… czyli zestawienie tytułów, które przeczytałam w marcu.
Przyznam, że odkąd wprowadziliśmy w życie akcję #zostańwdomu, moje tempo czytania drastycznie spadło. Nie wiem, jak to możliwe, że inni teraz siedzą w książkach, bo ja siedzę w kuchni (można uznać, że nadrabiam kulinarne zaległości na blogu), sprzątam, piorę i lepię bałwany. Z czego tylko się da! Zwykle czytałam parę minut rano, tuż po przebudzeniu lub przed snem, ale teraz to moja jedyna chwila na pracę, więc sami rozumiecie. Ale, początek marca był dobry i to nie ze względu na ilość, bo to mnie nigdy nie kręciło, tylko ze względu na jakość. W ręce wpadły mi istne perełki, wreszcie też dobrałam się do tytułów, które zdążyły się stać moimi wyrzutami sumienia, jak choćby “Nie opuszczaj mnie” Kazuo Ishiguro. Ta książka tak mi się podobała, że przez kilka dni nie chciałam zacząć żadnej innej. Chciałam, by jak najdłużej we mnie żyła. Ale po kolei!
Normalni ludzie, Sally Rooney
Kiedy ją czytałam, pomyślałam: Ależ ja mam ostatnio szczęście do dobrych książek! Ale to nie szczęście, to wybór. Mój „stosik” MUST READ wciąż się rozrasta, więc uznałam, że najwyższa pora być wybredną i czytać tylko to, na co mam ochotę, co mnie porywa od pierwszych stron, co nie daje się odłożyć nawet na moment. Normalni ludzie są taką książką.
Mamy tu miłość, tę pierwszą, tę, która nie daje nam spać, ale też zawstydza, krępuje, i zmienia się wraz z upływem czasu i wraz z tym, jak my się zmieniamy. Są niedopowiedzenia i nieporozumienia, które tak często się zdarzają w relacjach, szczególnie tych młodych, gdzie mówi się jedno, a myśli drugie. Mamy konsekwencje tych zachowań. Jest dojrzewanie, różnice klasowe, traumy z dzieciństwa.
I jeszcze jedno: Normalni ludzie Sally Rooney to także świetny styl i ciekawa narracja, które sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Polecam każdemu.
Przekleństwa niewinności, Jeffrey Eugenides
Jeffrey Eugenides to jeden z tych autorów, który stał się moim wyrzutem sumienia. Postanowiłam nie odkładać go wiecznie “na później” i zaczęłam naszą znajomość od jego debiutanckiej powieści Przekleństwa niewinności. Ekranizację uwielbianej przeze mnie Sophii Coppoli, widziałam lata temu i pamiętam, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ale książka – tak, jak się spodziewałam – zrobiła jeszcze większe. Nie jest optymistyczna, nie podnosi na duchu, ale czaruje i pochłania bez reszty!
Jeśli zatem nie szukacie w tym czasie czegoś lekkiego i pokrzepiającego tylko doskonale napisanej historii, która porusza każdą strunę, sięgnijcie po tę powieść!
Drogi Eugenidesie – pierwszy raz mamy za sobą i był tak dobry, że już nie mogę się doczekać kolejnej schadzki. W moim koszu na czas kwarantanny znalazł się jeszcze: Nowy dowód i nagrodzony Pulitzerem Middlesex, o którym słyszałam tak wiele. Niebawem się za nie wezmę, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie mam w zwyczaju czytać kilku książek jednego autora jednej po drugiej. Bez względu na to, jak bardzo mi się podoba jego styl. Po prostu lubię różnorodność, lubię też tęsknić i wracać w objęcia autora, którego kunsztu jestem pewna.
Nie opuszczaj mnie, Kazuo Ishiguro
Co to była za książka! Jak ja się cieszę, że latami powtarzałam sobie: “Nie, nie zobaczę tego filmu. Najpierw przeczytam książkę”. Nie opuszczaj mnie leżało na mojej półce bardzo długo. Właściwie nie leżało, było już ze mną wszędzie: w Polsce, w Holandii, we Francji i znowu w Holandii. i wreszcie sięgnęłam po nią skuszona pięknym opisem Dominiki (Prosto o książkach). I przepadłam. Ta powieść ma niesamowity klimat. Te postaci załażą nam za skórę tak mocno, że nie chcemy się z nimi rozstać jeszcze długo po lekturze. Z pozoru prosto ale pięknie opowiedziana historia, utkana z pojedynczych scen, które prowadzą nas na trop, ale nie zdradzają fabuły zbyt szybko. Każda z postaci pamięta je inaczej, każda inaczej je rozumie. Dlatego nie będę o niej pisać. I choć czyta się tę książkę lekko, lekka nie jest ze względu na historię. Ale warta przeczytania. Tfu! Cholernie warta. Po prostu musicie ją przeczytać!
