ale warto zainteresować się tym, by w menu nie brakowało żadnych składników odżywczych, witamin ani minerałów niezbędnych do regeneracji. Bez obaw, nie chodzi o to, by słowo „dieta” brzmiało jak pasmo wyrzeczeń, mam na myśli sposób odżywiania. Ale to przychodzi naturalnie. Widzisz pozytywne zmiany w swoim ciele, zaczynasz się otaczać ludźmi, którzy sporo mówią o jedzeniu (o tak!) i raptem łapiesz się na tym, że gotowanie staje się Twoim hobby. Serio:)
Czujesz się i wyglądasz lepiej. Jesteś szczęśliwszy, poznajesz dużo ludzi, zaczynasz się lepiej odżywiać. Masz więcej siły i chęci do działania, jesteś bardziej skuteczny w pracy i mniej sfrustrowany w domu. I jak ja miałabym się zastanawiać nad tym, dlaczego biegam… Bo w życiu nie chciałabym być sobą sprzed lat, tą niebiegającą 🙂