Każda kobieta jest inna i każda ciąża jest inna. Nie chciałam za dużo mówić o moich treningach, diecie, podejściu do różnych spraw, bo jestem zdania, że w tak delikatnej kwestii nie ma dobrych i złych rozwiązań. Ale co tam, opowiem Wam nieco więcej o mojej ciąży. Gotowe?
Bardzo lubię kobiety, bardzo! – pamiętam, jak z jak dwuznacznymi spojrzeniami się spotkałam na jednym z większych eventów biegowych, kiedy powitałam wszystkie panie tym zdaniem. Ale to prawda: uwielbiam naszą siłę, wytrwałość w dążeniu do celu, upór, konsekwencję, zaangażowanie, ale też wszelkie słabości, humory, wrażliwość, podejrzliwość. Jesteśmy dla mnie tak ciekawą mieszanką, że nigdy nie żałuję tego, kim jestem. Uwielbiam też naszą intuicję. Kiedy ktoś pyta mnie o zdanie w bardzo ważnej, osobistej kwestii, np. „Czy po tylu latach powinnam się z nim rozstać?” z totalnym spokojem odpowiadam: „Nie rób nic, dopóki nie jesteś tego pewna. Odpowiedź sama do Ciebie przyjdzie któregoś dnia”. Bo ja wierzę w to, że te odpowiedzi do nas same przychodzą. Mamy niesamowitą intuicję i kiedy wszelkie racjonalne metody rozstrzygnięcia sprawy zawodzą, my po prostu wiemy, co robić. „Po prostu wiem” – słyszę często i lubię to, bo znam to uczucie i nie ma lepszego. Ta sama intuicja sprawia, że jesteśmy dobrymi matkami. Tego jeszcze nie wiem, ale obserwuje moje koleżanki, które świetnie sobie radzą. Przypominam sobie jak dopiero co zamiast iść na wykład, wychodziłyśmy do kina, na piwo, a najlepiej na jedno i na drugie, ledwo trzymałyśmy się na nogach na wspólnej imprezie a dziś są takimi matkami, które podziwiam każdego dnia za odpowiedzialność, spokój, pewność w działaniu. I najważniejsze: widzę, że one to lubią, zupełnie jakby ich życie nabrało nowego, lepszego sensu. Kiedy pytają: „Co u Ciebie? Opowiedz! Tyle ciekawych rzeczy ostatnio robiłaś?”. Mam wrażenie, że wszystko, co mówię jest takie płytkie, atrakcyjne tylko na obrazku, że ja tak naprawdę nie wiem jeszcze nic o życiu. Dlatego w ciąży często pojawia się w mojej głowie pytanie: „Jak ja sobie z tym poradzę?”. „Kochana, to wszystko jest bardzo intuicyjne” – odpowiedziała mi krótko i mądrze Beata Sadowska. I dlatego w tę naszą intuicję wierzę. A skoro tak, to ja chętnie będę się z Wami dzielić swoim podejściem do ciąży i wszystkim wokół niej.
Pierwszy wpis: o moim podejściu do ciąży. Tak dla ułatwienia, bo może macie zupełnie inne, a moje kompletnie Wam nie pasuje. Oczywista sprawa!
Trenuję
Wiadomo, to, co teraz robię sportowo, nie ma zbyt wiele wspólnego z dotychczasową aktywnością. Owszem, znam kobiety, które ostro trenują, dużo biegają – podziwiam je i bardzo szanuję. Jeśli ktoś w ogóle zrezygnował np. z biegania i dla własnego spokoju pływa, chodzi na aqua aerobic czy jogę – super. Ja wybrałam wariant gdzieś po środku: kiedy tylko nie jestem w drodze, lub nie zajmuję się przeprowadzką, truchtam sobie, ćwiczę w domu albo idę na siłownię. Trenuję od pierwszego trymestru, po prostu pilnuję tętna i działam na samopoczucie. Poczekałam na pierwsze USG, żeby upewnić się u lekarza, że wszystko dobrze się zagnieździło i przed siebie. Mdłości, przeziębienia, problemy z pęcherzem, wyjazdy – po drodze było wiele dni, kiedy w ogóle nie trenowałam, bo zewnętrzne czynniki sprawiały, że i tak byłam zmęczona, ale kiedy tylko nic zdrowotnego mi nie doskwiera (na szczęście w drugim trymestrze już jestem zdrowa jak rybka;), trenuję.