Na zachętę doma, że Kazuo Ishiguro jest laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2017. Uzasadnienie brzmiało tak:
W swoich powieściach o wielkiej emocjonalnej sile Kazuo Ishiguro obnaża pustkę pod naszym złudnym poczuciem związku ze światem.
Czy muszę dodawać coś więcej?
Teraz czas na lżejszy kaliber i dwa thrillery.
Pacjentka, Alex Michaelides
Ta książka jest świetna! Po prostu.
Nie dość, że fabuła wciąga od pierwszych stron, a zawarta w niej intryga to majstersztyk, to jeszcze Alex Michaelides ubrał to w bardzo przyzwoitą formę. Brawo!!
Jak wiecie thirillery psychologiczne to nie jest jeden z moich ulubionych gatunków z prostego powodu – muszę się natrudzić, by trafić na te, które są naprawdę dobrze napisane. Pacjentka zdecydowanie do tej grupy należy!
Poza genialną historią, mamy tutaj ciekawą narrację, świetnie skonstruowane postaci, bardzo autentyczne dialogi. Nie ma zbędnych scen, które niepotrzebnie wydłużają historię, każda jest przemyślana. Napięcie rozłożone idealnie, a poszczególne rozdziały tak dopracowane, że Pacjentki nie sposób odłożyć.
Dla mnie to świetna rozrywka na bardzo dobrym poziomie. Czego chcieć więcej?
Czytaliście? Podobało wam się? Jestem bardzo ciekawa!
Czarne morze, Karolina Macios
Do przeczytania tej książki zachęciła mnie osoba autorki. Bo, czy historia opowiedziana przez kogoś, która redaguje Marka Krajewskiego, czy Wojciecha Chmielarza może być kiepsko opowiedziana? Raczej nie! Jeśli lubicie psychologiczne zagwozdki i cenicie sobie dobry warsztat, warto wpisać tę pozycję na listę.
A pod tym linkiem znajdziecie książkę, która totalnie mnie zachwyciła: Najlepsza książka, jaką od dawna czytałam.
Z kolei wpisując w wyszukiwarkę na moim blogu słowo “książki” dogrzebiecie się do wszystkich moich zestawień i na pewno uda wam.
Podrzucę jeszcze link do Barnesa, którego z całego serca polecam. Więcej pisałam o nim tutaj: Co czytać jesienią?
i choćby tutaj: Książki, które polecam i takie, których nie polecam.
Bardzo namawiam jeszcze do lektury wszystkiego, co wyszło spod pióra Iana McEwana, Margaret Atwood i Juliana Barnesa, który chyba już zawsze będzie moim numerem 1! Swoją drogą tę książkę ze zdjęcia też bardzo polecam!
Tak, tak, wiem, to już nudne. O tym, że Juliana Barnesa ubóstwiam nikomu już mówić nie muszę. I właśnie dlatego serwuję go sobie w małych dawkach, by ciągle na półce czekała na mnie choć jeszcze jedna jego powieść…
Pomówmy szczerze to z pozoru prosta historia: ona, on i jego przyjaciel, w który też się w niej zakochuje. Jednak to, co zrobił Barnes za pomocą narracji i barwnych postaci sprawia, że odczuwam smutek. Ten smutek, który dopada cię wtedy, gdy książka, którą zdążyłeś pokochać, właśnie się skończyła…
I choć historia nie jest zabawna, to sposób w jaki Barnes się z nią rozprawił, śmieszył mnie do łez. I jest to właśnie śmiech przez łzy. Ileż cytatów pozaznaczałam! (pokazywałam wam na stories). Ileż razy Rudzika męczyłam z hasłem: „Muszę ci coś przeczytać!”. I wy też musicie to przeczytać, bo to kawał dobrej i przyjemnej literatury. Po prostu. Juleczku – I love you. Niezmiennie – Twoja Panna Anna.