To sprawia mi ogromną przyjemność, odstresowuje, wprowadza w lepszy nastrój, po prostu lubię to. Często ćwiczę z własnym ciężarem ciała, czasem z hantlami (zmniejszyłam obciążenie do minimalnego), wczoraj np. wzmacniałam sobie plecy na maszynach – robię różne rzeczy. Czasem mam ogromną ochotę na bieganie: chcę poczuć te wolność, pooddychać świeżym powietrzem, kiedy jestem w parku czy w lesie. Innym razem w ogóle nie mam chęci na bieganie tylko pakuję torbę i idę na siłownię. Pływać niestety na razie nie mogę. Ostatnio jakoś tak najwięcej przyjemności czerpię z tych wypadów na siłownię, dlatego szukam dla siebie dobrego miejsca i zajęć grupowych, żeby było raźniej, weselej. Nie trzymam się żadnego planu treningowego, nie mam wyrzutów sumienia, gdy nie poćwiczę, a jak mam chęć to ruszam tyłek i rano i wieczorem. Uznałam, że to jest czas dla mnie i dla Albatrosa – robię to, na co mam ochotę, co mi podpowiada intuicja i Albatros 😉 Czasem po prostu zostaje w łóżku. Więcej konkretów na temat tego, co robię na treningach, napiszę w osobnym tekście.
Jem
Tutaj chyba też najrozsądniej będzie powiedzieć, że ufam swojej intuicji. Na pewno jem inaczej niż na co dzień: dbam o to, żeby w mojej diecie znalazły się wszystkie składniki odżywcze, jak mam na coś ochotę, to nie rezygnuję z tego. Tak, pozwalam sobie na dużo więcej niż na co dzień, ale to nie oznacza, że się objadam. Kiedy mam ochotę na ciastko, jem jedno, kiedy na czekoladę, jem kawałek a nie całą tabliczkę. Opatentowałam swoje sposoby na zdrowsze warianty przekąsek czy deserów, ale o tym też przygotuję osobny post.
Muszę jednak przyznać, że okres jakichś trzech tygodni i mdłości był trudny. Nie przyswajałam niczego, co jadłam do tej pory, nie mogłam robić zakupów, ani przygotowywać posiłków. Wstyd się przyznać ale miałam kilka takich dni, kiedy tosty były jedynym „daniem”, jakie byłam w stanie przyswoić, choć na co dzień nie jem chleba, unikam nabiału. „Normalna sprawa, ja miałam taki moment, że jedyne, co mogłam jeść, to frytki z McDonald’s” – powiedziała mi w zaufaniu pewna pani, która jest dla mnie ogromnym autorytetem. Odetchnęłam. Na szczęście teraz powoli wróciłam do swoich dawnych przyzwyczajeń. W ciągu 18 tygodniu przytyłam 3 – 3.5 kg. Jak na razie wszystko według normy, ale kto wie, co będzie dalej?
Podróżuję
Latam od pierwszego trymestru. Rozmawiałam na ten temat z trzema różnymi położnymi, dwoma lekarzami: „Jeśli ciąża prawidłowo się rozwija i nie ma żadnych komplikacji, można latać i w pierwszym trymestrze” – powiedział każdy, co do jednego. „Jeśli zdarzają się poronienia to nie na skutek lotu tylko dlatego, że ogólnie był jakiś problem, ciąża nie rozwijała się prawidłowo. Pani może zaszkodzić sobie i dziecku paląc papierosy, upijając się czy biorąc narkotyki, ale nie lotem” – cytuję.
Oczywiście ograniczyłam w tym czasie ilość moich wyjazdów choćby dlatego, że musiałam więcej wypoczywać, ale do tej pory Albatros był już ze mną w Chamonix, zaliczył kilka kursów Warszawa-Rotterdam, połaził po górach, no i w drugim trymestrze poleciał ze mną na Grenlandię. Oczywiście wszystkie wyjazdy należy konsultować z lekarzem, ale jeśli ciąża przebiega prawidłowo i nie ma żadnych komplikacji, naprawdę nie trzeba rezygnować z wyjazdów. To wręcz fajnie wpływa na mamę, a wyluzowana i szczęśliwa mama to zadowolony Albatros.
Czytam
I bynajmniej nie czytam książek o ciąży tylko teraz akurat czytam „Doktora Faustusa” Thomasa Manna, wcześniej czytałam „Madame” Libery i generalnie stawiam na powieści. Przeczytałam tylko jedną pozycję dla kobiet w ciąży – na samym początku – „Księgę ciąży”, co tydzień śledzę sobie na różnego rodzaju stronach jak ja mogę się teraz czuć, co się dzieje z moim dzieckiem w danym momencie. Kiedy mam jakieś pytania, zwracam się z nimi do lekarza, położnej, doświadczonych koleżanek. Nie mam jeszcze pojęcia na temat karmienia, rodzenia, połogu. Wolę zrelaksować się przy malinowej herbacie i „Hobbicie” niż zaczytywać teraz w podręcznikach dla przyszłych mam. I nie chcę, żebyście zrozumieli mnie źle: przeżywam każdą wizytę u lekarza, dbam o Albatrosa jak mogę, ale prowadzę takie życie jak do tej pory. Nadal mam swoje zainteresowania, pasje, nieprzeczytane książki, które wciąż na mnie czekają.
I żeby nie było: w pierwszym trymestrze dużo bardziej się stresowałam. Przeglądałam różne serwisy, czytałam fora, komentarze (Boże broń! Nie róbcie tego;)). Ostatecznie wybrałam tylko kilka, np. bardzo lubię dziecisawazne.pl.
Czasem piję kawę
W pierwszym trymestrze w ogóle nie piłam kawy, ale teraz zdarza mi się. Zawsze słaba, z mlekiem sojowym, ryżowym, migdałowym lub innym. Nigdy więcej niż jedna dziennie. Po prostu lubię ten rytuał i jakoś tak dwa tygodnie temu postanowiłam do niego powrócić. „Panie doktorze, czy mogę pić kawę?” – zapytałam ostatnio dla pewności. Spodziewałam się, że zaraz skarci mnie wzrokiem. „Pani Aniu, ciąża to nie choroba. Jeśli to sprawia Pani przyjemność, to nie ma żadnych przeciwwskazań. Tylko wiadomo, nie podwójne espresso trzy razy dziennie, ale jedna lekka kawa nie zaszkodzi” – odpowiedział. Zatem czasem sobie robimy z Albatrosem taką chwilę przyjemności.
Wącham wino i próbuję
Jak wiecie zawsze kochałam wino, nie ma co ukrywać. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży i pierwsza euforia minęła, zaczęłam myśleć o diecie, treningach, lekko zmieniać plany, żeby wszystko miało ręce i nogi. „O matko! Jak można nie pić wina przez prawie dwa lata?” – pomyślałam sobie o ciąży i okresie karmienia. Otóż można, skoro ja mogę 😉 Najlepsze jest to, że faktycznie to się dzieje jakoś tak naturalnie, że przestajesz mieć na nie ochotę. W pierwszym trymestrze to w ogóle na samą myśl o jakimkolwiek alkoholu mnie mdliło. Ale teraz czasem z zazdrością patrzę na ludzi w kawiarniach, którzy siedzą wieczorami i rozmawiają przy winku. Ech! Ja ja kocham taki czas, znowu – jak z kawą – chodzi o ten rytuał. Ale bez przesady, dobra herbata czy sok nie są złe, też da się przy nich gadać. A ile nowych smaków odkryłam? Np. taki sok lub kompot rabarbarowy – pyszny! Czasem siadam ze znajomymi, podkradam im kieliszek i wącham. Zaciągam się tym cudownym aromatem i przez moment daję się uwieść chwili. Czasem też próbuję, moczę usta, biorę „łyka”, ale nie piję. Nie należę do osób, które uważają, że lampka wina do obiadu w ciąży jest ok, choć nie potępiam tego. Ja po prostu nie miałabym z tej lampki żadnej przyjemności, myślałabym tylko o tym, czy na bank nie zaszkodzę Albatrosowi, dlatego wolę zostać przy zaciąganiu się i próbowaniu. Jak widzicie nie należę też do ekstremalnych osób, które nie zjedzą nawet potrawy, gdzie sos jest na bazie wina czy koniaku.
Ale tak jak mówię: każda z nas jest inna i każda ciąża jest inna. Jeśli nie przeraża Cię moje nastawienie, to wkrótce zapraszam do lektury tekstów na temat moich treningów i diety w ciąży 🙂